niedziela, 12 sierpnia 2012

"Naked Lunch"

W oczekiwaniu na najnowsze dzieło Cronenberga z błyszczącym wampirem postanowiłem sprawdzić wcześniejsze dokonania tego reżysera. Wybór padł na "Nagi Lunch", który od dawna chciałem zobaczyć. Jest to ponoć nie tyle adaptacja książki Williama S. Burroughsa (której nie czytałem), co połączenie pewnych wątków z powieści Nagi lunch, całej twórczości i biografii tego autora. W każdym razie film zapowiadał się niezwykle interesująco.
źródło: http://www.impawards.com
"Nagi Lunch" opowiada historię Billa Lee (Peter Weller – idealny do tej roli) pracującego jako eksterminator owadów (w opinii bohatera: najlepsza praca jaką miałem). Bill podczas wykonywania swoich obowiązków uzależnia się od substancji, której używa do zabijania insektów (dodajmy, że nie stroni również od innych używek). Miewając sporadyczne halucynacje zaczyna wykonywać polecenia maszyny do pisania transformującej się w dosyć sporego owada. Pogłębiające się uzależnienie doprowadza go do przypadkowego zabójstwa żony (czas na numer Wilhelma Tella), wskutek czego zmuszony zostaje do ucieczki do tzw. Interstrefy INC. (coś na kształt islamskiego miasta w Afryce Północno-Zachodniej, prawdopodobnie jest to Tanger, gdzie powstawała książka).
źródło: www.criterion.com
Powiem śmiało, że "Nagi Lunch" obejmuje prowadzenie w kategorii na najdziwniejszy film jaki widziałem w swoim życiu. Absurdalność fabuły (m.in. wykonywanie poleceń wielkiego owada, zażywanie mięsa czarnego wija, idea Interstrefy) osiąga poziom niespotykany nigdzie wcześniej. Główne motywy filmu to wszelkiego rodzaju narkotyki, halucynacje, homoseksualizm oraz wszechobecna paranoja przed działalnością Interstrefy. Swoją drogą mamy wspaniałe sceny: po zabiciu żony Bill pisze Raport o zamordowaniu Joan Lee przez nieznane siły, tekst Rzuciłem pisanie w mając 10 lat. Zbyt niebezpieczne, czy też chyba najlepszy moment filmu, czyli epicki monolog o mężczyźnie, który nauczył się mówić dupą (ten fragment gorąco polecam!).
źródło: http://en.wikipedia.org

Mam świadomość, że "Nagi Lunch" może być niezwykle trudny w odbiorze, gdyż jest to bardzo specyficzne kino. W zasadzie nigdy nie widziałem czegoś podobnego, po namyśle mogę wskazać na "Las Vegas Parano", aczkolwiek muszę podkreślić, iż mimo pewnych cech wspólnych są to całkowicie odmienne dzieła. W każdym razie jeśli macie ochotę na narkotyki, halucynacje oraz absurdalną fabułę to gorąco polecam!


Ocena: 8/10

O książce Burroughsa słów kilka

I bardzo chcę przeczytać książkę - tymi o to słowami zakończyłem pierwotną wersję recenzji "Nagiego Lunchu". Udało mi się tego dokonać niemal po roku od obejrzenia filmu. Opóźnienie wynikało z ogromnych trudności w pozyskaniu tejże powieści, albowiem jak na złość biblioteki (w tym Jagiellońska - hello!) dysponują skandalicznie małą liczbą egzemplarzy! Na dodatek nagle okazało się, że chętnych na czytanie sztandarowych dzieł beat generation jest podejrzanie wielu. Wyczuwam w tym działalność Interzone Inc. Niemniej wreszcie się udało, więc postanowiłem dopisać kilka słów o książce, abyście nie pomyśleli, że nie opanowałem jeszcze umiejętności czytania.
William Seward Burroughs
źródło: http://en.wikipedia.org
Po pierwsze muszę pochwalić Davida Cronenberga za odwagę - Nagi Lunch to totalny bełkot, w którym trudno doszukiwać się jakiejkolwiek linearnej fabuły. Zresztą nawet sam autor chełpił się, że poszczególne rozdziały mogą być czytanie w dowolnej kolejności. Tym bardziej fakt, że ktokolwiek był w stanie przekuć tę powieść na w miarę spójną fabułę, zasługuje na ogromne uznanie. Sama książka składa się z luźnych opowieści, nie tworzących żadnej sensownej całości. Niestety bardzo zawiodłem się na prozie Burroughsa. Generalnie większość Nagiego Lunchu to bełkotliwa historia ćpuna ostatecznego, który zażywa wszystko co tylko może. Dostajemy zatem barwne opisy halucynacji i patrzymy na świat przez heroinowe okulary. O ile w przypadku Huntera S. Thompsona było to zabawne, o tyle Burroughs najzwyczajniej w świecie męczy. Przyznam szczerze, że przebrnięcie przez powieść trochę mi zajęło - i nie dlatego, że nie znam jeszcze wszystkich literek. Barwne opisy totalnej pederastii w oparach opium raczej nie wywołały u mnie zachwytu. Jeśli miałbym wymienić natomiast rzeczy, które były fajne to lista będzie krótka:
  • motyw zaczepiania ciężarnych kobiet i dokonywania im aborcji by nie wyjść z wprawy,
  • przebranie się za prezerwatywę z napisem No pasaran!
  • Interzone Inc. oraz Islam Inc.
  • barwny opis skutków zażywania wielu rodzajów narkotyków,
  • opowieść o mężczyźnie mówiącym dupą.

2 komentarze: