Są czasem w moim życiu takie
okresy, kiedy wydaje mi się, że obejrzałem już wszystko co chciałem. W czasie
takiej posuchy filmowej następuje dramatyczne przeszukiwanie IMDB oraz
przeglądanie wszelakich list użytkowników tego portalu. Niestety tym razem nie
znalazłem nic godnego uwagi, dlatego postanowiłem sięgnąć do podręcznej klasyki
chujowych filmów – wylosowałem "Ghost Rider".
Czy film z Nicolasem Cage’em z
ostatniej dekady może być dobry? Oczywiście, że nie – może być co najwyżej
tragiczny w zabawny sposób – tak jak "Drive Angry". "Ghost Rider" nie jest
niestety w żaden sposób śmieszny. Jedyną zaletą filmu jest to, że tym razem Cage
nie jest demoniczny i można patrzeć na jego „grę aktorską”. Z drugiej strony
liczyłem na coś znacznie gorszego i muszę przyznać, że jestem rozczarowany.
„Ghost Rider” jest w swojej chujowości bardzo solidny. Co prawda fabuła wyssana
z dupy, ale nie jest to poziom „Green Lantern”. Efekty w porządku, wątek
miłosny miałki, Szatan (Peter Fonda!!!) daje radę.
Ocena: 3/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz