środa, 8 sierpnia 2012

"Babylon A.D."


Muszę to uczciwie przyznać: lubię Vin Diesela. Czemu? Choćby za „Pitch Black” czy „Kroniki Riddicka”. I to był właściwie główny powód, dla którego obejrzałem „Babylon A.D.”. Liczyłem ponadto na solidne kino zważywszy na obsadę: Michelle Yeoh, Gerard Depardieu, Mark Strong.

Pod względem fabuły wygląda to następująco: akcja osadzona zdaje się całkiem niedalekiej przyszłości, Vin Diesel ma przewieźć dziewczynę z Rosji do NY. Przy czym Rosja trochę podupadła: wygląda jak trzeci świat, a oligarchowie nie jeżdżą bentleyami, lecz transporterami opancerzonymi (ale w środku wypas jak w Pimp My Ride). W każdym razie jest co ciekawa wizja przyszłości: tam gdzie było biednie, jest jeszcze bardziej biednie, a bogaci są jeszcze bardziej zamożni niż obecnie. Dopóki akcja dzieje się w Rosji, scenografia jest bardzo przekonująca i mniej więcej tak można sobie wyobrazić przyszłość trzeciego świata.
Niestety fabuła rozwija się koszmarnie i przewidywalnie (w pewnych kwestiach, bo jest też nieprzewidywalna absurdalność). Zakończenie to już prawdziwy dramat. Chyba wykorzystanie atomowej łodzi podwodnej i zatrudnienie gwiazd pochłonęło za dużo środków finansowych, że scenarzyści odważyli się na taką nędzę.

Ocena: 3/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz