sobota, 18 sierpnia 2012

"Rising Sun"


Naprawdę nie rozumiem w jaki sposób, będąc dzieckiem wychowanym na poniedziałkowych megahitach Polsatu, mogłem przeoczyć taką perełkę. Wesley Snipes w szczytowej formie, Sean Connery świetny jak zawsze plus Harvey Keitel jako zły porucznik i Cary-Hiroyuki Tagawa, którego nazwisko może nic nie mówi, ale jego twarz znają raczej wszyscy. Epizodyczna rolkę ma nawet Steve Busceni. Pod względem fabularnym mamy klimaty japońskie: mocarna korporacja z Japonii próbuje doprowadzić do przejęcia amerykańskiej firmy komputerowej. Jednakże w trakcie bankietu dochodzi do morderstwa professional mistress (jak to ładnie ujęło IMDB). Sprawa jest bardzo mętna, toteż dzielny porucznik Smith (Snipes) potrzebuje pomocy znawcy japońskiej kultury i zwyczajów kapitana Connora (Connery), który podobno zaprzedał duszę Japończykom.
źródło: http://en.wikipedia.org/
Intryga kręci się wesoło, dużo twistów i finał, którego nie przewidziałem, pomimo, że byłem 100% pewny zakończenia. Sprawność realizacyjna, cięte dialogi, mało mordobicia, ale jak już to Snipes błyszczy. Co może drażnić? Poza ogromnym przerysowaniem japońskich gangsterów nic mi nie przychodzi na myśl. Przez 2 godziny bawiłem się naprawdę przednio, ale mam świadomość, że percepcja tego obrazu może być diametralnie różna.

Ocena: 7/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz