poniedziałek, 31 stycznia 2022

"The Beach" (2000)

Anywhere you go, desire is desire. The sun cannot bleach it, nor the tide wash it away...

Dzisiaj chciałbym zaproponować Wam podróż w odległą przeszłość. W sumie jest to propozycja w stylu radzieckim albo nie do odrzucenia, gdyż nie pozostawiam Wam właściwie wyboru (chociaż oczywiście możecie nie czytać dalej). Niemniej, przenieśmy się do roku 2000, gdy nie było jeszcze YouTube’a, Facebooka ani Instagrama, a wyniki meczów sprawdzało się na Telegazecie, a nie na LiveScore. Muzyki słuchałem wtedy przeważnie z kaset, ponieważ albumy na CD były przeważnie minimum dwukrotnie droższe, no i ogólnie było totalnie inaczej niż teraz. W tamtych zamierzchłych czasach dostęp do Internetu był prawdziwą rzadkością: albo szło się do kafejki albo można było skorzystać na lekcji informatyki. Toteż normalną praktyką było opowiadanie sobie nawzajem o filmach, które się akurat obejrzało w kinie. I tutaj przechodzę właśnie do wydarzenia, które ponad 20 lat temu popchnęło mnie do napisania tego tekstu. Co prawda nie jestem w stanie przypomnieć sobie kiedy dokładnie miało ono miejsce, ale wnioskuję, że skoro polska premiera "Niebiańskiej plaży" miała miejsce 31 marca 2000 roku, to z urywek wspomnień postawiłbym na okres wakacyjny. Otóż moja kuzynka obejrzawszy film Danny’ego Boyle’a w pińczowskim kinie zdała mi obszerną relację z seansu, uwzględniają całą fabułę i wszystkie jej zwroty. Wówczas byłem pod potężnym wrażeniem tej opowieści i zapragnąłem również obejrzeć "Niebiańską plażę". Ale mijały lata, telewizyjne premiery, minęła epoka torrentów, a ja dalej nie mogłem zrealizować tego postanowienia (oczywiście nie było to tak, że cały czas o nim pamiętałem). I dopiero teraz, po 22 długich latach od tej konwersacji, wreszcie udało mi się to zrobić!

20th Century Fox

"The Beach", bo taki oryginalnie nosi tytuł film w reżyserii Danny’ego Boyle’a, zostało oparte na powieści Alexandra Garlanda z 1996 roku. Co ciekawe brytyjski pisarz zrobił potem ciekawą karierę w branży filmowej, najpierw jako scenarzysta (m.in. "28 dni później", "W stronę słońca", "Dredd"), a potem jako reżyser ("Ex Machina", "Anihilacja"). Richard (Leonardo DiCaprio), młody amerykański turysta, spotyka w podrzędnym hotelu w Bangkoku obłąkanego Daffy’ego (Robert Carlyle), który opowiada mu o pięknej, tajemniczej plaży. Po samobójczej śmierci szalonego mężczyzny (przy czym jest to dosyć spektakularna śmierć), Richard znajduje mapę prowadzącą do tego cudu natury. Werbując do spółki francuską parę Françoise (Virginie Ledoyen) i Ėtienne’a (Guillaume Canet), młody podróżnik wyrusza na poszukiwanie przygody!

20th Century Fox

Muszę przyznać, że po 22 latach od premiery "Niebiańska plaża" prezentuje się całkiem nieźle, aczkolwiek nie oznacza to wcale, że jest filmem wybitnym. Proces starzenia się następuje raczej godnie, choć wiadomo powszechnie, że gdyby ta produkcja powstawała współcześnie to z połowę ekranowego czasu zajęłoby pewnie wrzucanie relacji na Insta. Filmowa niebiańska plaża istnieje naprawdę, nazywa się Maya i znajduje się na niezamieszkałej, tajlandzkiej wyspie Koh Phi Phi Leh. W trakcie kręcenia "The Beach" twórcy postanowili troszkę podrasować tę i tak już epicką miejscówkę (i nie chodzi tu o efekty specjalne użyte na ekranie), w efekcie czego, gdy przyszły sezonowe burze, doszło do katastrofy ekologicznej. Wskutek procesu sądowego wytwórnia Fox została zobowiązana do naprawienia szkód w środowisku naturalnym, które powstały w wyniku kręcenia filmu. To troszkę ironiczne w kontekście dosyć proekologicznego przesłania "Niebiańskiej plaży".

20th Century Fox

Niemniej wracając do filmu to osobiście raziły mnie niektóre rozwiązania fabularne wybierane przez bohaterów. Przykładowo Richard, mając praktycznie nieograniczone możliwości przepędzenia intruzów próbujących dostać się na wyspę, popada w dżunglowe szaleństwo (tak, wiem, złożyły się na to jeszcze inne czynniki) i swoją bezczynnością doprowadza do tragedii, a pośrednio do smutnego finału całej historii. Swoją drogą motywy działania naszego bohatera podczas samotnego pobytu w dżungli dla widzów filmu mogą wydawać się dziwne i niejasne, niemniej w wersji książkowej Richard był mocno zainteresowany Wietnamem, co pozwala w pewien sposób wyjaśnić jego odpałowe zachowania. Dla kontrastu fajnie ukazano przemianę na pozór harmonijnej, hedonistycznej wspólnoty pod wpływem dramatycznych wydarzeń, które prowadzą do nieodwracalnego upadku autorytetu przywódczyni grupy. Nie spodziewałem się również, że "Niebiańska plaża" będzie filmem aż tak brutalnym – skutki ataku rekina czy pozostałości po samobójstwie Daffy’ego ukazano na ekranie bardzo krwiście i wysoce nieprzyjemnie. Swoją drogą swoistą przewrotność rajskiej plaży bohaterowie odkrywają jeszcze zanim dotrą do upragnionego celu. Na koniec pragnę zwrócić uwagę na bardzo przyjemny singiel Pure Shores brytyjskiego zespołu All Saints, który kiedyś bujał w liście przebojów 30 ton promując film Danny’go Boyle’a.

20th Century Fox

Leonardo DiCaprio wcielając się w Richarda ma bardzo dobre momenty, wygląda też odpowiednio młodzieńczo i może trochę naiwnie. Niemniej, gdy zapierdala po dżungli opętany szaleństwem, wydaje się być stworzony do tej roli (chociaż Danny Boyle chciał zaangażować Ewana McGregora). Dla odmiany trochę słabo w roli Françoise wypada Virginie Ledoyen, w szczególności, gdy zestawimy ją z partnerującym jej Guillaumem Canetem (przejmujący i szlachetny Ėtienne). Ciekawą kreację stworzyła natomiast Tilda Swinton, wcielająca się w niby spoko przywódczynię wyspiarskiej ferajny, Sal. Jednak gdybym miał wyróżnić tylko jedną postać, to zdecydowanie stawiam na epizod Roberta Carlyle’a, który bezbłędnie zagrał opętanego szaleństwem Daffy’ego.

20th Century Fox

"Niebiańska plaża" po długich 22 latach oczekiwania nie okazała się rozczarowaniem, ale też nie przyniosła mi jakiegoś większego zachwytu. Film Danny’ego Boyle’a na pewno będę kojarzył z młodym Leonardo DiCaprio, pięknymi plenerami, samobójstwem Daffy’ego oraz piosenką Pure Shores. Jak na tyle lat oczekiwania na seans to i tak całkiem fajnie.

20th Century Fox

Ocena: 7/10.