sobota, 30 stycznia 2021

"Motherless Brooklyn"/"Osierocony Brooklyn" (2019)

 Sometimes you do everything you’re supposed to, and it all still goes to shit.

Wraz z kolejnym rokiem pojawia się wiele nowych projektów i koncepcji, ale brutalna prawda jest taka, że nie zamknąłem jeszcze nawet wszystkich filmowych i serialowych spraw z 2020. Solennie przyrzekam (ta, jasne, jakiego frajera chcesz jeszcze na to naciągnąć?), że postaram się ogarnąć te tematy jak najszybciej, żeby ku Waszej radości powstało parę fajnych tekstów. Na szczęście w tej kwestii pandemia jest moim nieoczekiwanym sojusznikiem, gdyż obecnie pojawia się stosunkowo niewiele nowości, które wypadałoby obejrzeć, więc mogę skupić się na odrabianiu zaległości. Początek roku (LOL, jest koniec stycznia) postanowiłem przywitać drugim podejściem Edwarda Nortona do reżyserii (pierwsze to "Keeping the Faith" z 2000 roku). "Motherless Brooklyn" (w Polszy "Osierocony Brooklyn") to luźna adaptacja książki Jonathana Lethema wydanej pod tym samym tytułem w 1999 roku. Co ciekawe, w oryginale akcja powieści rozgrywa się pod koniec XX wieku, ale Norton uznał, że o wiele lepiej będzie przesunąć fabułę w koniec lat 50-tych ubiegłego stulecia by stworzyć kryminał w stylu neo-noir. A ponieważ w obsadzie znaleźli się wybitni aktorzy tacy jak Alec Baldwin, Willem Dafoe, Bruce Willis czy Michael Kenneth Williams (Omar Little zawsze na propsie, nawet gdy brakuje nam cracku!), nie wspominając już o samym reżyserze, to zapowiadała się przednia zabawa.

 2021 Warner Bros. Entertainment Inc.

Jak już wspominałem w poprzednim akapicie, akcja "Motherless Brooklyn" została osadzona w Nowym Yorku końca lat 50-tych XX wieku. Cierpiący na zespół Tourette’a, raczej średnio rozgarnięty, choć dysponujący niezwykłą pamięcią Lionel Essrog (Edward Norton), pracuje w agencji detektywistycznej, której właścicielem jest jego mentor Frank Minna (Bruce Willis). W trakcie rutynowej akcji wszystko idzie jednakże fatalnie, w efekcie czego szef firmy zostaje zastrzelony na oczach pracowników, którzy mieli stanowić jego obstawę. Zrozpaczony Lionel postanawia za wszelką cenę odnaleźć sprawców i wymierzyć sprawiedliwość.

 2021 Warner Bros. Entertainment Inc.

Uwielbiam kryminały w stylu noir, o czym wielokrotnie już wspominałem na tym blogu (a przynajmniej tak mi się wydaje). Od razu przyznam, że "Motherless Brooklyn" miał pewne predyspozycje by osiągnąć w tym gatunku znacznie wyższą pozycję. Dbałość o scenografię, klimat czy zgromadzenie tak znakomitej obsady nie zdarza się przecież każdego dnia. A jednak mimo wszystko po projekcji uznałem, że jest to solidna produkcja, która jednak nie przeskoczy nigdy pewnego poziomu. Od razu zadałem sobie pytanie: z czego to wynika? Otóż zdaje się, że moim największym problemem z "Osieroconym Brooklynem" jest brak protagonisty, którego można polubić, utożsamiać się z nim lub chociaż podziwiać nawet w negatywnym sensie. Nie mam zamiaru w żaden sposób wyśmiewać czy dyskryminować osób cierpiących na zespół Tourette’a, ale ekranowy Lionel jest po prostu totalnie wkurwiającą postacią. Rozumiem, że wiele, w zasadzie wszystko, zawdzięczał Frankowi, który wyciągnął go z totalnego gówna, ale jego mentalne frajerstwo oraz choroba psychiczna są na dłuższą metę wyczerpujące. Nie umniejszam przy tym wysiłków aktorskich Edwarda Nortona, ale po prostu tego rodzaju bohater nie pasuje mi do stylistyki noir (jakkolwiek konserwatywnie to zabrzmi). Zwróćcie również uwagę, że pod koniec lat 50-tych, gdy nie było jeszcze Internetu, zespół Tourette’a raczej nie był powszechnie znaną w społeczeństwie przypadłością. Natomiast pozostali bohaterowie filmu nie wyśmiewają nawet Lionela ani jego przypadłości, lecz traktują go jako nieszkodliwego dziwaka. Mam wrażenie, że ten aspekt przeniesienia fabuły w przeszłość wypadł rażąco mało realistycznie.

 2021 Warner Bros. Entertainment Inc.

Mój drugi problem z "Motherless Brooklyn" dotyczy natomiast samej fabuły. Otóż doskonale rozumiem motywacje ubogich mieszkańców slumsów, ale jednak to koncepcje urbanistycznego rozwoju miasta Mosesa Randolpha (Alec Baldwin) doprowadziły Nowy Jork do stanu, w którym znajduje się dzisiaj (zwróćcie uwagę na kwestię mostów i parków, którą podnosi ten bohater w filmie), chociaż oczywiście nie można pochwalać tak brutalnych metod realizacji nawet najlepszych planów. Co ciekawe postać grana przez Aleca Baldwina została oparta na prawdziwym człowieku, który przez dekady odgrywał niebagatelną rolę w Wielkim Jabłku – Robercie Mosesie. Nasz historyczny bohater zrobił co prawda bardzo dużo dla rozwoju Nowego Jorku, ale był także oskarżany o żądzę władzy, działanie z wyjątkowo wątpliwych pobudek etycznych, mściwość czy rasizm. No cóż, z takim bagażem z pewnością nie była to postać godna naśladowania wedle standardów szkolnych wypracowań. Po trzecie w zasadzie dopiero pisząc recenzję uświadomiłem sobie, że w tym filmie policja nie odgrywa praktycznie żadnej roli. Szanowany, biały bohater wojenny zostaje zastrzelony w biały dzień na ulicy? No trudno, niech jego koledzy z agencji detektywistycznej wyjaśnią sprawę we własnym zakresie, a my pójdziemy na kawę i pączki (no chyba, że wpływu Mosesa są aż tak nieograniczone).

 2021 Warner Bros. Entertainment Inc.

Chociaż w dwóch poprzednich akapitach skupiłem się raczej na wadach "Motherless Brooklyn" to jednak w dalszym ciągu podtrzymuję opinię, że jest to solidne kino. Twórcy postarali się o bardzo dobre odwzorowanie realiów epoki końca lat 50-tych ubiegłego stulecia i na ekranie naprawdę nie uświadczymy biedy pod tym względem (zawsze się zastanawiam skąd się bierze tyle aut z tamtych czasów?). Pod względem realizacyjnym jest naprawdę spoko, fabuła potrafi ponadto naprawdę zainteresować widza i mamy naprawdę niewiele głupawych scen. Natomiast najbardziej urzekł mnie motyw bezimiennego Trębacza (Michael Kenneth Williams), który wraz ze swoim bandem bezgranicznie poświęca się tworzeniu cool jazzu. Nie muszę chyba dodawać, że oczywistą inspiracją tej postaci jest sam Miles Davis (na ścianie mojego pokoju zwisał kiedyś jego fotos, zrabowany z jednego ze studenckich, krakowskich barów, z tego miejsca pozdrawiam wszystkich wspólników tegoż zuchwałego czynu!). Sceny z występów zespołu, wplecione w akcję filmu, to prawdziwa maestria. Nie muszę zatem chyba dodawać mojej opinii o ścieżce dźwiękowej.

 2021 Warner Bros. Entertainment Inc.

Kolejną niezaprzeczalną zaletą "Motherless Brooklyn" jest aktorstwo. Postać Lionela opisałem już wcześniej, dlatego też nie chcę się powtarzać. Jest to naprawdę dobry (acz irytujący) występ, który po raz kolejny udowadnia, że Edward Norton jest jednym z najlepszych współczesnych aktorów. Jednak największe wrażenie zrobiły na mnie dwie role drugoplanowe. Zabrzmi to może dziwnie, ale tym razem nie jest to Willem Dafoe, wcielający się w Paula Randolpha, brata antagonisty, gdyż uważam, że stać go na o wiele lepsze występy (a ten sam w sobie nie jest zły, ale mnie nie porwał). Po pierwsze chciałbym zwrócić uwagę na Aleca Baldwina. Moses Randolph w jego wykonaniu to bezwzględny skurwysyn nie cofający się przed niczym, aby osiągnąć upragniony cel. Mimo wszystkich swoich wad Moses nie jest jednak tylko skurwiałym egoistą żądnym władzy dla wyłącznego jej posiadania, ale jednak w swoim postępowaniu kieruje się pewnymi zasadami (mimo wszystko doceniając dobre projekty autorstwa jego brata) i naprawdę chce coś zmienić. Marvel i DC Comics mogłyby się nauczyć bardzo wiele w kreowaniu antagonistów, gdyby tylko zwróciły uwagę na tę świetną rolę Aleca Baldwina. Po drugie Michael Kenneth Williams w roli bezimiennego Trębacza. Boże, ile w tym człowieku jest charyzmy! Legendarny Omar z "The Wire", potem Chalky White z "Boardwalk Empire", a teraz po prostu wysoce charyzmatyczny koleś grający po prostu na trąbce! Z ról mniejszych warto wyróżnić także Bruce’a Willisa wcielającego się we Franka Minnę, za krótki, acz bardzo pozostający w pamięci występ.

 2021 Warner Bros. Entertainment Inc.

W pierwszym moim odczuciu "Motherless Brooklyn" miał wszystko, aby pozamiatać scenę kryminałów w stylu neo-noir: klimat, realizację i przede wszystkim aktorstwo. Jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem, dokładnie tak jak w cytacie otwierającym tę recenzję. Mimo wszystko polecam Wam tę solidną produkcję, żywiąc nadzieję, że może Wy spojrzycie na nią bardziej przychylnym okiem niż ja. Pozdro 600!

 2021 Warner Bros. Entertainment Inc.

Ocena: 7/10.