wtorek, 30 listopada 2021

"Dune: Part One" (2021)

Dreams make good stories, but everything important happens when we're awake.

Niezliczona ilość butelek różnych alkoholi została wyzerowana odkąd napisałem recenzję "Diuny" z 1984 roku wyreżyserowanej przez Davida Lyncha. Niemniej, już wtedy, w ostatnich zdaniach tegoż wiekopomnego tekstu apelowałem o konieczność wysokobudżetowego i epickiego remake’u! Jak widać kropla drąży skałę, a hajs się musi zgadzać, więc prośby zostały w końcu wysłuchane i w tym roku możemy wreszcie nacieszyć się nowym podejściem do kultowej powieści Franka Herberta. W ostatnich latach Denis Villeneuve za sprawą filmów takich jak "Arrival" czy może w szczególności właśnie "Blade Runner 2049" zaczął wyrastać na czołowego reżysera s-f (ale przecież nakręcił również doskonałe, acz bardziej przyziemne rzeczy – np. "Sicario"), więc teoretycznie nie było żadnych powodów do obaw. Aczkolwiek, jak niejednokrotnie okazało się już w przeszłości, nie ma takiego projektu, którego ktoś nie mógłby spierdolić, więc zawsze należy być ostrożnym w oczekiwaniach wobec kinematografii (tym bardziej, jeśli macie jakieś więzi emocjonalne z tym przedsięwzięciem).

TM & © 2022 Warner Bros. Entertainment Inc.

Przygodę z "Diuną" rozpoczynamy od poznania potężnego rodu Atrydów, który dostępuje właśnie niezwykłego zaszczytu obejmując w posiadanie kluczową planetę Arrakis (zwaną potocznie Diuną). Kolosalne znaczenie Diuny dla podróży międzygwiezdnych wynika z faktu, iż jest ona jedynym źródłem melanżu (przyprawy), umożliwiającemu nawigatorom wytyczanie bezpiecznej trasy w czasoprzestrzeni. Książę Leto Atryda (Oscar Issac) starannie planując wyprawę na Arrakis, jednocześnie stara się jak najlepiej przygotować swojego syna Paula (Timothée Chalamet) do roli następcy trony. Jednakże szybko okazuje się, że hojna z pozoru oferta Imperatora ma ukryte przesłanie, a dotychczasowi powiernicy Diuny nie odstąpią łatwo od zyskownego przedsięwzięcia. Dodatkowo wszędzie sięgają macki tajemniczego bractwa Bene Gesserit, do którego należy żona księcia, lady Jessica (Rebecca Ferguson).

TM & © 2022 Warner Bros. Entertainment Inc.

Nie obawiajcie się, jeśli wcześniej nie mieliście styczności z powieścią Franka Herberta. Narracja została poprowadzona w taki sposób, aby nawet totalni ignoranci nie poczuli się zagubieni w bogatym uniwersum Diuny. I chociaż lata temu zgłębiłem niejeden tom tej serii, to wcale nie czułem się znudzony takim rozwiązaniem. Informacje o Arrakis pozyskujemy bowiem przeważnie, gdy Paul dokształca się przed wyprawą na pustynną planetę. Akcja rozwija się bardzo powoli, wręcz nieśpiesznie, a przecież mamy do czynienia z ponad dwu i pół godzinną produkcją, która dodatkowo jest zaledwie mniej więcej połową książkowej Diuny! W zasadzie to właściwie mogę mieć jedyne pretensje o tak nagłe zakończenie filmu, gdyż zdecydowanie łyknąłbym drugą część opowieści od razu. Twórcy, przynajmniej z tego co pamiętam z książkowego oryginału, postawili na wierne odwzorowanie na ekranie powieści Franka Herberta. Oczywiście mamy parę zmian, aczkolwiek raczej nieistotnych. Czy ma jakiekolwiek znaczenie fabularne, że w wersji Denisa Villeneuve doktor Liet Kynes (Sharon Duncan-Brewster) jest czarnoskórą kobietą? No jasne, że nie, chyba, że akurat zżera Was mizoginia albo jesteście rasistami.

TM & © 2022 Warner Bros. Entertainment Inc.

Gdy po latach ogląda się "Diunę" Davida Lyncha łatwo dostrzec jak archaicznie wyglądają efekty specjalne i jak bardzo technologia poszła do przodu od tego czasu. Nie wiem czy o filmie Denisa Villeneuve napiszę podobne słowa za jakieś 35 lat, ale na obecne czasy jego produkcja prezentuje się po prostu ZAJEBIŚCIE!!! O taką właśnie epickość walczyłem przez lata i na coś takiego właśnie zasługuje Diuna Franka Herberta. O wiele łatwiej przyswaja się złożoność tego uniwersum, jeżeli oglądamy na ekranie tak piękne, majestatyczne i przede wszystkich zróżnicowane kadry. Już w pierwszych kadrach, komentowanych z offu przez Chani, oglądamy spektakularny atak Fremenów na żniwiarki zbierające melanż, który potężnie oddziałuje na widza. Zestawienie bogatej w wodę i zielonej planety rodu Atrydów z gorącą, wysuszoną i smaganą potężnymi burzami piaskowymi Arrakis to naprawdę kolosalny kontrast. Ciekaw już jestem jak, przy takim bogactwie wizualnym, zaprezentuje się Imperator, ponieważ jego fanatyczne legiony Sardaukarów zrobiły naprawdę dobre wrażenia wizualne. Z resztą podobne odczucia miałem w stosunku do Bene Gesserit – tutaj naprawdę udało się wytworzyć aurę mistycyzmu, niepokoju i tajemniczości. Oczywiście ród Harkonnenów jest odpowiednio plugawy i okrutny. I na koniec kilka słów o czerwiach, w które wcielił się Tomasz Karolak. Tym razem nie budzą już uśmiechu politowania, lecz wyglądają naprawdę potężnie i groźnie. Wreszcie twórcom udało się osiągnąć wizualną doskonałość i spełnić moje wybujałe oczekiwania odnośnie tego jak godnie powinna wyglądać "Diuna".

TM & © 2022 Warner Bros. Entertainment Inc.

Również pod względem aktorskim "Diuna" trzyma wysoki poziom. O tym, że Timothée Chalamet jest znakomitym aktorem nie trzeba chyba nikomu przypominać. Paul Atryda w jego wykonaniu to trochę zagubiony i niedoświadczony chłopak, aczkolwiek żywiący silne przekonanie, że ma do odegrania kluczową rolę w tym przedstawieniu. Nie wywyższający się mimo książęcego pochodzenia, ale mimo wszystko epatujący majestatem i pewną charyzmą. Fajna rola, na której rozwinięcie czekam z wytęsknieniem w kolejnej odsłonie. Wcielający się w księcia Leto Oscar Isaac stworzył przejmującą kreację – inteligentnego, rozważnego i wrażliwego na dobro poddanych władcy. Szkoda tylko, że takich przywódców możemy odnaleźć ostatnio jedynie na kartach książek. Równie doskonale wypadła wcielającą się w matkę Paula Rebecca Ferguson. Lady Jessica, mimo przynależności do Bene Gesserit, troszczy się przede wszystkim o przyszłość swojego syna i to oddanie matczynej miłości bardzo dobrze udało się odwzorować na ekranie. Jason Momoa jako Duncan Idaho, wielki wojownik rodu Atrydów, wypada naprawdę charyzmatycznie, luźno i zajebiście, podobnie można ocenić Josha Brolina wcielającego Gurneya Hallecka, aczkolwiek postać ta jest oczywiście sztywnym, wyzbytym z uczuć formalistą. Zendaya, wcielająca się w Chani, nie miała jeszcze okazji pokazać pełni talentu jak choćby w roli Rue w "Euforii" (kto nie widział serialu, niech koniecznie nadrobi), gdyż przeważnie słyszymy jej voice-over albo widzimy ją snującą się po pustyni w snach Paula. Po złej stronie mocy fajnie prezentuje się niezawodny Stellan Skarsgård (baron Harkonnen), aczkolwiek w mojej opinii grający jego przydupasa Dave Bautista jest taki sobie. Nie wspominam nawet za bardzo o Javierze Bardem (Stilgar), ponieważ po tak krótkim występie ciężko ocenić, co wyrośnie z tej postaci. Niemniej, jak sami widzicie, "Diuna" zostało obsadzana praktycznie samymi topowymi nazwiskami i wręcz miejsca brakuje, aby wszystkie z nich opisać.

TM & © 2022 Warner Bros. Entertainment Inc.

"Diuna" to epickie i majestatyczne science fiction, które w przeciwieństwie do wielu współczesnych filmów o superbohaterach niesie ze sobą ważny przekaz ekologiczny (co jest tym bardziej ważne w obliczu nadciągającej katastrofy klimatycznej). Mam nadzieję, że druga część opowieści nie będzie gorsza i produkcja Denisa Villeneuve osiągnie status podobny do "Władcy pierścieni". Już widzę na IMDb informacje o powstawaniu serialu "Dune: Sisterhood", więc ziarno zostało zasiane. Miejmy nadzieję na udane żniwa.

TM & © 2022 Warner Bros. Entertainment Inc.

Ocena: 9/10.