niedziela, 31 października 2021

Bond No. 25: "No Time To Die" (2021)

 The past isn't dead.

Wszystko się zmienia, nic nie jest stałe. Pod koniec października po raz ostatni mieliśmy okazję odwiedzić Tesco na Kapelance, które w zamierzchłych czasach studenckich z uwagi na całodobową dostępność było celem niejednej alkopielgrzymki. I tak jak brytyjska sieć znika z mapy supermarketów w Polsce (na szczęście do Czech nie jest daleko), tak i Daniel Craig żegna się z serią filmów o przygodach legendarnego Jamesa Bonda. W sumie to tym razem, żegna się naprawdę ostatecznie, bo jeżeli wrócicie do mojej recenzji "Spectre" z 2015 roku to w tekście znajdziecie parę fragmentów o ówczesnym ostatecznym pożegnaniu z rolą 007. Po premierze "No Time To Die" pojawiały się przeważnie pozytywne recenzje filmu (przeczytałem tylko jedną w miarę negatywną), przez co zacząłem frajersko wierzyć, że może wrócimy do mitycznego poziomu rozrywki zaserwowanego piętnaście lat wcześniej w "Casino Royale". I choć wstęp do recenzji nie jest może najlepszym miejscem na wydawanie osądu, to muszę z goryczą przyznać, że po raz kolejny zostałem zrobiony w bambuko. A żeby godnie przygotować się do pisania mojej opinii, odświeżyłem sobie wszystkie Bondy z Danielem Craigiem, a także dwa, w których w głównej roli wystąpił Timothy Dalton (w jednym z licznych rankingów poszczególnych części znalazłem informację, że bez Daltona nie byłoby takiego Bonda, jakiego wykreował Craig).

© 2021 Danjaq, LLC and Metro-Goldwyn-Mayer Studios Inc.

Jak pamiętamy (albo i nie) ze "Spectre" James Bond (Daniel Craig) przeszedł na emeryturę, którą spędza u boku Madeleine (Léa Seydoux). W trakcie pobytu w uroczym włoskim miasteczku Matera w Apulii bohaterowie postanawiają ostatecznie rozliczyć się ze swoją burzliwą przeszłością. Niestety podczas odwiedzin grobu Vesper Lynd (Eva Green) z "Casino Royale" daje o sobie znać zbrodnicza i bezwzględna organizacja SPECTRE, która w zuchwały, nawet na jej standardy, sposób podejmuje próbę asasynacji 007, od której dotychczasowe życie byłego agenta MI6 wywraca się do góry nogami, a sam Bond wraca do swojej ulubionej czynności czyli spożywania drogich alkoholi w jakieś epickiej miejscówce nad ciepłym morzem.

© 2021 Danjaq, LLC and Metro-Goldwyn-Mayer Studios Inc.

Początek "No Time To Die", rozgrywający się we Włoszech, wydawał mi się naprawdę obiecujący (oczywiście, jeżeli przymrużymy oko na różne, realistyczne inaczej efekty specjalne). Późniejsze przeniesienie akcji filmu na Jamajkę też miało swój urok (zwróćcie uwagę na epicki kwadrat Jamesa), zważywszy że pojawił się Felix Leiter (Jeffrey Wright). Niestety już chyba w Santiago de Cuba, gdzie odbywało się coś w rodzaju dorocznego balu SPECTRE coś zaczęło się zdecydowanie psuć. Chociaż muszę szczerze przyznać, że krótki epizod Palomy (Ana de Armas) jest jednym z najjaśniejszych i jednocześnie najzabawniejszych punktów w całej produkcji. Niestety potencjał tej wspaniałej i rozrywkowej bohaterki nie został wykorzystany w całości, a jego zakończenie jest po prostu jednym z najtańszych chwytów jakie ostatnio widziałem (takie rozwiązanie w scenariuszu sprawa, że zacząłem się zastanawiać jaki był w ogóle sens wprowadzania Palomy do fabuły). Tak jak pisałem już przy recenzji poprzedniej odsłony organizacja SPECTRE w dalszym ciągu nie przystaje do współczesnej, wysoce zinwigilowanej rzeczywistości, a to że wszyscy wiedzą o balecie na Kubie zakrawa na totalny absurd. Chociaż wiem, że przecież nie możemy oczekiwać od filmu o Bondzie, że będzie to kompletnie realistyczne kino, to chciałbym, aby scenarzyści trochę bardziej przyłożyli się do tworzenia fabuły.

© 2021 Danjaq, LLC and Metro-Goldwyn-Mayer Studios Inc.

Tradycyjnie już wraz z Jamesem zwiedzamy świat. W poprzednim akapicie wspomniałem o Apulii we Włoszech, Jamajce i Kubie. Do listy trzeba dopisać oczywiście Londyn, a także Norwegię i jakąś bliżej nieznaną wyspę, do której roszczenia wysuwają Japonia i Rosja. W "No Time To Die" znajdziemy oczywiście wiele odwołań do poprzednich Bondów. Część z nich jest raczej łatwa do wyłapania, a z kolei inne wymagają szczegółowej wiedzy dotyczącej całej serii. Nie mam ambicji, żeby wymieniać te wszystkie nawiązania (zresztą nie czuję się nawet wystarczająco kompetentny do podjęcia się tegoż zadania), ale chciałem zwrócić Waszą uwagę na jedno z nich, które wydaje mi się dosyć kuriozalne. Otóż z informacji podanej na grobie dowiadujemy się, że Vesper Lynd urodziła się w 1983 roku, a więc w "Casino Royale" (2006) miała zaledwie 23 lata. Czy zważywszy na jej wysoce odpowiedzialne stanowisko i niemałe pieniądze, którymi obracała, nie wydaje się Wam, że Vesper była troszkę za młoda? To taki niby drobny szczegół, ale jednak kiedy przekalkulowałem sobie daty z grobu, to poczułem lekką irytację.

© 2021 Danjaq, LLC and Metro-Goldwyn-Mayer Studios Inc.

Wspominałem chwilę wcześniej, że Bond spożywa dosyć dużo alkoholu, aczkolwiek nie jest w tym procederze wcale odosobniony. Nieoczekiwanie bratnią alkoduszą okazuje się M (Ralph Fiennes), który wlewając w siebie whisky w niemal każdej scenie, stara się pogodzić ze skutkami swoich średnio przemyślanych decyzji. W scenie rozmowy szefa MI6 z 007 rozgrywającej się nad Tamizą tylko czekałem aż Mallory nie wyciągnie zza pazuchy małpeczki Golden Loch albo chociaż piersióweczki. Generalnie można wyciągnąć zatem wniosek, że alkohol pomaga rozwiązywać problemy związane z pracą w wywiadzie (od siebie dołożę, że tak samo wpływa na problemy logistyczno-spedycyjne). Przechodząc do kolejnego humorystycznego wątku, nie mogłem sobie odpuścić pocisku na magiczne oko Blofelda, które wydaje się raczej artefaktem adekwatnym w serii o Harrym Potterze niż o Bondzie. To jest tak absurdalne, że naprawdę ciężko w paru linijkach wytłumaczyć jak to działa i się przemieszcza (podejrzewam, że w czyjejś dupie, skąd na pewno wziął się ten pomysł). Kolejne absurdum i nonsensum to rosyjski naukowiec Valdo (David Dencik), w którego spokojnie ze względu na zbliżoną aparycję mógłby się bezproblemowo wcielić Arkadiusz Jakubik (byłoby pewnie taniej, a i potencjał komediowy zdecydowanie większy). A na dodatek w finale znowuż do kurwy nędzy baza przeciwnika musi eksplodować!!!

© 2021 Danjaq, LLC and Metro-Goldwyn-Mayer Studios Inc.

Jeśli chodzi o aktorstwo to Daniel Craig po raz kolejny bardzo dobrze wypadł wcielając się w brytyjskiego agenta. Ubolewam jedynie, że ponownie nie udało się stworzyć scenariusza, który choćby przez chwilę otarł się o poziom "Casino Royale". Natomiast pięknie dziękuję za te wszystkie lata spędzone razem i chociaż filmy bywały różne to zawsze będę ciepło wspominał Craiga w roli Bonda. Zdecydowanie na plus zaliczam damskie kreacje: czy to Léa Seydoux jako Madeleine, Naomie Harris jako Moneypenny czy Lashana Lynch jako kobieca wersja 007, wszystkie wypadają naprawdę spoko. Jednak prawdziwą wisienką na torcie jest występ Any de Armas. Paloma w jej wykonaniu od razu zdominowała cały ekran swoją nieporadnością, urokiem i jednocześnie charyzmą, i naprawdę szkoda, że trwało to tylko kilka minut. Trochę gorzej spisali się natomiast panowie. Rami Malek (Safin) jeszcze jako tako daje radę, chociaż jest to kolejny złoczyńca, który Le Chiffre’owi mógłby co najwyżej buty czyścić. Blofeld w wykonaniu Christopha Waltza to kreacja bez pomysłu, którą oglądałem z bólem, a czarę goryczy przelał Billy Magnussen wcielający się w Logana Asha na zasadzie totalnej, bezmyślnej szarży zakończonej uderzeniem w ścianę i rozbryzgiem mózgu na drobne kawałki. Pewną osłodę stanowił na szczęście występ Jeffreya Wrighta, który po latach wrócił do naprawdę fajnej roli Felixa Leitera (uwielbiam tę postać w jego wykonaniu).

© 2021 Danjaq, LLC and Metro-Goldwyn-Mayer Studios Inc.

"No Time to Die" nie jest ani najlepszym ani najgorszym Bondem z Danielem Craigiem. Opowieści o ładunku emocjonalnym i takich tam rzeczach (z wyjątkiem ostatniej sceny) mogę włożyć natomiast między bajki. Chociaż dałem duży kredyt zaufania tej odsłonie, to po raz kolejny zostałem wyruchany, mając wrażenie, że scenarzyści traktują publiczność jak bandę kretynów. Mimo to "No Time to Die" zrealizowane zostało na niezłym poziomie, a ponadto jest to kino ładne, widowiskowe i ze wszech miar szykowne. Szkoda, że naprawdę przez tyle lat nikt nie był w stanie napisać lepszego scenariusza, aby godniej uczcić pożegnanie Daniela Craiga z rolą Jamesa Bonda.

© 2021 Danjaq, LLC and Metro-Goldwyn-Mayer Studios Inc.
Ocena: 6/10.