sobota, 26 stycznia 2019

"Wildlife"/"Kraina wielkiego nieba" (2018)

Well, ain't this a wild life, son?

Poprzedni rok zamknąłem nawiązaniem do ubiegłorocznych Oscarów ("Call Me by Your Name"), a kolejny otwieram filmem mającym szansę zebrać parę nominacji w tegorocznej odsłonie tychże nagród. Kiedy zacząłem pisać wstęp do recenzji tak naprawdę nie wiedziałem czy "Wildlife" (w Polszy znamy pod wyjątkowo trafnym tytułem "Kraina wielkiego nieba", nawiązującym do jednego z przydomków Montany: Big Sky Country) dostanie szansę na jakąkolwiek statuetkę, gdyż lista nominacji nie została jeszcze wówczas ogłoszona. Nie sądziłem jednakże, że proces twórczy (chyba ostatnio za mało piję) przeciągnie się w czasie tak bardzo, że 22 stycznia będę zmuszony do edytowania własnego tekstu. Niemniej, wyszło jak wyszło i finalnie "Wildlife" pominięto zarówno w nominacjach do Złotych Globów, BAFTA, jak i Oscarów. Reżyserski debiut Paula Dano, którego miałem ostatnio okazję oglądać w przedziwnej produkcji zatytułowanej "Swiss Army Man", gdzie wesoło zabawiał się z gadającym truchłem Daniela Radcliffe’a (polecam obejrzeć), zainteresował mnie przede wszystkim z powodu obecności w obsadzie Jake’a Gyllenhaala. Warto również nadmienić, że "Wildlife" to adaptacja powieści autorstwa amerykańskiego pisarza Richarda Forda opublikowanej pod tym samym tytułem w 1990 roku. Co ciekawe, gdy Paul Dano starał się o uzyskanie prawa do adaptacji filmowej książki, autor zaprezentował niezwykle zaskakujące podejście: My book is my book, your picture, were you to make it, is your picture. Your movie maker's fidelity to my novel is of no great concern to me. Establish your own values, means, goal. Leave the book behind so it doesn't get in the way (źródło: https://www.imdb.com/title/tt5929754/trivia?ref_=tt_trv_trv).
źródło: http://www.impawards.com
Akcja "Wildlife" rozgrywa się w 1960 roku w USA. Nastoletni Joe Brinson (Ed Oxenbould) przenosi się wraz z rodzicami do prowincjonalnego miasteczka w Montanie. Jego ojciec, sympatyczny i łatwo nawiązujący kontakty Jerry (Jake Gyllenhaal) traci właśnie niskopłatną pracę na lokalnym polu golfowym, która stanowiła jedyne źródło dochodów familii. W obliczu finansowej klęski matka chłopca Jeanette (Carey Mulligan) bierze sprawy w swoje ręce zatrudniając się jako nauczycielka pływania na pół etatu. Jerry, nie mogąc znaleźć nowego zajęcia, pogrąża się we frustracji, a gdy tylko nadarza się okazja na wyjazd w góry w celu walki z niebezpiecznymi pożarami lasów, decyduje się natychmiast. Przed młodziutkim Joe wyrasta wówczas nieoczekiwane i trudne zadanie utrzymania rodzinnych więzów.
źródło: https://www.imdb.com
"Wildlife" to niewielka, wręcz kameralna produkcja, która w całości została poświęcona prozie życia na amerykańskiej prowincji na początku lat 60-tych ubiegłego stulecia. Problemy dotykające bohaterów filmu są wręcz niezwykle prozaiczne: bezrobocie, finansowa niestabilność rodziny, czy też poważny kryzys małżeński najmocniej uderzający w bezbronnego nastolatka, który tak naprawdę niczemu nie zawinił. Paul Dano postawił na niezwykle interesującą perspektywę, ponieważ wydarzenia rozgrywające się na ekranie oglądamy z perspektywy małoletniego Joe. Chłopak, który powinien zachować z młodzieńczych lat najlepsze wspomnienia, zamiast tego musi skupić się na zachowaniu integralności rodziny oraz znalezieniu dorywczej pracy pozwalającej na polepszenie egzystencji materialnej. Dodatkowo "Wildlife" brutalnie rozprawia się z amerykańskim snem oraz wyobrażeniem o powojennej prospericie, która znajduje się raczej w mocno schyłkowym okresie. Prowincjonalne miasteczko w Montanie nie oferuje zbyt wielu ścieżek kariery i ciężko wywnioskować co dokładnie skusiło Jerry’ego do wyboru akurat tego miejsca (jakich pewnie było tysiące). Znalezienie pełnoetatowej, poważnej pracy zakrawa niemalże na cud, więc coraz bardziej aktualne staje się hasło wyborcze z polskiej gry "Rezerwowe psy": Chłodno, głodno, chujowo (zważywszy na rychłe na nadejście zimy).
źródło: https://www.imdb.com
"Kraina wielkiego nieba" w niezwykle realistyczny sposób ukazuje również rozpad raczej średnio udanego małżeństwa. W pewnym momencie wydaje się, że tłamszona dotychczas kobieta przejmie stery pogrążonego w kryzysie związku i wyjdzie na prostą, ale finalnie okazuje się równie słabym ogniwem co dotychczasowy małżonek (o ile nawet nie wypada jeszcze gorzej). Swoją drogą jest to film o bardzo prostych ludziach, którzy jeżeli mieli kiedykolwiek jakieś ambicje czy aspiracje do wyższych celów, to już dawno pogrążyli je w odmętach niepamięci. Tempo filmu nie rzuca na kolana, ale przecież nie oczekujemy od prozaicznego tematu nagłych, nieoczekiwanych zwrotów akcji czy też nadmiaru ekranowych wydarzeń. Fabuła ślamazarnie toczy się do finału, idealnie wręcz oddając szybkość egzystencji w prowincjonalnym miasteczku w Montanie. Powolność bardzo fajnie podkreślają zdjęcia – częste, statyczne i długie ujęcia na panoramę miasta na tle gór, w którym kompletnie nic się nie dzieje, a czasem jedynie przejedzie jakiś pociąg. Poza tym Paul Dano stworzył w "Wildlife" klimat, który przynajmniej ja odbieram jako wyjątkowo smutny i przygnębiający (mimo niezachwianej, młodzieńczej wiary Joe, że wszystko będzie dobrze).
źródło: https://www.imdb.com
W kwestii aktorstwa jest naprawdę bardzo kameralnie, ponieważ w zasadzie można skupić się wyłącznie na czterech najważniejszych postaciach. Ed Oxenbould, wcielający się w Joe, wypadł naprawdę dobrze, fajnie odgrywając nastolatka, któremu bez żadnej winy nagle wali się na głowę cały świat. Jego postać w jednej chwili musi stanąć samotnie przeciwko różnym przeciwnościom losu: od starania o ocalenie jedności rodziny, przez zdobycie pracy po naukę gotowania obiadu. Jednak prawdziwy koncert aktorskich umiejętności zaprezentowali Jake Gyllenhaal oraz Carey Mulligan. Jerry to sympatyczny koleś, ale raczej lekkomyślny, zawzięty i honorowy człowiek, który naprawdę kocha swoją rodzinę. Niemniej pod względem materialnym totalnie beztroski i biernie wyczekujący na zdobycie pracy. Z kolei Jeanette to osoba o wiele bardziej aktywna, ale także nieszczęśliwa i marząca o wyrwaniu się z monotonnego, małomiasteczkowego życia (nawet za cenę utraty rodziny). Jeśli chodzi o te dwie role to Paul Dano naprawdę nie mógł wybrać lepszych aktorów. Nasz kwartet uzupełnia natomiast Bill Camp (Warren Miller), wcielający się w lokalnego krezusa posiadającego salon samochodowy, który naprawdę wie czego chce od życia i jak to zdobyć.
źródło: https://www.imdb.com
"Wildlife" to dosyć udana produkcja, aczkolwiek kompletnie pominięta w tegorocznych nagrodach filmowych. Co prawda dopiero zaczynam przygodę z oscarowymi nominacjami, ale wydaje mi się, że zarówno Jake Gyllenhaal i Carey Mulligan mogliby bez przypału przytulić po nominacji za role drugoplanowe, a film Paula Dano wcale nie musiałby być pominięty w kategorii najlepszy scenariusz adaptowany. No cóż, Akademia rządzi się swoimi prawami, ale polecam Wam "Krainę wielkiego nieba" jako naprawdę solidny dramat obyczajowy.
źródło: https://www.imdb.com
Ocena: 7/10.