niedziela, 12 kwietnia 2020

"The Lighthouse" (2019)

Should pale death, with treble dread,
make the ocean caves our bed,
God who hears the surges roll
deign to save our suppliant soul.

Praktycznie co roku w oscarowych nominacjach pomijany jest jakiś znakomity film (lub nawet kilka), który obiektywnie powinien mieć choćby szansę zawalczyć z nominowanymi mizeriami albo nawet zgarnąć parę statuetek. W tegorocznej edycja ta mało zaszczytna rola przypadła "The Lighthouse" w reżyserii Roberta Eggersa, znanego z fantastycznego "The VVitch: A New-England Folktale". Czarno-biała produkcja zyskała uznanie wyłącznie w jednej kategorii (nominacja za najlepsze zdjęcia), co osobiście uważam za absurd i nonsens, ale przecież się nie wkurwiam, ponieważ to nie ma znaczenia bo nic go w końcu nie ma. W zasadzie chyba powinien przyznawać własne nagrody i przestać wreszcie oglądać się na werdykty Akademii. Jednakże zanim to nastąpi postaram się Was jak najlepiej zachęcić do obejrzenia "The Lighthouse" w jakże ciężkich czasach zarazy. Od razu muszę przyznać, że od czasów studenckich mam bardzo wiele wspólnego z marynistyką, ponieważ często zdarzało mi się przebywać w przesyconych unikalnym zapachem piwnicach krakowskiego Starego Portu.
źródło: https://www.imdb.com/
Tworząc scenariusz Robert i Max Eggers zainspirowali się makabryczną historią, która wydarzyła się na początku XIX wieku w latarni Smalls Lighthouse położonej niedaleko półwyspu Marloes w Pembrokeshire u wybrzeży Walii. Niemniej akcja "The Lighthouse" została osadzona na małej, odludnej wysepce u wybrzeży Nowej Anglii, mniej więcej pod koniec XIX stulecia. Doświadczony latarnik i wilk morski Thomas Wake (Willem Dafoe) oraz były drwal Ephraim Winslow (Robert Pattinson) wyruszają do trudno dostępnej latarni morskiej na kilkutygodniową zmianę. Od samego początku panowie nie pałają do siebie zbytnią sympatią, ale w obliczu potężnego sztormu, który uziemia ich na oddalonym od lądu skrawku ziemi, ich wzajemne relacje zaczynają się znacząco pogarszać.
źródło: https://www.imdb.com/
"The Lighthouse" oczarował mnie już od pierwszych kadrów. Przede wszystkim należy docenić kolosalną pracę odpowiedzialnego za zdjęcia Jarina Blaschke (pracował również przy "The VVitch"), któremu udało się osiągnąć prawdziwą maestrię. Odnośnie czarno-białych zdjęć czytałem kiedyś wywiad z Davidem Lynchem o trudach kręcenia filmów w takiej kolorystyce dzięki czemu zyskałem świadomość, że piekielnie trudno zrobić to poprawnie i żeby przy okazji wyglądało dobrze na ekranie. Tutaj wszystko zagrało idealnie: wspaniałe zdjęcia, podkreślone rzadko spotykanym, prawie kwadratowym formatem obrazu (1.19 : 1), który de facto postarza film, znakomite kostiumy i charakteryzacja (Dafoe i Pattinson zapuścili naturalne brody i wąsy) oraz bezbłędna scenografia (plenery kręcono na przylądku Forchu w Nowej Szkocji) tworzą niepowtarzalną atmosferę. Dodatkowo trzeba oczywiście pochwalić przejmującą realizmem ścieżkę dźwiękową idealnie wprowadzającą grozę brutalnego, oceanicznego żywiołu oraz przeżycia bohaterów skłaniające ich ku szaleństwu (w szczególności powtarzający się stale, przerażający dźwięk syreny mgłowej). To wszystko czynniki, które złożyły się na wywołanie u widza nieustannego poczucia niepokoju oraz zatarcia się wrażenia między prawdziwymi wydarzeniami a halucynacjami czy też wytworami wyobraźni bohaterów. Klimat, klimat i jeszcze raz klimat! I teraz można sobie zadać pytanie dlaczego "The Lighthouse" nie dostał nominacji choćby za scenariusz, role męskie, reżyserię, najlepszy film, kostium, scenografię, dźwięk czy jeszcze wiele innych?
źródło: https://www.imdb.com/
Oczywiście trzeba także pamiętać, że nie jest to film łatwy i przystępny dla masowego widza (zapomnijcie o seansie przy niedzielnym obiadku i pomyślcie raczej o ciemnej, listopadowej nocy, gdy dmie mroźny wiatr, a drzewa wydają się czymś innym niż są w rzeczywistości, chociaż kto tam wie, ale sowy na pewno nie są tym, czym się wydają). Pod względem fabularnym trudno połapać się w rzeczywistości i fikcji tworzonej przez bohaterów i można pokusić się o wiele interpretacji. Twórcy oczywiście wskazują na inspirację motywami mitologicznymi: zazdrośnie strzegący ognia latarni Wake ma być swoistym Proteuszem (bóstwo morskie, syn Posejdona i Tetydy), natomiast ciekawy tejże tajemnicy, energiczny i młody Winslow uosabia Prometeusza (którego nikomu przedstawiać nie trzeba). Nie sposób w tym kontekście nie zwrócić uwagi na trytony, syreny i tym podobne stworzenia wprowadzające atmosferę fantastyczną. Oprócz greckich mitów można także dostrzec wpływy twórczości uznanych pisarzy takich jak choćby Herman Melville (m.in. Moby Dick) czy mistrz powieści grozy H.P. Lovecraft, a także wiele legend i przesądów typowo marynistycznych (np. o duszach marynarzy mieszkających w ptakach morskich).
źródło: https://www.imdb.com/
"The Lighthouse" to przede wszystkim popis aktorskich umiejętności dwóch aktorów. Robert Pattinson po raz kolejny dobitnie udowadnia, że potrafi być znakomitym aktorem zmywając z siebie błyszczącą się hańbę sagi "Zmierzch". Jego przejmująca rola Winslowa to prawdziwy popis powolnego popadania w szaleństwo, podlanego sosem okrutnej tajemnicy z przeszłości. Partnerujący mu na ekranie Willem Dafoe nie musi co rusz udowadniać swojej aktorskiej klasy, ale tym razem naprawdę zasłużył na co najmniej nominację do Oscara, a gdyby nawet otrzymał statuetkę wcale nie czułbym się z tym źle. Aktor znakomicie wcielił się w postać doświadczonego marynarza, kreując Wake’a na bezwzględnego, acz morzobojnego i wysoce zabobonnego wilka morskiego, który lubi najebać się w wolnej chwili i poznęcać nad żółtodziobem Winslowem, traktując go niemal jak niewolnika. Dafoe świetnie oddał również fascynację swojej postaci ogniem latarni, stając się kimś w rodzaju strażnika/kapłana płomienia. Zdecydowanie warto pochwalić obu aktorów także za świetne przygotowanie pod względem językowym – w szczególności wiązanki morskich przekleństw wyrzucane taśmowo przez Dafoe robią piorunujące wrażenie.
źródło: https://www.imdb.com/
"The Lighthouse" to znakomite, acz niełatwe i niebanalne kino, które wymaga od widza uwagi i pełnego zaangażowania. Uwielbiam tego rodzaju filmy i szczerze boleję nad prawie kompletnym pominięciem dzieła braci Eggers w tegorocznym Oscarach. Niemniej Wy się tym nie przejmujcie i śmiało bierzcie się za tę doskonałą produkcję z wyjątkowo niespokojnym klimatem.
źródło: https://www.imdb.com/
Ocena: 9/10.

Ps.
Nigdy nie zabijajcie morskich ptaków.