środa, 30 marca 2022

"The Matrix Resurrections" (2021)

 I'm sure you can understand why our beloved parent company, Warner Brothers, has decided to make a sequel to the trilogy.

Kiedy usłyszałem o planach nakręcenia czwartej części "Matrixa" zadałem sobie jedno, zasadnicze pytanie: czemu ma to kurwa służyć (abstrahując oczywiście od nienasyconej nigdy chęci zysku Warner Bros.)? Oryginalna trylogia była przecież kompletna pod każdym względem, w szczególności fabularnym i zawsze uznawałem ją za zamknięty raz na zawsze rozdział. Nie będzie wielkim spoilerem przypomnienie faktu, że zarówno Neo, jak i Trinity, zakończyli swoje żywoty w "The Matrix: Revolutions", więc kiedy zobaczyłem ich w trailerze najnowszej części byłem slightly surprised. Tym razem za projekt zatytułowany "The Matrix Resurrections" miała odpowiadać wyłącznie jedna z sióstr Wachowskich – Lana. Mimo wysoce uzasadnionych obaw, potęgowanych przez oglądanie wielu zupełnie niepotrzebnych sequeli i prequeli, "Matrix" to jednak "Matrix", nawet jeśli druga i trzecia odsłona nie była tak przełomowe jak pierwsza część. Przed seansem odświeżyłem sobie oryginalną trylogię, żeby lepiej przygotować się do pisania recenzji, co Wam również zalecam, gdyż pamięć bywa niezwykle ulotna.

© 2021 WARNER BROS. ENT.

Thomas Anderson (Keanu Reeves) to uznany twórca gier komputerowych, którego największym sukcesem okazała się trylogia Matrix. Obecnie prowadzi jednak raczej smutny żywot, odczuwając wypalenie zawodowe i bezcelowość egzystencji. Regularne wizyty u psychologia (Neil Patrick Harris) mają poprawić kondycję psychiczną naszego bohatera. A staje przed nim nie lada wyzwanie, ponieważ pazerna korporacja Warner Bros. (tak, naprawdę, to jest w tym filmie!!!), za pośrednictwem szefa (Jonathan Groff), zmusza Thomasa do stworzenia kolejnej części gry „Matrix”. Tymczasem dzięki programowi stworzonemu wcześniej przez Andersona nowe pokolenie rebeliantów reprezentowane przez Bugs (Jessica Henwick) podejmuje karkołomną próbę wyzwolenia umysłu Neo z okowów cyfrowej tyranii.

© 2021 WARNER BROS. ENT.

Niestety od samego początku widać, że nowy "Matrix" jest kompletnie zbędną i bezcelową produkcją, o której można pamiętać dłuższą chwilę wyłącznie z powodu totalnej zbędności i bezcelowości powstania tego filmu (oprócz oczywiście chęci zarobienia miliona monet). Wyobraźcie sobie bowiem, że sporą część tej produkcji wypełniają prawdziwe fragmenty z oryginalnej trylogii, te same sceny z kompletnie innymi aktorami (po co???) albo reinterpretacja tychże scen z aktualnymi bohaterami "Zmartwychwstań". To ostatnie rozwiązanie jest chyba najgorsze, ponieważ zakrawa na totalną parodię pierwszego "Matrixa", aczkolwiek pozbawioną wdzięku i klasy (i jeszcze wcale nieśmieszną). Pierwszego spotkania Neo i Morfeusza 2.0 w toalecie nie można potraktować w żaden sposób poważnie. Również późniejsza walka w biurze z nagłym uaktywnieniem się agenta Smitha 2.0 (What the fuck?) jest po prostu bez sensu i do niczego nie prowadzi. W zasadzie fabuła "Zmartwychwstań" wygląda jak wysoce nieudolna (i całkowicie zbędna) próba zremakowania pierwszego "Matrixa" na potrzeby współczesnej widowni. Przy czym nic nie jest tak zajebiste i innowacyjne jak w 1999 roku, a wyjaśnienie z jakiego powodu Neo i Trinity w ogóle żyją jest po prostu nie do zaakceptowania.

© 2021 WARNER BROS. ENT.

Ogólnie to nowa wersja Matrixa (chodzi mi o świat wirtualny) jest zarządzana w korporacyjnym stylu przez wysoce wkurwiającą postać Analityka (Neil Patrick Harris), którą wstyd mi nawet zestawiać z Architektem, znanym z poprzednich części. W nowej wersji systemu mamy zatem boty-kamikadze, funkcję rój i odwrót od tradycyjnych agentów. Nie ma to oczywiście żadnego sensu, tak jak sceny walki prawie 60-letniego Keanu Reeves. Slow motion, liczne cięcia montażowe i nieudolna choreografia. Widać gołym okiem, że Keanu jest naprawdę zmęczony albo ma już po prostu wyjebane na to wszystko. Zresztą jaki jest sens walki wręcz skoro Neo dalej może naginać prawa fizyki w Matrixie przykładowo powstrzymując kule (co zresztą robi często)? Jednym z najbardziej kuriozalnych rozwiązań jest zatrzymanie (spowolnienie) czasu przez Analityka, przy jednoczesnej niezdolności tej postaci do zatrzymania choćby cyfrowej windy, którą poruszają się bohaterowie. Naprawdę się to ciężko ogląda i chociaż miałem nadzieję, że uda się za jednym razem to musiałem podzielić seans na kilka części, a przy każdym odpaleniu filmu myślałem tylko o tym, aby się skończył jak najszybciej. W przeciwieństwie do poprzednich części "Zmartwychwstania" nie wnoszą praktycznie niczego. Jedyna rzecz, która mnie naprawdę zaintrygowała to sympatyczne maszyny przybierające zwierzęce formy. Pozostałe efekty specjalne nie wyróżniają się niczym wyjątkowym na tle innych, współczesnych produkcji. Bardzo przykre jest, że najlepszą sceną w filmie jest krótka sekwencja kąpieli z gumową kaczką…

© 2021 WARNER BROS. ENT.

Wiem, że Keanu Reeves będzie zawsze spoko, ale Neo w jego wykonaniu to po prostu zmęczony życiem człowiek (i to dosłownie). Odniosłem wrażenie jakby brał udział w tym przedsięwzięciu z nie do końca własnej woli (podobnie jak filmowy Thomas Anderson przymuszony do tworzenia kolejnej części gry), ale na pewno hajs się zgadza, więc można zapomnieć o tym projekcie. Największy problem to fakt, że tak naprawdę średnio obchodził mnie los Neo w "Zmartwychwstaniach", a Keanu niewiele zrobił, żeby to zmienić. Trochę lepiej wypadła Carrie-Anne Moss powracająca do roli Trinity, ale poprzez niedorzeczne i absurdalne rozwiązania scenariuszowe jakoś nie chcę pamiętać o tej kreacji. Nowy agent Smith w wykonaniu Jonathana Groffa nawet na moment nie zbliża się do pamiętnego występu Hugo Weavinga, więc szkoda marnować czas na opisywanie jego aktorstwa. Podobnie jest zresztą z Analitykiem, którego dosyć irytująco odgrywa Neil Patrick Harris. Yahya Abdul-Mateen II wykreował totalnie przeszarżowanego Morfeusza, niemalże wypadającego parodystycznie, a przy okazji pozbawionego wszelkiej powagi i charyzmy Laurence’a Fishburne’a. Na tym słabym tle całkiem przyzwoicie radzi sobie Jessica Henwick, ale Bugs w porównaniu do bohaterów z oryginalnej trylogii wypada kompletnie nijako.

© 2021 WARNER BROS. ENT.

"Matrix Zmartwychwstania" zapamiętam jako film całkowicie niepotrzebny i kompletnie nic nie wnoszący do oryginalnej trylogii. Stworzony bez żadnego świeżego pomysłu i opierający się jedynie na wysoce wtórnym, a jednocześnie wyjątkowo nieudolnym remake’owaniu pierwszej części ku potencjalnej uciesze współczesnej widowni. To niestety kolejny przykład legendy zniszczonej przez chciwość i pazerność wytwórni filmowej.

© 2021 WARNER BROS. ENT.

Ocena: 4/10.