sobota, 25 sierpnia 2018

"Wieża. Jasny dzień"/"Tower. A bright day" (2017)


Film oparty na przyszłych wydarzeniach

Kiedy po raz pierwszy usłyszałem o reżyserskim debiucie Jagody Szelc (rocznik 1984), to szczerze powiedziawszy od razu zwróciłem uwagę na dosyć dziwny jak na polskie realia tytuł. Zbitka niezbyt pasujących do siebie słów natychmiast przykuła moją uwagę i znacząco mnie zaintrygowała. "Wieża. Jasny dzień" zaintrygowała również jury 42. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, które przyznało Jagodzie Szelc nagrodę za najlepszy scenariusz oraz debiut reżyserski. Dodatkowo produkcja otrzymała prestiżowy Paszport Polityki 2018 w kategorii film (za: niezależność, świeżość spojrzenia, artystyczną konsekwencję i wyjątkowo oryginalny sposób ukazania świata na krawędzi). Co prawda, jak się przekonamy już wkrótce (od jakiegoś czasu w przygotowaniu bowiem recenzja tegorocznego zdobywcy Oscara, czyli "The Shape of Water"), z nagrodami to różnie bywa, ale zdarzyło mi się przeczytać tekst o filmie, w którym recenzent wspominał o wielu podobieństwach do legendarnego "Twin Peaks". A że akurat znajdowałem się (a raczej znajduję się stale) pod silnym wpływem trzeciej odsłony dzieła Davida Lyncha, to lepszej rekomendacji nie można było znaleźć.
źródło: http://www.filmpolski.pl/
"Wieża. Jasny dzień" to na pierwszy rzut oka prozaiczna historia o familijnym spotkaniu przy okazji komunii małoletniej Niny (Laila Hennessy). Jednakże wielce podniosła uroczystość staje się okazją do wyrównania starych, rodzinnych rachunków. Od sześciu lat dziewczynką opiekuje się bowiem Mula (Anna Krotoska) oraz jej mąż, Michał (Rafał Cieluch). Nieoczekiwanie biologiczna matka Niny, a zarazem młodsza siostra Muli, Kaja (Małgorzata Szczerbowska) postanawia zjawić się na przyjęciu komunijnym. Listę gości uzupełniają brat Muli i Kai, Andrzej (Rafał Kwietniewski) wraz z małżonką i dziećmi, a także totalnie zwarzywiona dotychczas matka rodzeństwa, Ada (Anna Zubrzycki), która po przyjeździe młodszej córki zaczyna normalnie funkcjonować. Wraz z pojawieniem się niespodziewanego gościa poukładana dotąd egzystencja Muli zaczyna stopniowo zamieniać się w totalny chaos.
źródło: http://www.filmpolski.pl/
Już scena otwierająca film przedstawiająca przemierzające Polskę auto widziane z lotu ptaka wzbudziła u mnie spory niepokój. Stopniowe znikanie przejawów cywilizacji i zapuszczanie się pojazdu w coraz bardziej dzikie rejony bez żadnego wyjaśnienia celu podróży to naprawdę świetny pomysł. Od razu skojarzyła mi się sekwencja otwierająca legendarne "Lśnienie" Stanleya Kubricka. I tak naprawdę niepokój i poczucie niepewności, które wywołał u mnie początek "Wieży" pozostały ze mną aż do napisów końcowych (kiedy to przerodziły się w wiele pytań, na które nie otrzymałem odpowiedzi). Pod względem sposobu budowania napięcia debiut reżyserski Jagody Szulc można porównać choćby do tak znakomitych produkcji jak "Demon" czy "The VVitch: A New-England Folktale". Wzajemne rozmowy, kłótnie oraz pretensje bohaterów przedstawione na ekranie, wręcz wspaniale odwzorowane pod względem realizmu językowego, zagęszczają atmosferę z każdą minutą seansu, sprawiając, że widz zaczyna się zastanawiać kiedy ta cała pseudosielanka rozpierdoli się w drobny mak. Wszystko to dodatkowo podkręca stopniowa utrata kontroli nad sytuacją przez Mulę, która z czasem przeradza się w agresję skierowaną w młodszą siostrę, stanowiącą zaprzeczenie porządku.
źródło: http://www.filmpolski.pl/
Niestety mam świadomość, że "Wieża. Jasny Dzień" jest jednym z tych filmów, obok których leniwi intelektualnie widzowie mogą przejść kompletnie obojętnie (eee, nie wiem o co chodzi, 2/10). A ponieważ w Polsce od dawna panuje trend ucieczki od myślenia i rozumu, dzieło Jagody Szelc nie porwie raczej milionów rodaków. Jeżeli jednak jesteście w stanie skupić się wystarczająco uważnie na filmie, to okaże się, że niemal każda przedstawiona w nim scena ma symboliczne znaczenie. Nie jest to raczej bardziej oczywista symbolika w stylu "Mother!", ale delikatne, subtelne przedstawienie pewnych wskazówek (przykładowo zwróćcie uwagę na scenę, w której Mula zajmuje się drzewem albo na rozmowę sióstr toczoną na polnej drodze). Nie mam zamiaru w tym miejscu podejmować się próby wyjaśnienia całego filmu i każdej sceny, ale mogę Was zapewnić, że w Internecie uda się Wam znaleźć i takie recenzje. Jeżeli "Wieża. Jasny Dzień" wzbudzi u Was potrzebę zastanowienia się  nad sensem filmu, to zanim zaczniecie szukać odpowiedzi gdzieś w odmętach sieci poświęćcie chwilę na własną refleksję. Nie będę ukrywał, że zakończenie produkcji oraz poprzedzające je ekranowe wydarzenia pozwalają na niemalże swobodną interpretację przedstawionej historii. Otrzymujecie pewne wskazówki, aczkolwiek co z nimi zrobicie zależy już od Was. Jak napisał Marek Hłasko w Sowie, córce piekarza, którą akurat czytam: Dano ci życie, które jest tylko opowieścią; ale to już twoja sprawa, jak ty ją opowiesz i czy umrzesz pełen dni.
źródło: http://www.filmpolski.pl/
"Wieża. Jasny Dzień" urzeka również pod względem plenerów. Zgodnie z informacjami, które znalazłem w Internecie film kręcono w Kotlinie Kłodzkiej, miejscu przynajmniej dla mnie kompletnie nieznanym i tajemniczym. Warto zwrócić uwagę na intrygującą ścieżkę dźwiękową oraz wplecione w nią szepty, które znakomicie potęgują nastrój niepokoju i dezorientacji. Jak na debiut reżyserski Jagoda Szelc bezbłędnie poradziła sobie z warsztatem, wyjątkowo umiejętnie wplatając w fabułę różne dziwne sceny (trudno je nazwać flashbackami, gdyż stanowią coś w rodzaju wizji z pogranicza jawy i snu), a także wspaniale prowadząc raczej mało rozpoznawalnych aktorów. Propsy należą się również za świetne zobrazowanie współczesnej komercjalizacji komunii, całkowicie odartej z jakichkolwiek głębszych przeżyć duchowych (swoją drogą zastanówcie się czy można wymagać uduchowienia od ośmio czy dziewięcioletniego dziecka?). W sumie to pamiętam, że już za moich komunijnych czasów w gronie rówieśników nie było ważne przyjęcie Jezuska do serduszka, ale kto co dostał i czy hajs się zgadza (a jak powszechnie wiadomo hajs się musi zgadzać!). Niemniej w "Wieży. Jasnym Dniu" nawet rodzice nie zachowują pozorów, traktując uroczystość jako uciążliwy, religijny festyn, który po prostu trzeba zaliczyć dla dalszej, spokojnej egzystencji.
źródło: http://www.filmpolski.pl/
Wracając do aktorstwa należy przyznać, że obsadzenie w głównych rolach raczej mało opatrzonych twarzy (przynajmniej z mojej perspektywy) okazało się prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Anna Krotoska znakomicie wykreowała poukładaną i opiekuńczą Mulę, która nie może znieść utraty kontroli nad swoim życiem. W całkowitej opozycji pozostaje z kolei rola Małgorzaty Szczerbowskiej, której tajemnicza Kaja wzbudza niepokój, nie podporządkowuje się panującym w domu siostry regułom, a generalnie jest po prostu bardzo dziwna, momentami wręcz autystyczna (na szczęście aktorka zastosowała się do złotej zasady z "Tropic Thunder": You never go full retard). Pozostając w kobiecym kręgu warto także zwrócić uwagę na Annę Zubrzycki (Ada, matka rodzeństwa) oraz Dorotę Łukasiewicz (Anna, żona Andrzeja). Przechodząc do męskiego grona bardzo dobre wrażenie zrobił na mnie Rafał Cieluch, wcielający się w uosobienie racjonalizmu i logiki (Michał). Wielkie pozytywne zaskoczenie to także rola Rafała Kwietniewskiego (Andrzej), którego pamiętam z topornych lub wręcz żenujących występów w czasach, gdy byłem zmuszany do oglądania "Pierwszej Miłości". Na spore uznanie zasłużył także chyba najbardziej doświadczony aktorsko w całej obsadzie Artur Krajewski, wcielający się  w dynamiczną rolę księdza przygotowującego dzieciaki do komunii.
źródło: http://www.filmpolski.pl/
Jeśli zdziwi Was ocena końcowa "Wieży", co ma swoje uzasadnienie, gdyż w recenzji nie wspominałem o mankamentach czy wadach debiutu reżyserskiego Jagody Szelc, to śpieszę z wyjaśnieniem. Otóż jako całość film sprawdza się świetnie, jest bardzo fajnie nakręcony i wzbudza uczucia po seansie, dlatego też postanowiłem ocenić go na ósemkę. Żeby jednakże uzyskać wyższą ocenę chciałbym bohaterów, których mogę zapamiętać na lata, dialogów, które mogę cytować na melanżach oraz poszczególnych scen, którego mogę oglądać na YouTube w nieskończoność. Na szczęście Joanna Szelc znajduje się dopiero na początku kariery, więc jeszcze wszystko przed nią.
źródło: http://www.filmpolski.pl/
Ocena: 8/10.