wtorek, 3 listopada 2015

"Demon"



Przyznam szczerze, iż do "Demona" podchodziłem niezwykle sceptycznie. Ostrożna postawa wynikała głównie z okoliczności związanych z premierą filmu. Otóż dla tych wszystkich, którzy są w ignorancji podobni do brzasku, pragnę przypomnieć, że reżyser Marcin Wrona powiesił się w hotelowym pokoju podczas trwania tegorocznego Festiwalu Filmowego w Gdyni. W zasadzie, będąc bogatszy w wiedzę wyniesioną ze "Służb Specjalnych", powinienem raczej napisać, że został znaleziony martwy. I jak to niestety w Polszy zawsze bywa (a dodam, że jest to dla mnie jedna z najbardziej frustrujących rzeczy w tym kraju) po tym tragicznym wydarzeniu rozpętała się jednoczesna lamentacja nad śmiercią młodego, perspektywicznego artysty (zaledwie 42 lata!), a także powszechne spusty nad doskonałością jego dotychczasowej twórczości – chociaż podejrzewam, iż większość z brandzlujących się, nie potrafiłaby nawet wymieć trzech filmów zmarłego. Ja natomiast otwarcie przyznam, iż nie widziałem żadnego filmu Marcina Wrony i co więcej, podejrzewam, że gdyby nie jego zgon nie poszedłbym do kina na "Demona". Zobaczcie zatem jak przewrotne może być życie oraz śmierć, a także zapamiętajcie: a kto umarł, ten nie żyje.
źródło: http://www.filmweb.pl
"Demon" to historia w większości rozgrywająca się w trakcie wiejskiego wesela. Piotr (Itay Tiran), pieszczotliwie zwany przez przyjaciół "Pytonem", żeni się z Żanetą (Agnieszka Żulewska), córką lokalnego krezusa. Ponieważ dziewczyna wprost uwielbia stary dom swojego dziadka, przyjęcia weselne ma odbyć się w jego najbliższym sąsiedztwie. W trakcie przygotowań do wesela Piotr odkrywa zakopane nieopodal domostwa szczątki ludzkie. Nieoczekiwane odkrycie wywołuje u pana młodego rodzaj traumatycznego szoku, który wraz z rozkręcaniem się imprezy zaczyna stopniowo przeradzać się w kompletne szaleństwo.
źródło: http://www.filmweb.pl
Pierwsza uwaga po seansie: na miejscu Marcina Wrony postawiłbym na zdecydowanie inny tytuł. "Demon" kojarzy mi się za bardzo z "Omenem" i jakoś brakuje w nim rodzimego pierwiastka, wskazującego jednoznacznie z czym mamy do czynienia (przy czym używając terminu rodzimy pierwiastek mam na myśli wielokulturową Polskę sprzed drugiej wojny światowej, a nie to co mamy teraz). Z pewnością o wiele lepszą propozycją jest "Hana", którą wymyśliła na poczekaniu Grażka, ale ja wybrałbym całkowicie inną opcję. Moim prywatnym numerem jeden jest bowiem "Dybuk" – nie dość, że idealnie wpisuje się w tematykę filmu, to jeszcze stanowiłby znakomite nawiązanie do ponoć najwybitniejszego filmu nakręconego w całości w jidysz, jaki kiedykolwiek powstał w Polszy (oczywiście w Polszy międzywojennej). Niemniej, obserwując na co dzień przaśność intelektualną polskiego społeczeństwa, obawiam się, że niektóre grupy zaczęłyby głośno domagać zdjęcia z ekranów filmu szkalującego prawych Polaków i gloryfikującego jawnie antypolskie wymysły żydowskiego mistycyzmu. Chociaż to właśnie z żydowskiego folkloru wywodzi się dybuk (dosłownie: przylgnięcie) – duch zmarłej osoby, który nie mogąc zaznać spokoju, zawładnął ciałem żywego człowieka.
źródło: http://www.filmweb.pl
Ponieważ, jak już wspomniałem we wstępie, spodziewałem się, że "Demon" jest chwalony tylko z powodu śmierci reżysera moje oczekiwania były naprawdę niewielkie (przecież zawsze łatwiej trochę pohejtować). Niestety pomyliłem się totalnie: Marcin Wrona nakręcił więcej niż solidne kino, które zachęciło mnie do zapoznania się z resztą jego filmowego dorobku. Co prawda przedstawione na ekranie wesele nie ma może ciężaru legendarnej produkcji Wojciecha Smarzowskiego i momentami jest może za bardzo śmiechowe, ale jako tło dla przedstawionej opowieści prezentuje się całkiem nieźle. Oczywiście ja preferowałbym znaczniejsze zagęszczenie klimatu, zwiększenie poziomu mroczności oraz rozszerzenie aury tajemniczości na całość. Tak więc może nie poszedłbym śladami Smarzowskiego, lecz dumnie kroczył ścieżką wytyczoną ponad sto lat temu przez Wyspiańskiego. Niemniej, tak naprawdę niewiele mogę zarzucić Marcinowi Wronie – i to akurat nie dlatego, że aktualnie nie żyje. W obserwacji przaśności polskiego wiejskiego wesela nie posunął się wcale zbyt daleko – najważniejsza jest przecież wódka i żenujące zabawy weselników. Momentami reżyserowi udało się zbudować klimat tak znakomity, że zdecydowanie zahacza oceny wyższe niż wystawiona poniżej. Wielkie brawa za piękne zdjęcia oraz doskonale dobrane plenery – obrzydliwie brzydkie miasteczko (Świerże Górne w województwie mazowieckim) i kamieniołom. Ponadto w "Demonie" tak naprawdę nic do końca nie jest jasne – spora ilość niedopowiedzeń pozwala na raczej swobodną interpretację.
źródło: http://www.filmweb.pl
Kiedy dowiedziałem się, że do głównej roli zaangażowano obcokrajowca, pomyślałem sobie, że z pewnością zaraz obejrzę powtórkę casusu Czarnego z "Młodych Wilków". Jednakże, ku mojemu kompletnemu zaskoczeniu, Itay Tiran zagrał w mistrzowski sposób. Rola Piotra to jedna z najlepszych i najbardziej przejmujących kreacji, jakie oglądałem ostatnio na polskich ekranach. Wielkie brawa za doskonałe odegranie emocji targających bohaterem oraz znakomite preludium kompletnego szaleństwa. Takie występy obcokrajowców to ja rozumiem! Niezwykle młodzieżowo zagrała również Agnieszka Żulewska, wcielająca się w pannę młodą. Między obojgiem głównych postaci udało się wytworzyć prawdziwą ekranową chemię, która emanuje na widza wprost z ekranu. Na wyróżnienie zasłużyli natomiast z pewnością Tomasz Schuchardt (Jasny, brat Żanety) oraz Adam Woronowicz (Lekarz) za ciekawe role w konwencji śmiechowo-pijackiej. Jeśli miałbym postawić jakieś zarzuty dotyczące castingu to z pewnością wskazałbym na Andrzeja Grabowskiego, a w szczególności na Cezarego Kosińskiego (Ksiądz). Z mojej perspektywy obaj wymienieni aktorzy są straszliwie rozpoznawalni i zdecydowanie lepiej byłoby zatrudnić mniej opatrzone twarze.
źródło: http://www.filmweb.pl
"Demon" to naprawdę solidne kino z momentami prawdziwego błysku, które zdecydowanie wybijają produkcję Marcina Wrony ponad polską przeciętność. Mistrzowska kreacja Itaya Tirana oraz niepokojąca, pełna niedopowiedzeń fabuła to największe zalety tego filmu. Wypada jedynie ubolewać nad przedwczesną śmiercią reżysera, który niestety nie dostarczy nam więcej tego rodzaju rozrywki. Naprawdę, warto zapoznać się bliżej z "Demonem".
źródło: http://www.filmweb.pl
Ocena: 7/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz