Przyznam szczerze, iż do "Demona"
podchodziłem niezwykle sceptycznie. Ostrożna postawa wynikała głównie z
okoliczności związanych z premierą filmu. Otóż dla tych wszystkich, którzy są w ignorancji podobni do brzasku, pragnę
przypomnieć, że reżyser Marcin Wrona powiesił się w hotelowym pokoju podczas
trwania tegorocznego Festiwalu Filmowego w Gdyni. W zasadzie, będąc bogatszy w
wiedzę wyniesioną ze "Służb Specjalnych", powinienem raczej napisać, że został
znaleziony martwy. I jak to niestety w Polszy zawsze bywa (a dodam, że jest to
dla mnie jedna z najbardziej frustrujących rzeczy w tym kraju) po tym
tragicznym wydarzeniu rozpętała się jednoczesna lamentacja nad śmiercią
młodego, perspektywicznego artysty (zaledwie 42 lata!), a także powszechne
spusty nad doskonałością jego dotychczasowej twórczości – chociaż podejrzewam,
iż większość z brandzlujących się, nie potrafiłaby nawet wymieć trzech filmów
zmarłego. Ja natomiast otwarcie przyznam, iż nie widziałem żadnego filmu
Marcina Wrony i co więcej, podejrzewam, że gdyby nie jego zgon nie poszedłbym
do kina na "Demona". Zobaczcie zatem jak przewrotne może być życie oraz śmierć,
a także zapamiętajcie: a kto umarł, ten
nie żyje.
źródło: http://www.filmweb.pl |
"Demon" to historia w większości
rozgrywająca się w trakcie wiejskiego wesela. Piotr (Itay Tiran),
pieszczotliwie zwany przez przyjaciół "Pytonem",
żeni się z Żanetą (Agnieszka Żulewska), córką lokalnego krezusa. Ponieważ
dziewczyna wprost uwielbia stary dom swojego dziadka, przyjęcia weselne ma
odbyć się w jego najbliższym sąsiedztwie. W trakcie przygotowań do wesela Piotr
odkrywa zakopane nieopodal domostwa szczątki ludzkie. Nieoczekiwane odkrycie
wywołuje u pana młodego rodzaj traumatycznego szoku, który wraz z rozkręcaniem
się imprezy zaczyna stopniowo przeradzać się w kompletne szaleństwo.
źródło: http://www.filmweb.pl |
Pierwsza uwaga po seansie: na miejscu
Marcina Wrony postawiłbym na zdecydowanie inny tytuł. "Demon" kojarzy mi się za
bardzo z "Omenem" i jakoś brakuje w nim rodzimego pierwiastka, wskazującego
jednoznacznie z czym mamy do czynienia (przy czym używając terminu rodzimy pierwiastek mam na myśli
wielokulturową Polskę sprzed drugiej wojny światowej, a nie to co mamy teraz).
Z pewnością o wiele lepszą propozycją jest "Hana", którą wymyśliła na
poczekaniu Grażka, ale ja wybrałbym całkowicie inną opcję. Moim prywatnym
numerem jeden jest bowiem "Dybuk" – nie dość, że idealnie wpisuje się w
tematykę filmu, to jeszcze stanowiłby znakomite nawiązanie do ponoć
najwybitniejszego filmu nakręconego w całości w jidysz, jaki kiedykolwiek
powstał w Polszy (oczywiście w Polszy międzywojennej). Niemniej, obserwując na
co dzień przaśność intelektualną polskiego społeczeństwa, obawiam się, że
niektóre grupy zaczęłyby głośno domagać zdjęcia z ekranów filmu szkalującego
prawych Polaków i gloryfikującego jawnie antypolskie wymysły żydowskiego
mistycyzmu. Chociaż to właśnie z żydowskiego folkloru wywodzi się dybuk
(dosłownie: przylgnięcie) – duch
zmarłej osoby, który nie mogąc zaznać spokoju, zawładnął ciałem żywego
człowieka.
źródło: http://www.filmweb.pl |
Ponieważ, jak już wspomniałem we
wstępie, spodziewałem się, że "Demon" jest chwalony tylko z powodu śmierci
reżysera moje oczekiwania były naprawdę niewielkie (przecież zawsze łatwiej
trochę pohejtować). Niestety pomyliłem się totalnie: Marcin Wrona nakręcił
więcej niż solidne kino, które zachęciło mnie do zapoznania się z resztą jego
filmowego dorobku. Co prawda przedstawione na ekranie wesele nie ma może
ciężaru legendarnej produkcji Wojciecha Smarzowskiego i momentami jest może za
bardzo śmiechowe, ale jako tło dla przedstawionej opowieści prezentuje się
całkiem nieźle. Oczywiście ja preferowałbym znaczniejsze zagęszczenie klimatu,
zwiększenie poziomu mroczności oraz rozszerzenie aury tajemniczości na całość.
Tak więc może nie poszedłbym śladami Smarzowskiego, lecz dumnie kroczył ścieżką
wytyczoną ponad sto lat temu przez Wyspiańskiego. Niemniej, tak naprawdę
niewiele mogę zarzucić Marcinowi Wronie – i to akurat nie dlatego, że aktualnie
nie żyje. W obserwacji przaśności polskiego wiejskiego wesela nie posunął się
wcale zbyt daleko – najważniejsza jest przecież wódka i żenujące zabawy weselników. Momentami reżyserowi
udało się zbudować klimat tak znakomity, że zdecydowanie zahacza oceny wyższe
niż wystawiona poniżej. Wielkie brawa za piękne zdjęcia oraz doskonale dobrane plenery –
obrzydliwie brzydkie miasteczko (Świerże Górne w województwie mazowieckim) i
kamieniołom. Ponadto w "Demonie" tak naprawdę nic do końca nie jest jasne –
spora ilość niedopowiedzeń pozwala na raczej swobodną interpretację.
źródło: http://www.filmweb.pl |
Kiedy dowiedziałem się, że do
głównej roli zaangażowano obcokrajowca, pomyślałem sobie, że z pewnością zaraz
obejrzę powtórkę casusu Czarnego z "Młodych Wilków". Jednakże, ku mojemu
kompletnemu zaskoczeniu, Itay Tiran zagrał w mistrzowski sposób. Rola Piotra to
jedna z najlepszych i najbardziej przejmujących kreacji, jakie oglądałem
ostatnio na polskich ekranach. Wielkie brawa za doskonałe odegranie emocji
targających bohaterem oraz znakomite preludium kompletnego szaleństwa. Takie
występy obcokrajowców to ja rozumiem! Niezwykle młodzieżowo zagrała również
Agnieszka Żulewska, wcielająca się w pannę młodą. Między obojgiem głównych
postaci udało się wytworzyć prawdziwą ekranową chemię, która emanuje na widza wprost z
ekranu. Na wyróżnienie zasłużyli natomiast z pewnością Tomasz Schuchardt
(Jasny, brat Żanety) oraz Adam Woronowicz (Lekarz) za ciekawe role w konwencji
śmiechowo-pijackiej. Jeśli miałbym postawić jakieś zarzuty dotyczące castingu
to z pewnością wskazałbym na Andrzeja Grabowskiego, a w szczególności na Cezarego
Kosińskiego (Ksiądz). Z mojej perspektywy obaj wymienieni aktorzy są
straszliwie rozpoznawalni i zdecydowanie lepiej byłoby zatrudnić mniej
opatrzone twarze.
źródło: http://www.filmweb.pl |
"Demon" to naprawdę solidne kino
z momentami prawdziwego błysku, które zdecydowanie wybijają produkcję Marcina
Wrony ponad polską przeciętność. Mistrzowska kreacja Itaya Tirana oraz
niepokojąca, pełna niedopowiedzeń fabuła to największe zalety tego filmu.
Wypada jedynie ubolewać nad przedwczesną śmiercią reżysera, który niestety nie
dostarczy nam więcej tego rodzaju rozrywki. Naprawdę, warto zapoznać się bliżej
z "Demonem".
źródło: http://www.filmweb.pl |
Ocena: 7/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz