Przenieśmy się na chwilę do
zamierzchłych czasów końcówki pierwszej połowy lat 90-tych ubiegłego stulecia.
Wówczas, gdy Polsza w dalszym ciągu przechodziła burzliwą transformację
polityczno-gospodarczą, a autor uczęszczał do monstrualnie ogromnej podstawówki,
na osiedlach trwała złota era wypożyczalni kaset VHS (gimby nie pamiętają).
Wtenczas do kina chodziłem niezmiernie rzadko, ponieważ ogrom filmów oglądałem
na magnetowidzie Sharp, który de facto
działa do dzisiaj. Cóż to była za technologia! I to właśnie na tym wspaniałym
urządzeniu miałem okazję po raz pierwszy zachłysnąć się epickością "Parku
Jurajskiego". Oczywiście, zanim długo wyczekiwana kaseta trafiła w moje ręce,
należało w wypożyczalni wpisać się na listę oczekujących i odczekać dłuższą
chwilę. Doskonale pamiętam, że kopia, którą w końcu otrzymałem,
charakteryzowała się mocno średnią jakością, będącą wynikiem nadmiernego
użytkowania i wielokrotnego przewijania. Niemniej, zabawa była przednia! Wraz z
sukcesem filmu Stevena Spielberga wysypały się gadżety oraz zabawki związane z
dinozaurami – najbardziej zapadł mi w pamięć fosforyzujący szkielet T-Rexa,
który można było skompletować kupując milion kolejnych wydań jakiegoś
czasopisma. Czasy było to dawne i radosne, aczkolwiek już nigdy później nie odczuwałem
takiego poziomu fascynacji dinozaurami. Możliwe, że przyczyniły się do tego
kolejne, zdecydowanie mniej udane części "Parku Jurajskiego", a może po prostu
dorosłem? Dzisiaj, po ponad dwóch dekadach od premiery pierwszej części, przed
Wami "Jurassic World"!
źródło: http://www.impawards.com |
Tym razem na miejscu oryginalnego
Parku Jurajskiego zbudowany został park rozrywki z nowymi dinozaurami
(niezwykle odkrywcze). Rodzice zainteresowanego głównie małolatami Zacha (Nick
Robinson) oraz zafascynowanego prehistorycznymi gadami Graya (Ty Simpkins)
postanawiają zrobić chłopcom niespodziankę wysyłając ich na wyspę. Na miejscu,
dzięki kontaktom ciotki Claire (Bryce Dallas Howard), dzieciaki mają okazję
zobaczyć epicki park rozrywki od kulis. Niestety cały misterny plan rozsypuje
się, gdy z wybiegu ucieka najnowsza atrakcja – zmutowana, niezwykle inteligenta
hybryda T-Rexa, która miała przynieść właścicielom miliony monet. A gdy sytuacja staje się naprawdę krytyczna do akcji
musi wkroczyć lokalny ex-marine i przy okazji treser velociraptorów, Star Lord Owen (Chris Pratt).
źródło: http://www.jurassicworld.com |
Już na pierwszy rzut oka widać,
że twórcy filmu postanowili zastosować się w 100% do filozofii prezentowanej na
ekranie przez Masraniego (Irrfan Khan). Niezwykle zamożny właściciel
jurajskiego parku rozrywki domaga się bowiem od swoich naukowców większych,
groźniejszych i coraz bardziej zajebistych dinozaurów, które zainteresują
jeszcze szerszą publikę. I taką drogę obrali właśnie reżyser Colin Trevorrow i
jego dzielni scenarzyści. Zamiast klasycznych, prehistorycznych gadów, które
były epickie jeszcze dwadzieścia lat temu, otrzymujemy super inteligentną,
białą hybrydę T-Rexa, która potrafi się kamuflować oraz przemawiać w mowie raptorów
(w kolejnej części czekam na combo T-Rexa, Aliena i Predatora). Zamiast zwyczajnych,
krwiożerczych raptorów oglądamy natomiast stworzenia trenowane przez Star Lorda Owena, które jak się później okazuje są kompatybilne z klasycznych
T-Rexem, nawet mimo, że nie mówią we wspólnym języku. Aby było jeszcze bardzo
śmiechowo jeden z bohaterów roztacza wizję wykorzystania wyszkolonych zwierząt
na współczesnym polu walki. Co prawda może to wydawać się absurdalne, ale
wszystkie wyżej wymienione motywy macie szansę zobaczyć oglądając "Jurassic
World". Oczywiście w natłoku scenariuszowych wydarzeń kompletnie zapomniano
zadbać o jakikolwiek sens. Im bliżej końca, tym bardziej film wydaje się
głupszy (wprost geometryczny przyrost głupoty).
źródło: http://www.jurassicworld.com |
Od samego początku oczywistym
jest, że nowa, wspaniała hybryda przysporzy bohaterom najwięcej problemów. W
filmie wykorzystano ponadto wiele sztampowych klisz m.in.: mający wyjątkowo
solidne podstawy romans głównych postaci, grubych strażników, ratunek w
ostatniej chwili, czy też nagłe wolty raportów w odniesieniu do Owena (niech ktoś
mi wyjaśni dlaczego raptory komunikujące się z hybrydą będącą po części
raportem nagle postanowiły ponownie uczynić osobnikiem alfa człowieka?). Product
placement klasycznie wypełnia ekran, niemniej w tym przypadku nie dokręcono
specjalnych, ordynarnie chamskich ujęć jak w "Terminator Genisys". Swego
rodzaju nowością jest natomiast umiejętność niezwykle szybkiego biegania w
szpilkach, którą dysponuje Claire. Rozpatrując możliwości taktycznego
zastosowania dinozaurów na współczesnym polu walki trzeba głęboko zastanowić się
nad ich prędkością, bowiem wedle "Jurassic World" przeciętna kobieta w butach
na naprawdę wysokim obcasie potrafi uciec nie tylko przed zwykłym T-Rexem, ale
także jego ulepszoną genetycznie wersją. Jeśli chodzi natomiast o efekty to "Jurassic World" stanowi prawdziwą feerię CGI – nie chcę się powtarzać, ale już
wielokrotnie pisałem, iż odczuwam ogromne znużenie tego rodzaju efektami,
szczególnie jeżeli nie ma w nich żadnego błysku.
źródło: http://www.jurassicworld.com |
Chris Pratt może nie jest
aktorem, którego specjalnie lubię i szanuję, ale jestem zmuszony stwierdzić, że
jego występ w "Jurassic World" nie przyniesie mu większej hańby. Owen to w 100%
postać jakiej się spodziewałem: twardy i rozsądny człowiek, przewidujący, że
wykorzystanie raptorów do zwalczania innych zagrożeń może nie być najlepszym
pomysłem. W zasadzie, jakkolwiek to zabrzmi, to jego rola jest jednym z
najjaśniejszych punktów filmu. Mam świadomość, że Claire, grana przez Bryce
Dallas Howard, może wzbudzać solidną irytację, aczkolwiek w trakcie seansu
potrafiłem dostrzec szczątkową chemię między parą głównych bohaterów – nawet
mimo kompletnego braku uzasadnienia dla wątku romansowego. Ale takie jest już
Hollywood! Podoba Ci się jakaś dziewczyna, ale nie masz odwagi zagadać? Zabierz
ją do jakiegoś niebezpiecznego miejsca, w którym omal nie stracicie życia i
będzie Twoja na wieki! Małoletni zagrali raczej sztampowo, zgodnie ze
scenariuszem: jeden się jara dinozaurami, a drugi ma w dupie park, ale w końcu
wykrzesze braterskie uczucia. Na drugim planie zdecydowanie zabrakło interesujących
postaci. Irrfan Khan, BD Wong oraz Omar Sy wnoszą naprawdę niewiele. Uczucia
negatywne wzbudza za to Vincent D’Onofrio (przecież to szeregowy Pyle z "Full
Metal Jacket"!!!), którego postać to jeden z najgorzej napisanych złoczyńców w
dziejach kina. Niestety aktor zrobił bardzo niewiele, aby wyzwolić się z
kajdanów chujozy nałożonych przez scenariusz.
źródło: http://www.jurassicworld.com |
"Jurassic World" to kolejna,
zbyteczna próba wskrzeszenia legendy, umotywowana jedynie potrzebą zarabiania
monet. To że jest więcej, głośniej i bardziej komputerowo nie znaczy wcale, iż
nakręcony film podbije serca widzów. Podobnie jak w "Terminator Genisys" twórcy
nie mieli żadnego pomysłu, aby zainteresować widza fabułą, więc postawili na
feerię CGI. Zobaczcie to gówno na własne oczy, ale naprawdę: nie ze mną te numery!
źródło: http://www.jurassicworld.com |
Ocena: 3/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz