Wouldst thou like to live deliciously?
"The VVitch: A New-England Folktale" to kolejny przykład interesującego
filmu, który znalazłem w trakcie bezcelowego przeglądania
Internetu. W tym miejscu pragnę podziękować wszystkim ludziom,
którym chce się tworzyć wszelakie zestawienia ciekawych, acz
kompletnie nieznanych produkcji – wielkie pozdro, nie raz na takich
listach znalazłem prawdziwe perełki. Ponieważ dzisiaj będziemy
obracać się w klimacie wiedźmowskim od razu przypomniały mi się
czasy młodości i monstrualna (a przede wszystkim skuteczna)
marketingowa akcja mająca na celu zwiększenie popularności "Blair
Witch Project". Doskonale pamiętam jak bardzo jarałem się tym
projektem, a potem okazało się, że i tak to wszystko chuj. Od razu
pojawiły się również złowróżbne reminiscencje Nicolasa Cage'a
heroicznie walczącego ze złem w tragikomicznym "Polowaniu na
czarownice" ("Season of the Witch"). Pomimo tych mało
chwalebnych kart kinematografii przeczuwałem wewnętrznie, iż "The
VVitch" podąży całkowicie odmienną drogą...
źródło: http://www.impawards.com |
Akcja filmu została osadzona dokładnie w 1630 roku w Nowej Anglii.
Bez podawania genezy czy też jakichkolwiek przyczyn zostajemy
wrzuceni w końcową fazę konfliktu Williama (Ralph Ineson) z władzami lokalnej społeczności. Wskutek rozbieżności w interpretacji kwestii religijnych nasz bohater wraz ze swoją familią zostaje wygnany z osady kolonistów i skazany na pozostanie w pełnej niebezpieczeństw
dziczy. Mimo tak drastycznej zmiany otoczenia Williamowi udaje się
wybudować nowe gospodarstwo i zapewnić rodzinie skromny byt.
Jednakże, gdy wydaje się, iż wszystko zmierza ku lepszemu
najstarsza córka Thomasin (Anya Taylor-Joy) w trakcie zabawy gubi
swojego maleńkiego braciszka. Poszukiwania nie przynoszą żadnego
efektu, a domiar złego okazuje się, że kukurydza, która miała
stanowić podstawę wyżywienia rodziny, została dotknięta przez
zarazę. A to dopiero preludium prawdziwych nieszczęść...
źródło: http://thewitch-movie.com |
"The
VVitch” to doskonały przykład filmu nakręconego za prawdziwe
grosze (jedynie 3.5 miliona USD budżetu!), który wygląda naprawdę
znakomicie. A co jeszcze bardziej imponujące jest to przecież
produkcja kostiumowa! Mało doświadczony reżyser Robert Eggers
dobitnie udowodnił, że przy skromnych środkach finansowych oraz
raczej średnio rozpoznawalnej obsadzie można stworzyć wyjątkowo
interesujące dzieło. Jak się okazało do zbudowania odpowiedniego
poziomu grozy nie trzeba wysublimowanych efektów specjalnych
generowanych przez superkomputery. Wystarczy mieć w zanadrzu dobrze
wyszkolonego zająca, psa, kruka i kozła oraz świeże pomysły.
Pod względem fabularnym kameralna opowieść o angielskich
osadnikach walczących z otaczającą dziczą nie pozostawia niczego
do życzenia. Warto zwrócić uwagę na niezwykle wyważone,
stopniowe budowanie paranoicznego nastroju u poszczególnych
bohaterów oraz stawianie wielu pytań o istotę wiary oraz sens
bezwzględnego podporządkowania bogu. Jednakże największe wrażenie
zrobiła na mnie pewna chwila wahania tuż przed zakończeniem filmu
– jakże znakomita scena, a jednocześnie pole do popisu dla
twórców tworzących alternatywne zakończenia. Chociaż, jak można
przeczytać na IMDb, "The VVitch" niekoniecznie należy interpretować w oczywisty sposób przedstawiony na ekranie.
źródło: http://thewitch-movie.com |
Pod względem wizualnym film prezentuje się naprawdę znakomicie.
Piękne krajobrazy oraz tajemnicza leśna głusza doskonale spełniają
swoją rolę (zdjęcia kręcono nieopodal Kiosk w Ontario).
XVII-wieczna osada oraz rekwizyty wyglądają bardzo dobrze, podobnie
zresztą jak i kostiumy bohaterów. Jedyna rzecz do której mogę się
przyczepić to muszkiet, którego William używa do polowań na zwierzynę. Wydaje mi się, że przy dosyć sporej wadze ówczesnej
broni małoletni chłopiec nie byłby w stanie zbyt długo jej nosić,
a co dopiero używać. Niemniej ta drobna szpileczka nie ma większego
wpływu na znakomity odbiór całokształtu. Idealnie dobrana muzyka
świetnie wpasowuje się w klimat "The VVitch", budząc poczucie
niepewności kiedy wymaga tego sytuacja. Warto zwrócić również
uwagę na dialogi, które w zdecydowanej większości zostały oparte
na zachowanych z tego okresu źródłach. A jako swoisty bonus możemy
także usłyszeć kwestie wypowiadane w tajemniczym języku
enochiańskim (język okultystyczny spopularyzowany przez parających
się astrologią i alchemią Johna Dee oraz Edwarda Kellera, rzekomo
przekazany im przez anioły).
źródło: http://thewitch-movie.com |
Ponieważ "The VVitch" ma dosyć kameralny charakter, skupimy się
jedynie na szóstce bohaterów, których widzimy na ekranie
najczęściej. Ponieważ przeważnie oglądamy akcję z perspektywy
Thomasin to właśnie jej przypadnie palma pierwszeństwa. Mimo
niezbyt bogatej dotychczasowej kariery aktorskiej Anya Taylor-Joy
wypadła imponująco. Z przyjemnością ogląda się tak znakomite
występy. Żywię nadzieję, że rola Thomasin będzie zaczątkiem
pięknej kariery dla młodej Amerykanki. Kate Dickie, wcielająca się
w Katherine, nie jest anonimową postacią dla fanów "Gry o tron" (Lysa Arryn) i ma doświadczenie w produkcjach kostiumowych, niemniej
należy pochwalić ją w trud włożony w wykreowanie bogobojnej
Xvii-wiecznej purytanki marzącej o powrocie do Anglii. Podobnie jest
również z Ralphem Inesonem, który w serialu grał Dagmera z
Żelaznych Wysp. Świetne wrażenie zostało spotęgowane przez
imponujący głos, którym został obdarzony ten angielski aktor.
Harvey Scrimshaw zagrał Caleba tak dobrze, że mógłby spokojnie
rywalizować z Haley Joelem Osmontem z "Szóstego zmysłu".
Miejmy nadzieję, że jego kariera potoczy się o wiele lepiej.
Oklaski dla również dla małoletnich: Ellie Grainger (Mercy) oraz
Lucas Dawson (Jonas) mimo młodego wieku wypadli naprawdę
młodzieżowo. Brawa należą się także cichym bohaterom tegoż
spektaklu: psu, kozłowi, zającowi oraz krukowi.
źródło: http://thewitch-movie.com |
Chciałbym, aby pewnego dnia w Polsce zaczęło powstawać
zdecydowanie więcej filmów grozy opartych na lokalnych wierzeniach
(jak choćby "Demon" - znakomity przykład tradycji żydowskiej).
Słowiański bestiariusz oraz demonologia są przecież niezwykle
bogate i interesujące (mój odwieczny faworyt to Bełt), a niestety
jednocześnie kompletnie nieznane dla przeciętnego zjadacza chleba.
Jak pokazuje przykład "The VVitch" nie trzeba naprawdę dużo
pieniędzy, aby nakręcić wyborny film z fajnymi efektami
specjalnymi, który na długo zapada w pamięć.
źródło: http://thewitch-movie.com |
Ocena: 8/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz