sobota, 18 sierpnia 2012

"Rozdroże Cafe"


"Rozdroże Cafe" – kolejny epizod polskiego kina za mną. Muszę przyznać, że pod pewnymi względami jest to niezwykle interesujące dzieło. Jeśli bowiem przywykliście do oglądania TVN-owskich seriali i filmów, w szczególności ukazujących piękne życie pięknych ludzi w pięknej Warszawie, to przeżyjecie prawdziwy szok. Brud, rozpacz, nędza, brak perspektyw, ogólna chujoza – to główne słowa jakimi można opisać klimat "Rozdroże Cafe". Stolica wygląda jak małe miasteczko w najbardziej prowincjonalnej Polsce B. Jedynie powtarzany co jakiś czas plenerowy widok Pałacu Kultury przypomina nam, że akcja osadzona została w Warszawie. Za tak ukazaną stolicę ogromne brawa!

Pod względem fabularnym jest także ciekawie. Grześ (Robert Olech), wspierany przez swoich kompanionów, stara się zrobić karierę w świecie przestępczym i zarobić kasę, aby „siostra nie musiała się kurwić z senatorem”. Chociaż rozwój fabuły jest czasem głupawy oraz łatwy do przewidzenia to film ukazuje naprawdę depresyjną egzystencję bohaterów: wspomniany wyżej senatorski sponsoring, nieletnia prostytucja, brudni gliniarze. I z tego powodu można wybaczyć największe wady „Rozdroże Cafe”: pewną infantylność, mielizny scenariuszowe oraz niektóre chujowe dialogi.

Jednakże największą zaletą filmu jest ścieżka dźwiękowa. „Rozdroże Cafe” rozpoczyna się od koncertu Kazika (gra samego siebie) w więzieniu, który potem przejmuję rolę swoistego narratora ilustrując piosenkami rozwój akcji. Wypada to naprawdę świetnie i głównie dlatego zachęcam Was do obejrzenia filmu.

Ocena: 6/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz