piątek, 10 sierpnia 2012

"Falling Down"


„Falling Down” to bardzo życiowy film Joela Schumachera. Może akurat jeszcze nie na polskie realia – choć myślę, że gdyby u nas dostęp do broni palnej był tak powszechny jak w USA, coś takiego zdarzałoby się codziennie. W każdym razie jest to dzieło niemal pozbawione efektownych scen, pirotechnicznych popisów czy też zajebistych bohaterów sypiących ripostami z rękawa.

Fabuła jest bardzo prosta: sfrustrowany korkiem yuppie (Michael Douglas) rozpoczyna krwawy rampage na ulicach L.A. W zasadzie D-Fens nie rozumie otaczającego świata i nie nadąża za zmianami, jakie w nim zaszły, co dodatkowo wzmaga jego frustrację. Ot banalne wydarzenia zmieniają zwykłego człowieka w maszynę do zabijania. Równolegle policjant-gryzipiórek Prendergast (Robert Duvall) odbywa ostatni dzień służby przed przejściem na emeryturę. Film jest bardzo fajnie skonstruowany: na samym początku niemal dochodzi do spotkania D-Fensa i Prendergasta, a rozwój kolejnych wydarzeń prowadzi do nieuchronnej konfrontacji.

„Falling Down” to bardzo dobre kino oparte na prostej fabule oraz świetnym aktorstwie. D-Fens to prawdziwa masakra – jedna z najlepszych ról Douglasa. Natomiast Duvall stworzył wyjątkową kreację zupełnie nieheroicznego policjanta, który woli spędzać czas za biurkiem niż gonić bandytów po ulicach. Z braku lepszego określenia mogę stwierdzić, że osiągnął ideał w kategorii „uncool”. Fabuła pozbawiona jest większych przypałów (oprócz akcji z bazooką), a zakończenie na szczęście nie zostało zepsute. Naprawdę warto zobaczyć!

Ocena: 8/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz