Prawdziwa katastrofa. Dawno tyle
razy nie miałem ochoty wyłączyć filmu i usunąć go całkowicie ze swojego umysłu.
Jest to wyjątkowo miałka religijna przypowiastka, oparta dodatkowo na faktach. Sam
Childers (Gerard „THIS IS SPARTA” Butler) nagle porzuca heroinowy nałóg i tzw.
thug life, aby oddać się bogu. Przemiana jest tak nagła, niedorzeczna i
nieuzasadniona, że mogą w nią uwierzyć tylko ludzie, którzy przyjmują
codziennie zbyt duże dawki fluoru. Po jakimś czasie Childers postanawia
wyjechać do Sudanu, aby coś tam humanitarnie zbudować (wiara w boga pozwoliła
mu otworzyć firmę budowlaną – lol). Nie trzeba dodawać, iż na miejscu ogląda
bezmiar ludzkiego cierpienia i z czasem coraz bardziej angażuje się w
afrykańską misję. Wszystko to jest podlane nachalną religijną propagandą:
teksty tzw. wsparcia w trudnych momentach doprowadziły mnie niemal do porzygu.
Childers podejmuje debilne decyzje oderwane od afrykańskiej rzeczywistości: jak
można wybudować sierociniec w strefie działań wojennych albo uczyć dzieci grania
w skomplikowany baseball zamiast kupić im po prostu piłkę?
źródło: http://www.howdoesthemovieend.com/ |
W wolnych chwilach Childers
eksterminuje ugandyjsko-sudańskich rebeliantów za pomocą RPG i kałasza. Poza
tym zgadnijcie kto jest głównym wrogiem naszego bohatera i geniuszem zła?
Oczywiście, wylansowany przez zblazowanych hipsterów, obecny gwiazdor internetu
i przywódca LRA Joseph Kony (dla niektórych pierwszy i jedyny afrykański
rebeliant). Myślę, że cały szał związany z jego osobą zaczął się, bo ktoś
obejrzał to dzieło. Przez około 30 sekund była szansa
na lepsze zakończenie i 3/10. Niestety kiedy Childers porzucił boga i pragnął
śmierci, objawiła mu się 11-letnia inkarnacja Chrystusa i przekonała go by wytrwał
w wierze… Za takie coś nie będzie litości.
Ocena: 2/10 (gorąco NIE polecam)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz