sobota, 11 sierpnia 2012

"Machine Gun Preacher"


Prawdziwa katastrofa. Dawno tyle razy nie miałem ochoty wyłączyć filmu i usunąć go całkowicie ze swojego umysłu. Jest to wyjątkowo miałka religijna przypowiastka, oparta dodatkowo na faktach. Sam Childers (Gerard „THIS IS SPARTA” Butler) nagle porzuca heroinowy nałóg i tzw. thug life, aby oddać się bogu. Przemiana jest tak nagła, niedorzeczna i nieuzasadniona, że mogą w nią uwierzyć tylko ludzie, którzy przyjmują codziennie zbyt duże dawki fluoru. Po jakimś czasie Childers postanawia wyjechać do Sudanu, aby coś tam humanitarnie zbudować (wiara w boga pozwoliła mu otworzyć firmę budowlaną – lol). Nie trzeba dodawać, iż na miejscu ogląda bezmiar ludzkiego cierpienia i z czasem coraz bardziej angażuje się w afrykańską misję. Wszystko to jest podlane nachalną religijną propagandą: teksty tzw. wsparcia w trudnych momentach doprowadziły mnie niemal do porzygu. Childers podejmuje debilne decyzje oderwane od afrykańskiej rzeczywistości: jak można wybudować sierociniec w strefie działań wojennych albo uczyć dzieci grania w skomplikowany baseball zamiast kupić im po prostu piłkę?
źródło: http://www.howdoesthemovieend.com/
W wolnych chwilach Childers eksterminuje ugandyjsko-sudańskich rebeliantów za pomocą RPG i kałasza. Poza tym zgadnijcie kto jest głównym wrogiem naszego bohatera i geniuszem zła? Oczywiście, wylansowany przez zblazowanych hipsterów, obecny gwiazdor internetu i przywódca LRA Joseph Kony (dla niektórych pierwszy i jedyny afrykański rebeliant). Myślę, że cały szał związany z jego osobą zaczął się, bo ktoś obejrzał to dzieło. Przez około 30 sekund była szansa na lepsze zakończenie i 3/10. Niestety kiedy Childers porzucił boga i pragnął śmierci, objawiła mu się 11-letnia inkarnacja Chrystusa i przekonała go by wytrwał w wierze… Za takie coś nie będzie litości.

Ocena: 2/10 (gorąco NIE polecam)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz