poniedziałek, 20 sierpnia 2012

"The Girl with the Dragon Tattoo"

Od razu przyznaję, iż nie czytałem książki, a po obejrzeniu filmu na pewno nie mam zamiaru tego zrobić (zważywszy, że niedawno mnie doszły słuchy co się dzieje w kolejnych tomach). Ergo jako, że jest to ekranizacja książki, której nie czytałem nie mogę się przyczepić do ułomności fabularnych. A takowe są i to poważne, zatem wymienię przykładowe jedynie, aby się nie pastwić – pościg na motórze i akcja w Zurychu (to już dla mnie całkowicie łamie konwencję filmu). Aktorstwo na przyzwoitym poziomie, w szczególności podziwiam Rooney Marę za jej metamorfozę. Czuć pewien klimat, ale nie ma najmniejszego porównania do "Se7en" czy "Fight Club". I czy naprawdę trzeba było kręcić ten film w Szwecji? Jak dla mnie nie żadnej różnicy między Nową Fundlandią albo okolicami Vancouver, które tak doskonale znamy z kina.
źródło: http://www.impawards.com/
Co mnie razi najbardziej to nachalny i wyjątkowo ordynarny (jak na amerykańskie realia) product placement. OK. – przeboleję Coca Colę (a czy ktoś z Was widział kiedykolwiek Pepsi pitą w filmie?) i wytwory hipsterskiego Apple’a, ale stworzenie specjalnego ujęcia, aby ukazać urządzenie wielofunkcyjne marki Epson to dla mnie przesada. Poza tym ostatnia scena z prezentem – nie wierzyłem, że to się dzieje naprawdę!
źródło: http://www.aceshowbiz.com

Generalnie jest to jednak solidne kino, rzekłbym nawet rzemieślnicze. Wiem, że opisane powyżej wady mogą mieć charakter drugoplanowy, ale skoro nie mogłem się przyjebać do fabuły, to musiałem znaleźć sobie inną rozrywkę i się trochę popastwić. Dla mnie miarą tego czy film jest dobry czy nie, jest chęć ponownego obejrzenia. W przypadku "Dziewczyny z tatuażem" takowa nie występuje.

źródło: http://www.aceshowbiz.com
Ocena: 6/10 (za rzemieślnicze kino).

2 komentarze:

  1. To już skandal, nie miał się do czego przyjebać w fabule to się przyjebał sam nie wie do czego :-)
    Wstyd Wojciech! Wstyd :-)

    Maruuu...

    OdpowiedzUsuń