wtorek, 21 sierpnia 2012

"The Rum Diary"


Jeśli ktoś liczy na powtórkę z "Las Vegas Parano” to się srodze zawiedzie. W "The Rum Diary" prawie nie ma narkotykowych i pijackich tripów. Zażywanie prochów ogranicza się do jednej sceny (eksperyment z LSD). Spowodował to pewnie z fakt, że akcja filmu osadzona jest na początku lat 60-tych, czyli na długo przed wybuchem narko-rewolucji (o której był wspaniały flashback w "Las Vegas Parano”). Rum za to pojawia się w filmie nader często, aczkolwiek nic specjalnego z tego nie wynika.
źródło: http://www.upcoming-movies.com
 Fabuły nie ma sensu opisywać, bo oprócz tego, że ma trzeciorzędne znaczenie, to praktycznie w filmie nic się nie dzieje. I tak oglądamy sobie Deppa jak gdzieś jedzie, coś pije, z kimś rozmawia, aż tu nagle mija 75% filmu i zaczynamy się zastanawiać kiedy rozwinie się akcja. Mimo wszystko wydaje mi się, że będę wracał do tego filmu czasami, zapewne dlatego, że zamiast zwartej fabuły jest to zbiór luźno powiązanych ze sobą epizodów. Poza tym od czasów "Drive Angry” lubię patrzeć na Amber Heard, a postać Moberga była całkiem zabawna.
źródło: http://www.rottentomatoes.com/
Pisząc pierwszą wersję recenzji byłem świeżo po projekcji i nie zdążyłem przeczytać książki będącej podstawą scenariusza. Po lekturze "Dziennika rumowego" mogę natomiast stwierdzić, że w film wypada bardzo blado przy książce Thompsona. Na domiar złego wcale nie jest to wybitna ani porywająca powieść, ale przeczytałem ją z zainteresowaniem. Naprawdę trudno mi zrozumieć, dlaczego w trakcie tworzenia scenariusza dokonano tak gruntownej przebudowy kluczowych postaci. Książkę zatem polecam zdecydowanie bardziej, ale i film też można od biedy zobaczyć.


Ocena: naciągane 5/10 (ze względu na wielki sentyment do prozy Huntera S. Thompsona).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz