środa, 8 sierpnia 2012

"Battleship"


„Battleship” to przykład niewiarygodnego kina. Naprawdę. Nie żartuję. Po prostu jest to najdoskonalsze kino, a nie mogę sobie wyobrazić nic doskonalszego, w kategorii WTÓRNOŚĆ! Naprawdę podziwiam twórców, iż w ciągu 2 godzin nie wykazali się ani odrobiną własnej inwencji, rżnąc wszystkie najchujowsze motywy z kina akcji i wojennego. To jakby połączyć „Battle Los Angeles” z „Transfomersami” i „Pearl Harbour”.

Fabuła jest żenująca. Mamy zatem dwóch braci: ogarniętego w miarę Stone’a (Alexander Skarsgård – musiał dostać grube miliony, że tak pohańbił Icemana) i zdolnego, acz niepokornego Alexa (Taylor Kitsch – kolejne wspaniałe dzieło po „Wężach w samolocie” i „Johnie Carterze”, wróżę karierę stulecia). Oczywiście Alex zarywa córkę dowódcy floty admirała Shane’a (Liam Neeson). A wszystko to na pięknych Hawajach, w czasie trwania RIMPAC. Żeby było jeszcze bardziej kolorowo, życie naszych bohaterów umila nagła inwazja kosmitów, którzy pragną nie wiadomo czego (nie dowiemy się do końca filmu) i czasem eksterminują ludzkość (choć nie są konsekwentni).

W zasadzie film jest niemal 2-godzinną reklamą niszczycieli klasy Arleigh Burke. Przez 75% walki z kosmitami na placu boju jest tylko niezwyciężony USS John Paul Jones, który dzielnie odpiera ataki przeważającego przeciwnika, zadając mu ogromne straty. Proponuję polskiej Marynarce Wojennej nakręcić taki sam film o Gawronie, a wpływy z biletów na pewno sfinansują całą serię tych korwet.

Efekty dobre, ładne zdjęcia, pełno sprzętu, okrętów i wszystkiego (budżet 209 mln USD!) – ale co z tego skoro „Battleship” jest bezbrzeżnie głupi i wtórny. Naprawdę, w czasie projekcji można wyłączyć mózg i nic się nie straci. Od początku był to murowany kandydat na 3/10, bo mimo wszystko fabuła układa się w pewien ciąg (nie mówię, że logiczny) oraz jest wysoki poziom efektowności. Niestety, i tu przepraszam za spoiler, no ale kurwa nie mogę po prostu, wykorzystanie do walki z obcymi pancernika USS Missouri wraz z jego byłą załogą to jest patosowy porzyg. W trakcie projekcji wymyśliłem również tytuł, który doskonale oddaje naturę filmu – „Battleshit”. Dziękuję bardzo, tyle ode mnie.

Ocena: 2/10 (jedna gwiazda za scenę, w której Stone mówi „stay frosty”, co wywołało miłe wspomnienia i pozwoliło na chwilę wrócić do pięknych czasów „Generation Kill”).

PS.
Rihanna popisuje się talentem aktorskim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz