„Battleship” to przykład
niewiarygodnego kina. Naprawdę. Nie żartuję. Po prostu jest to najdoskonalsze
kino, a nie mogę sobie wyobrazić nic doskonalszego, w kategorii WTÓRNOŚĆ!
Naprawdę podziwiam twórców, iż w ciągu 2 godzin nie wykazali się ani odrobiną własnej
inwencji, rżnąc wszystkie najchujowsze motywy z kina akcji i wojennego. To
jakby połączyć „Battle Los Angeles” z „Transfomersami” i „Pearl Harbour”.
Fabuła jest żenująca. Mamy zatem
dwóch braci: ogarniętego w miarę Stone’a (Alexander Skarsgård – musiał dostać
grube miliony, że tak pohańbił Icemana) i zdolnego, acz niepokornego Alexa
(Taylor Kitsch – kolejne wspaniałe dzieło po „Wężach w samolocie” i „Johnie
Carterze”, wróżę karierę stulecia). Oczywiście Alex zarywa córkę dowódcy floty
admirała Shane’a (Liam Neeson). A wszystko to na pięknych Hawajach, w czasie
trwania RIMPAC. Żeby było jeszcze bardziej kolorowo, życie naszych bohaterów
umila nagła inwazja kosmitów, którzy pragną nie wiadomo czego (nie dowiemy się
do końca filmu) i czasem eksterminują ludzkość (choć nie są konsekwentni).
W zasadzie film jest niemal
2-godzinną reklamą niszczycieli klasy Arleigh Burke. Przez 75% walki z
kosmitami na placu boju jest tylko niezwyciężony USS John Paul Jones, który
dzielnie odpiera ataki przeważającego przeciwnika, zadając mu ogromne straty.
Proponuję polskiej Marynarce Wojennej nakręcić taki sam film o Gawronie, a
wpływy z biletów na pewno sfinansują całą serię tych korwet.
Efekty dobre, ładne zdjęcia,
pełno sprzętu, okrętów i wszystkiego (budżet 209 mln USD!) – ale co z tego
skoro „Battleship” jest bezbrzeżnie głupi i wtórny. Naprawdę, w czasie
projekcji można wyłączyć mózg i nic się nie straci. Od początku był to murowany
kandydat na 3/10, bo mimo wszystko fabuła układa się w pewien ciąg (nie mówię,
że logiczny) oraz jest wysoki poziom efektowności. Niestety, i tu przepraszam
za spoiler, no ale kurwa nie mogę po prostu, wykorzystanie do walki z obcymi
pancernika USS Missouri wraz z jego byłą załogą to jest patosowy porzyg. W
trakcie projekcji wymyśliłem również tytuł, który doskonale oddaje naturę filmu
– „Battleshit”. Dziękuję bardzo, tyle ode mnie.
Ocena: 2/10 (jedna gwiazda za
scenę, w której Stone mówi „stay frosty”, co wywołało miłe wspomnienia i pozwoliło
na chwilę wrócić do pięknych czasów „Generation Kill”).
PS.
Rihanna popisuje się talentem
aktorskim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz