"Danny the Dog", w Polszy znany
jako "Człowiek Pies" to produkcja z 2005 roku oparta na scenariuszu Luca
Bessona. Od jakiegoś czasu francuski reżyser wyraźnie dołuje. Przypomnijmy
choćby odcinanie kuponów od "Taxi", "Transportera" czy udział w dziełach pokroju
recenzowanych "Lockout" oraz "Colombiany". Po "Danny the Dog" nie spodziewałem
się naprawdę wiele, ale to co zobaczyłem zachwiało moją wiarą w Bessona i
wywołało odrazę do oglądania dzieł Louisa Leterriera, który wyreżyserował to
coś. Na szczęście w dalszej pracy chłopak się w miarę ogarnął, ale "Człowiek pies" będzie wisiał nad jego karierą do samego końca.
źródło: http://www.impawards.com/index.html |
Fabuła jest absurdalna. Szkocki
gangster Bart (Bob Hoskins) znajduje na ulicach Glasgow małego Azjatę.
Przygarnia go i wychowuje jak psa. Po latach treningu Danny (Jet Li) staje się
bezwzględną maszyną do zabijania, która na rozkaz swojego pana wyeliminuje
każdego przeciwnika. Nie może zatem dziwić, że Bart zarabia głównie na
nielegalnych walkach organizowanych przez lokalny półświatek. Niestety wkrótce
pada ofiarą asasynacji, a Danny przekonany o śmierci swojego pana znajduje azyl
u niewidomego stroiciela fortepianów. Sam (Morgan Freeman) oraz jego pasierbica
Victoria (Kerry Condon) starają się uczłowieczyć Danny’ego poprzez muzyczną
edukację. Jednak wkrótce idyllę burzą demony przeszłości.
źródło: http://www.allmoviephoto.com/ |
Oglądam i nie wierzę, że to się
dzieje naprawdę. Autentycznie miałem ochotę zmienić kanał. Albo umrzeć. I to
kilka razy. Hejting zacznę od aktorstwa, cytując sławne słowa Kirka Lazarusa z "Tropic Thunder": Everybody knows you
never go full retard. To co zrobił Jet Li z kreacją Danny’ego w tym filmie
wywołuje u mnie fear and loathing.
Chociaż nie grał postaci upośledzonej wkroczył na ścieżkę full retard. Nie mogłem na to patrzeć. Ale jedziemy dalej. Bob
Hoskins wykreował do bólu przerysowaną postać gangstera, a Morgan Freeman to
cały czas uśmiechnięty Stevie Wonder. Jedynie Kerry Condon coś sobą
reprezentuje, ale to i tak nie zmienia przytłaczającego wrażenia po roli Jeta
Li. W filmie pojawiają się jeszcze m.in. Vincent Regan, Dylan Brown oraz
Michael Jenn, ale wybitnych kreacji brak. I potem czytam recenzje na IMDb,
gdzie ludzie piszą, że Jet Li w tym filmem pokazał umiejętności aktorskie. W
odpowiedzi zacytuję majora Grossa z "Psów": Nawet
mi o tym nie mów, kurrrwaa mać!
źródło: http://www.allmoviephoto.com/ |
Fabuła jak pisałem wyżej jest
totalnie absurdalna. Czy kogoś dziwi, że nagle pojawia się ciężko ranny dorosły
mężczyzna, który ledwo umie mówić i kompletnie nie ogarnia rzeczywistości?
Oczywiście, że nie! Weźmy go kurwa do domu, nakarmmy, nauczmy grać na pianinie,
a na dodatek zaproponujmy mu podróż do Nowego Jorku. Oto jest logika "Człowieka
psa". Na dodatek akcja filmu rozgrywa się w Glasgow, co by mnie cieszyło w
każdym innym przypadku, ale tutaj tylko wzmaga odrealnienie fabularne. Półświatek
organizujący walki jest tak przerysowany, że chyba nawet do niepoważnych
komiksów się nie nadaje. Cała historia ma znamiona wyjęcia z najgłębszych
czeluści dupy bez żadnego krytycznego spojrzenia. Jedyne, co mogę zaliczyć na
naciągany plus, to walki, bo Jet Li zawsze w formie. Niestety nie są one
wystarczająco krwawe i brutalne. Oceny filmu do magicznego 3/10 podnieść nie
mogę, bo tym samym obraziłbym wiele innych produkcji, które na to nie
zasłużyły. "Człowiek pies" to największa porażka ostatnich miesięcy, której
oglądać się po prostu nie da.
źródło: http://www.allmoviephoto.com/ |
Ocena: 2/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz