niedziela, 25 listopada 2012

"Danny the Dog"

"Danny the Dog", w Polszy znany jako "Człowiek Pies" to produkcja z 2005 roku oparta na scenariuszu Luca Bessona. Od jakiegoś czasu francuski reżyser wyraźnie dołuje. Przypomnijmy choćby odcinanie kuponów od "Taxi", "Transportera" czy udział w dziełach pokroju recenzowanych "Lockout" oraz "Colombiany". Po "Danny the Dog" nie spodziewałem się naprawdę wiele, ale to co zobaczyłem zachwiało moją wiarą w Bessona i wywołało odrazę do oglądania dzieł Louisa Leterriera, który wyreżyserował to coś. Na szczęście w dalszej pracy chłopak się w miarę ogarnął, ale "Człowiek pies" będzie wisiał nad jego karierą do samego końca.

źródło: http://www.impawards.com/index.html
Fabuła jest absurdalna. Szkocki gangster Bart (Bob Hoskins) znajduje na ulicach Glasgow małego Azjatę. Przygarnia go i wychowuje jak psa. Po latach treningu Danny (Jet Li) staje się bezwzględną maszyną do zabijania, która na rozkaz swojego pana wyeliminuje każdego przeciwnika. Nie może zatem dziwić, że Bart zarabia głównie na nielegalnych walkach organizowanych przez lokalny półświatek. Niestety wkrótce pada ofiarą asasynacji, a Danny przekonany o śmierci swojego pana znajduje azyl u niewidomego stroiciela fortepianów. Sam (Morgan Freeman) oraz jego pasierbica Victoria (Kerry Condon) starają się uczłowieczyć Danny’ego poprzez muzyczną edukację. Jednak wkrótce idyllę burzą demony przeszłości.
źródło: http://www.allmoviephoto.com/
Oglądam i nie wierzę, że to się dzieje naprawdę. Autentycznie miałem ochotę zmienić kanał. Albo umrzeć. I to kilka razy. Hejting zacznę od aktorstwa, cytując sławne słowa Kirka Lazarusa z "Tropic Thunder": Everybody knows you never go full retard. To co zrobił Jet Li z kreacją Danny’ego w tym filmie wywołuje u mnie fear and loathing. Chociaż nie grał postaci upośledzonej wkroczył na ścieżkę full retard. Nie mogłem na to patrzeć. Ale jedziemy dalej. Bob Hoskins wykreował do bólu przerysowaną postać gangstera, a Morgan Freeman to cały czas uśmiechnięty Stevie Wonder. Jedynie Kerry Condon coś sobą reprezentuje, ale to i tak nie zmienia przytłaczającego wrażenia po roli Jeta Li. W filmie pojawiają się jeszcze m.in. Vincent Regan, Dylan Brown oraz Michael Jenn, ale wybitnych kreacji brak. I potem czytam recenzje na IMDb, gdzie ludzie piszą, że Jet Li w tym filmem pokazał umiejętności aktorskie. W odpowiedzi zacytuję majora Grossa z "Psów": Nawet mi o tym nie mów, kurrrwaa mać!
źródło: http://www.allmoviephoto.com/
Fabuła jak pisałem wyżej jest totalnie absurdalna. Czy kogoś dziwi, że nagle pojawia się ciężko ranny dorosły mężczyzna, który ledwo umie mówić i kompletnie nie ogarnia rzeczywistości? Oczywiście, że nie! Weźmy go kurwa do domu, nakarmmy, nauczmy grać na pianinie, a na dodatek zaproponujmy mu podróż do Nowego Jorku. Oto jest logika "Człowieka psa". Na dodatek akcja filmu rozgrywa się w Glasgow, co by mnie cieszyło w każdym innym przypadku, ale tutaj tylko wzmaga odrealnienie fabularne. Półświatek organizujący walki jest tak przerysowany, że chyba nawet do niepoważnych komiksów się nie nadaje. Cała historia ma znamiona wyjęcia z najgłębszych czeluści dupy bez żadnego krytycznego spojrzenia. Jedyne, co mogę zaliczyć na naciągany plus, to walki, bo Jet Li zawsze w formie. Niestety nie są one wystarczająco krwawe i brutalne. Oceny filmu do magicznego 3/10 podnieść nie mogę, bo tym samym obraziłbym wiele innych produkcji, które na to nie zasłużyły. "Człowiek pies" to największa porażka ostatnich miesięcy, której oglądać się po prostu nie da.
źródło: http://www.allmoviephoto.com/
Ocena: 2/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz