środa, 14 listopada 2012

"Road to Perdition"



Dawno, dawno temu, w zamierzchłych czasach mojej młodości, Sam Mendes porwał mnie genialnym "American Beauty". Dlatego też niezwykle trudno mi uwierzyć, że "Skyfall" jest dopiero ósmym filmem jaki wyreżyserował. Aczkolwiek na Bonda czas jeszcze przyjdzie, natomiast dziś zajmiemy się "Road to Perdition" ("Droga do zatracenia") z 2002 roku. Znakomity angielski reżyser kręci film o Irlandczykach w Ameryce lat 30-tych ubiegłego stulecia? A więc zapowiada się przednia zabawa!
źródło: http://www.impawards.com/index.html
Akcja filmu przenosi nas do krainy Wuja Sama w początkach lat 30-tych XX wieku. Jak wiadomo były to czasy Wielkiego Kryzysu, prohibicji oraz błyskotliwych gangsterskich karier. Mike Sullivan (Tom Hanks) pracuje dla poważanego w mieście i bardzo zamożnego Johna Rooneya (Paul Newman). W przeszłości, gdy Mike nie miał niczego, pan Rooney przygarnął go i zaoferował mu pracę, dlatego też nasz bohater oddaje swojemu pracodawcy niemal ojcowską cześć i jest wobec niego niezwykle lojalny. Czym zajmuje się Mike, spytacie? Otóż jego specjalnością jest tzw. brudna robota, przy której można pobrudzić sobie ręce krwią. Podczas kolejnego zadania nadpobudliwy syn Rooneya, Connor (Daniel Craig), doprowadza do niepotrzebnej rzezi. Wszystko dałoby się zamieść pod dywan, gdyby nie fakt, że świadkiem egzekucji był syn Mike’a, Michael (Tyler Hoechlin). O ile pan Rooney jest przekonany, że mały się nie wysypie i podobnie jak każdy Irlandczyk wyrośnie na pijaka, złodzieja lub mordercę (oczywiście według opinii Torysów), o tyle Connor postanawia załatwić sprawę samodzielnie. W efekcie ginie żona i młodszy syn Mike’a, a on sam wkracza na ścieżkę krwawej vendetty.
źródło: http://www.allmoviephoto.com/
Pierwsza rzecz jaka rzuca się w oczy to bardzo ładne zdjęcia. Film wizualnie jest niemal doskonały, wspaniale udało się odwzorować realia początku lat 30-tych. Nie ma biedy doskonale znanej z polskiego kina. Choćby ilość aut pokazanych na ekranie jest imponująca, a w rezydencjach i hotelach panuje odpowiedni przepych. Oczywiście wielokrotnie pojawia się legendarny Tommy Gun. W filmie znalazło się kilka świetnych scen, ale moim zdaniem na szczególną uwagę zasługuje sekwencja strzelaniny w deszczu. Prawdziwa maestria! Przy okazji wspomnę, że deszcz towarzyszy nam często w filmie i jest to naprawdę syty deszcz, a nie jakaś mżawka. Pod względem rozwoju fabuły nie uświadczyłem żenady, ale przyznam, że końcowy monolog wywołał u mnie niezwykle negatywne odczucia.
źródło: http://www.allmoviephoto.com/
Aktorstwo na bardzo wysokim poziomie. Wyjątkowo podobała mi się postać Finna McGoverna (Ciarán Hinds), tym bardziej szkoda, że jego gwiazda zgasła tak prędko. Brawa dla Toma Hanksa za przekonującą rolę małomównego ojca, ale jeszcze większe należą się dla Paula Newmana. John Rooney w jego wykonaniu to chyba najlepsza postać w całym filmie. Jeśli miałbym przyznać komuś drugie miejsce to dostałby je na pewno Daniel Craig za świetne wcielenie się w Connora. Ponadto podobał mi się również Stanley Tucci grający Franka Nitti. Do oceny została mi jeszcze jedna gwiazda w obsadzie, aczkolwiek jest to największy dla mnie problem. Niestety nie można zaliczyć mnie do fanów Jude’a Law, ale nie mogę się przyczepić do postaci, którą zagrał (Harlen Maguire). Niemniej na miejscu Sama Mendesa wziąłbym z pewnością innego aktora, bo Jude Law troszkę mnie jednak mierzi. W zasadzie to nie podobała mi się postać młodego Michaela Sullivana, aczkolwiek raczej z powodu scenariuszowej prawości niż gry aktorskiej.
źródło: http://www.allmoviephoto.com/
Kiedy spojrzycie na ocenę możecie być lekko skonfundowani. Są bowiem pochwały, mało hejtingu, a nota wysoka, ale czemuż nie wyższa? Otóż czasem oglądając dobry film mam uczucie, że czegoś w nim brakuje. Zwykle nie potrafię tego zdefiniować, aczkolwiek brak pierwiastka boskości powoduje, że ocena nie nigdy przekroczy pewnej granicy. W przypadku "Drogi do zatracenia" niestety zabrakło odrobinki magii kina, która wzniosła by ten całkiem dobry film na wyższy poziom. To w sumie dziwne, bo klimat wydawał się odpowiedni na wielkie dzieło. Niemniej uważam, że "Droga do zatracenia" to bardzo wartościowe kino, godne polecenia. Jeśli ktoś lubi filmy o dziejach Irlandczyków w Ameryce to pozycja obowiązkowa.

Ocena: 7/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz