czwartek, 15 listopada 2012

Bond No. 21: "Casino Royale"



Całkiem niedawno przeczytałem "Casino Royale" Iana Fleminga, które jak doskonale wiadomo zapoczątkowało serię powieści i opowiadań o przygodach Jamesa Bonda. Z tejże okazji, a także ogólnego zajawienia społeczeństwa na "Skyfall" postanowiłem napisać recenzję filmowej ekranizacji pierwszej książki cyklu. Od opublikowania powieści (1953) do kinowej premiery "Casino Royale" (2006) upłynęło trochę czasu. Co prawda w latach 1954 i 1967 powstały filmy oparte na książce, aczkolwiek nie weszły do oficjalnej serii. "Casino Royale" to dwudziesty pierwszy Bond i debiut w roli agenta JKM Daniela Craiga. Niniejsza recenzja oprócz poruszania spraw typowo filmowych, w ostatniej części odniesie się także do różnic między książkowym oryginałem a filmem. Generalnie byłem zaskoczony, że jest ich naprawdę niewiele, a część z nich ma znaczenie drugorzędne.
źródło: http://www.impawards.com/index.html
Na początku "Casino Royale" dowiadujemy się w jaki sposób Bond (Daniel Craig) zdobył licencję na zabijanie, czyli słynne dwa zera. Chwilę potem akcja przenosi się do Ugandy, gdzie mamy okazję poznać złowieszczego Le Chiffre (Mads Mikkelsen). Ów typ spod ciemniej gwiazdy i przy okazji matematyczny geniusz zbrodni jest znanym bankierem terrorystów oraz wszelkich ruchów narodowowyzwoleńczych (lub wszczynających ruchawki jak kto woli). Bond udaremnia niezwykle wysublimowany plan Le Chiffre’a, dzięki któremu miał pomnożyć powierzone pieniądze ugandyjskiej guerilli. Wskutek totalnej klęski spekulacyjnej na akcjach Skyfleet dalsza egzystencja bankiera staje pod poważnym znakiem zapytania. Le Chiffre postanawia się odkuć i organizuje w tytułowym Casino Royale rozgrywkę pokerową o wielką stawkę. MI6 upatruje w tym doskonałą szansę na przejęcie bankiera i wysyła do Czarnogóry swojego najlepszego hazardzistę.
źródło: http://www.about.com/
Podobnie jak w klasycznych Bondach w "Casino Royale" odwiedzamy sporo ładnych lub egzotycznych miejsc. Tym razem jest to Praga, Uganda, Madagaskar, Bahamy, Miami, Montenegro oraz Wenecja. Nie można zatem narzekać na brak efektowności. Niemniej jest to film zdecydowanie odmienny od dotychczasowego nurtu. Wielu fanów serii mogło przecierać oczy ze zdumienia patrząc na ekran. Nowy James Bond to brutalny, bezuczuciowy morderca, który bez mrugnięcia okiem wykończy potencjalnego terrorystę i jeszcze się będzie z tego cieszył. Polecam scenę w Miami, w której Bond leży skuty na masce radiowozu i obserwuje detonację bomby. "Casino Royale" na tle innych filmów z serii wyróżnia się wysokim poziomem brutalności oraz porzuceniem tradycyjnych gadżetów na rzecz realizmu. Warto podkreślić choćby fakt, że nawet na chwilę nie pojawia się Q. Moim zdaniem był to bardzo trafny zabieg, który znacznie odświeżył całą serię. Niemniej pościgi samochodowe oraz parkourowe dalej cieszą oko swoją dynamiką.
źródło: http://www.about.com/
Niezwykle trafiony okazał się wybór Daniela Craiga, który idealnie wpasował się w rolę nowego Bonda. Ogólnie rzecz biorąc pod względem aktorstwa jest to chyba najlepszy film w całej serii. Eva Green jako Vesper Lynd wiesza poprzeczkę dla kolejnych dziewczyn 007 bardzo wysoko. Sceny rozmowy dwójki bohaterów w pociągu, limuzynie czy hotelu to prawdziwa maestria! Na dodatek mamy wreszcie porządny czarny charakter, zrobiony z krwi i kości. Le Chiffre nie chce zdobyć świata tylko zarabiać pieniądze – świetna rola Madsa Mikkelsena. Jak zawsze wspaniała jest Judi Dench w roli M. Jej konwersacje z niepokornym agentem oraz narzekania na zakończenie Zimnej Wojny mogę oglądać do znudzenia. Pozostała obsada również dotrzymuje poziomu: Jeffrey Wright (Felix Leiter), Giancarlo Giannini (Rene Mathis) oraz Jesper Christensen (Mr. White). Wszystko to sprawia, że "Casino Royale" można uznać za jeden z najlepszych filmów w serii, jeśli nawet nie najlepszy. Świetne kino od początku do końca, do polecenia bez najmniejszego przypału. Samo zakończenie zasługuje na ogromne oklaski. Oglądałem je chyba z milijon razy. Dlatego też "Casino Royale" dostaje bardzo wysoką ocenę w moim rankingu.
źródło: http://www.about.com/
Świetna była scena zamawiania legendarnego drinka:
Bond: [after Bond has just lost his 10 million in the game, to the bartender] Vodka-martini.
Bartender: Shaken or stirred?
Bond: Do I look like I give a damn?
źródło: http://www.imcdb.org/
Jak wspominałem we wstępie na sam koniec zostawiłem porównanie książki i filmu. Ostrzegam, że będą grubaśne spoilery. Po pierwsze inne są lokalizacje tytułowego Casino Royale: w powieści jest to północne wybrzeże Francji, a nie Czarnogóra. Książka ogranicza się zasadniczo do samej rozgrywki w kasynie kończąc się wkrótce po samobójczej śmierci Vesper. Główny wątek fabularny jest mniej więcej podobny, tyle że Le Chiffre jest bankierem francuskich związków zawodowych (oczywiście sterowanych z Moskwy), a nie Quantum i wtopił inwestując w burdele. W powieści Fleminga bohaterowie grają w bakarata, a nie w Texas Hold’Em. Mamy również wątek polski: ukochany Vesper to polski lotnik przeszkolony do działalności wywiadowczej przez brytyjski wywiad, a następnie pochwycony przez Sowietów. Bicie Bonda po jajcach to oryginalny pomysł Fleminga, tyle, że w książce Le Chiffre używa innego narzędzia. 007 zostaje uratowany przez agenta SMERSZ, przy czym dostaje od niego wyjątkową pamiątkę. Byłem natomiast niezwykle zaskoczony, że książka kończy się zdaniem Ta suka już nie żyje. Podsumowując: film polecam absolutnie, natomiast książka może być miłym dopełnieniem do projekcji (czyta się bardzo szybko).

Ocena: 9/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz