"Seraphim Falls" to western! Na
dodatek to western z Liamem Neesonem i Piercem Brosnanem. Kto mógłby sobie to
wyobrazić w ogóle? Na pewno nie ja. Po raz kolejny dodam, że kowboje nigdy nie
istnieli, gdyż są jedynie wytworem na potrzeby kampanii reklamowej Marlboro. Niemniej
chociaż od premiery filmu minęło już sześć tłustych lat, to ja nigdy o nim nie
słyszałem. Taka sytuacja zdarza się niezmiernie rzadko i zwykle niezbyt dobrze
wróży ocenie końcowej. Już na wstępie mam zastrzeżenie do polskiego tytułu "Krew za krew",
gdyż moim zdaniem jest to spoiler.
źródło: http://www.impawards.com/index.html |
Mimo to fabuła zapowiadała się
niezgorszo. Akcja osadzona została, o ile mnie pamięć nie myli, trzy lata po
zakończeniu wojny secesyjnej. Były pułkownik Konfederacji Carver (Liam Nelson) to
typ twardy jak skała, na dodatek posiadający jaja z hartowanej stali. Wraz z
kilkoma kompanionami tropi po śnieżnej Nevadzie byłego kapitana wojsk Unii
Gideona (Pierce Brosnan). Czemuż chłopacy
bujają się po górach w wysoce niesprzyjających warunkach? Tego dowiemy się
dopiero tuż przed finałem, aczkolwiek jak łatwo się domyślić po wojskowej
przeszłości naszych bohaterów historia ma związek z niedawno zakończonym
bratobójczym konfliktem.
źródło: http://www.allmoviephoto.com/ |
Po obejrzeniu mniej więcej 75%
filmu byłem przekonany, że dam mocarną siódemkę. Pułkownik Carver to idealna
postać do zagrania dla Neesona. Twardy i bezuczuciowy motherfucker, który a to
bez mrugnięcia okiem dobije rannego, a to zastrzeli swojego konia, aby jego
były kompanion nie miał zbyt łatwego zarobku. W wolnych chwilach zajmuje się
również dręczeniem bezbronnych dzieci – jednym słowem wspaniała postać do
naśladowania w codziennym życiu! Neeson jako bezwzględny skurwysyn wypada
niezwykle przekonująco i natychmiast uwierzyłem, że jest w stanie zrobić
wszystko by osiągnąć założony cel. Z kolei jego oponent mnie aż tak nie ujął.
Gideon to połączenie Beara Gryllsa z ultimate guerilla fighterem. Zaiste,
pomimo ran odniesionych na samym początku filmu, były kapitan dzielnie ucieka
przed pogonią, a na dodatek skutecznie fraguje wrogów za pomocą wymyślnych
pułapek. Ponadto posiada ogromny nóż godny samego Johna Rambo. Całkiem rozrywkowa postać, nieprawdaż? Niestety moim zdaniem Pierce
Brosnan średnio pasuje do takiej roli. Za bardzo kojarzy mi się ze smokingiem.
źródło: http://www.allmoviephoto.com/ |
Na pewno na plus zaliczam
plenery. Naprawdę wyjątkowo urokliwe śnieżne góry, prerię, a nawet pustynię.
Patrzenie na takie krajobrazy cieszy oko. Ciekawostka: chociaż akcja filmu dzieje się w Nevadzie to ani jedna scena nie została nakręcona w tym stanie. Aktorstwo solidne, oprócz dwójki
wymienionej powyżej oglądamy niezłych wykonawców drugoplanowych (m.in. Wes
Studi, Tom Noonam, Ed Lauter). Podobał mi się motyw Indianina okupującego
źródełko wody na prerii i pobierającego za korzystanie monstrualne opłaty. Co
ciekawe twórcy filmu nadali ów postaci imię Charon. Intrygujące, prawda? A
teraz czas na żale. Poziom filmu dramatycznie spada pod koniec. Sam finał jest
wyjątkowo niedorzeczny i osobiście uważam go niekonsekwentny w stosunku do
całości. Jak można sprawić by dotychczas bezwzględny motherfucker zrobił coś
takiego? W tym miejscu chciałbym złożyć najszczersze podziękowania
scenarzystom. Za to wypełnione gównem zakończenie obniżam ocenę o dwie gwiazdki.
Poza tym ogromnym rozczarowaniem, przynajmniej dla mnie, był niezwykle
sztampowy i wtórny powód, dla którego Carver ścigał Gideona. Tu był potencjał
na wymyślenie czegoś interesującego, a nie odwoływanie się do najprostszych i
najbardziej tandetnych motywów. Chciałbym dowiedzieć się również co reprezentowała
sobą Madame Louise? Nawet bez sprawdzania tego w necie domyśliłem się, że jest
to personifikacja diabła. W filmie znajduje się krótkie ujęcie ukazujące tyłu jej
wozu, na którym pojawia się nazwisko Madame Louise C. Fair. Polecam przeczytać
je na głos, bo jest to zagrywka w stylu "Angel Heart". Dość nietypowy element jak na western, aczkolwiek znalazłem również
teorię jakoby cały film można rozpatrywać w kontekście walki upadłych aniołów
(Serafin to rodzaj anioła, jakby ktoś nie wiedział). Za to wszystko ocena taka,
a nie inna. Po raz kolejny szkoda zmarnowanej szansy na dobre kino.
Ocena: 5/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz