czwartek, 22 listopada 2012

"Gone in Sixty Seconds"



"Gone in Sixty Seconds", w Polszy skrócone do "60 sekund", bo tutejszy lud nie uczęszcza do kina na filmy ze zbyt długimi tytułami, to remake produkcji z 1974 roku. Niestety nie miałem okazji oglądać oryginału, ale myślę, że sobie go pewnego dnia zobaczę. W 2000 roku wspaniały reżyser, jakim jest Dominic Sena, postanowił wysmażyć swoją własną wersję. Ciekawe czy miał jakieś inne motywacje niż czysto finansowe? Wydaje mi się, że nie, gdyż obsada wyraźnie celowała w pierwsze miejsce box office. Niemniej jakieś sentymentalne opowieści o miłości do samochodów pewnie bym usłyszał, gdybym miał okazję spytać Dominica o powody nakręcenia tego filmu. Oczywiście musimy także uwzględnić znaczenie jakie samochód odgrywa w amerykańskiej kulturze.
źródło: http://www.impawards.com/index.html
Memphis Raines (tak, tak, tak – Nicolas Cage!!!) w przeszłości był geniuszem samochodowych kradzieży, ale od sześciu lat prowadzi uczciwe życie. Niestety stare demony wracają, gdy jego młodszy brat Kip (Giovanni Ribisi) partaczy zlecenie dla groźnego przestępcy. Calitri (Christopher Eccleston) daje ulitmiatum starszemu Rainesowi: albo ukradnie 50 wyjątkowych aut w bardzo krótkim czasie albo obaj bracia oraz ich matka pożegnają się z życiem. Memphis wobec propozycji nie do odrzucenia wraca do L.A. i wraz ze starym przyjacielem Otto (Robert Duvall) zbiera ekipę do wykonania tego arcytrudnego zadania. Czas na zdobycie samochodów jest bardzo krótki, gdyż od razu po kradzieży mają być załadowane na kontenerowiec, który ma ustaloną datę wypłynięcia z portu. To nie koniec utrudnień, gdyż na trop tej zuchwałej zbrodni wpada doświadczony detektyw Castlebeck (Delroy Lindo).
źródło: http://www.allmoviephoto.com/
Oglądałem i myślę: na Croma, co za kurwa durne kino! Nie wiedziałem czy zdzierżę do końca, ale nagle stał się cud. Oto w pewnej scenie objawił się niespodziewanie Vinnie Jones (The Sphinx). Od tego momentu wiedziałem, że będę oglądał "60 sekund" z zainteresowaniem po ostatnie minuty (o ile oczywiście Vinnie nie umrze wcześniej). We wstępie wspomniałem o obsadzie, pozwólcie, że teraz rozwinę ten temat. Główna rola, wiadomo, mój idol Nicolas Cage. Największa ikona chujowego kina ostatniego 15-lecia. Jaki jest Cage w "60 sekund"? Na pewno nie jest demoniczny, gdyż rola nie jest do tego odpowiednia, ale trochę mnie rozczarował. Niemniej nie jest ani tragicznie zły, ani średni. Raczej prezentuje typowy dla siebie poziom. Bardzo dobrze wypadł natomiast Giovanni Ribisi oraz Will Patton (Atlee), a Robert Duvall stworzył niezwykle sympatyczną kreację. W miarę do przyjęcia był również Delroy Lindo, ale Timothy Olyphant w roli jego partnera wypada fatalnie (może po części wynika to również z nieudolnego scenariusza). Całkowicie niewiarygodną i niemal surrealistyczną postać stworzyła natomiast Angelina Jolie w białych dreadlockach (Sway). Chi McBride oraz Christopher Eccleston tacy sobie, grali na tyle, na ile pozwalały ich role. Oczywiście oklaski ode mnie dostaje Vinnie Jones za sam udział w filmie.
źródło: http://www.allmoviephoto.com/
Fabuła jest mocno taka sobie, a jej rozwój pozostawia wiele do życzenia (m.in. oczywisty romans). Kilka scen jest wyjątkowo żenujących (m.in. rozmowa Cage’a z dealerem w ekskluzywnym salonie samochodowym albo obicie naszego bohatera przez zakapiorów). Proces rekrutacji do grupy przestępczej był natomiast tak przykry, że aż mnie rozbawił. Przykład: koleś mówi "umiem kilka fajnych rzeczy", Cage kiwa z uznaniem i przyjmuje zioma do swojej bandy. Pełny profesjonalizm. Na ekranie pojawia się trochę fajnych samochodów, bo w końcu tylko takie auta mają kraść nasi bohaterowie. Pościg przed samym finałem był nakręcony całkiem w porządku i odpowiednio dynamiczny. Fajnie, że pokazano w filmie nie tylko bananowe lokalizacje w L.A., ale też te bardziej industrialne (choćby okolice warsztatu Otta). Patrząc ogółem na "60 sekund" muszę stwierdzić, że jest to durne kino, ale w swoisty sposób wyróżnia ponad typowy poziom oceny 3/10. Przyznam, że mimo początkowego niepokoju, film oglądało się całkiem nieźle. Może z powodu tylu sław, a może przez Vinniego Jonesa dam ocenę o jedną gwiazdkę wyższą niż zwykle.
źródło: http://www.allmoviephoto.com/
Ocena: 4/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz