źródło:http://www.impawards.com/index.html |
źródło: http://www.beyondhollywood.com/ |
Nie myślcie jednak, że to film
czystej akcji – gdy dzieje się rozpierdol (a jest go stosunkowo mało) mamy
wszystko czego potrzeba: krew się leje (chociaż za mało, za mało!!!), dobry
poziom przemocy – kończyny odpadają wesoło, głowy są miażdżone. Z nieopisaną
radością patrzyłem jak nekromanci-ateiści mordują pobożnych chrześcijan.
Oczywiście mamy wątek miłosny, ale jakże niebagatelny – mnich romansujący z
lokalną dziewką :) W wielu filmach romanse obniżają ocenę bardzo bardzo.
"Black Death” się wyłamuje – rozwiązanie wątku miłosnego jest przedniej
jakości i w zasadzie ma decydujący wpływ na zakończenie (polecam korzystać z
poetyckiego wzorca „śmierć, kutas, zniszczenie” w przyszłości). Poza tym bardzo
podobała mi się Carice van Houten jako Langiva – naprawdę imponujące aktorstwo
i bardzo interesująca postać. Co poniektórzy mogą mieć pretensje do zakończenia
– aczkolwiek nie jest ono typowe dla Hollywood – ja jestem pod wrażeniem. Nie
muszę dodawać, że The Living Spoiler nie dożył do końca filmu, ale tym razem
poniósł jedną z najbardziej bolesnych śmierci w swojej karierze.
Zrozpaczony Osmund: Dlaczego mi to robisz?
Langiva: Bo cię lubię.
Ocena: 7/10
(gdyby było lepszych tekstów dałbym 8/10).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz