poniedziałek, 22 października 2012

"Sztos"



"Sztos" to film, który oglądałem w czasie swojego życia (aczkolwiek głównie w zamierzchłych czasach młodości) bardzo wiele razy. Wydaje mi się nawet, że nadmierna ilość projekcji wyryła mi w mózgu scenariusz debiutu reżyserskiego Olafa Lubaszenki. Jednakże po latach postanowiłem zmierzyć się po raz kolejny z nostalgicznymi wspomnieniami z młodości i sprawdzić czy pozytywne odczucia mają jakiekolwiek uzasadnienie w obecnej, mocno zgorzkniałej rzeczywistości.
źródło: http://filmaster.pl/
W zasadzie film to jeden wielki flashback, gdyż w otwierającej sekwencji poważni biznesmeni przy kresce dobrego koksu zaczynają wspominać początki swojej przyjaźni. Akcja przenosi się zatem nad bałtyckie wybrzeże w kolorowe lata 70-te. Głównymi bohaterami "Sztosu" są dwaj cinkciarze: rookie Synek (Cezary Pazura) oraz doświadczony playa Eryk (Jan Nowicki). Synek właśnie wychodzi z kryminału, aczkolwiek z ogromną niechęcią odnosi się do propozycji podjęcia pracy w stoczni. Legalne zatrudnienie znacznie wydłużyłoby bowiem plany zdobycia własnego mieszkania, które nasz bohater snuje przez całą opowieść. Z kolei Eryk przez swoje zamiłowanie do hazardu przegrywa fortunę w ustawionej partyjce pokera na rzecz dawnego znajomego, Gruchy (Krzysztof Zaleski). Sfrustrowany tak perfidną zdradą wyrusza wraz z Synkiem w Polskę, aby podreperować budżet i zemścić się na starym koledze.
źródło: http://www.interia.pl/
Pod względem fabularnym "Sztos" wypada nawet ciekawie, a rozwój akcji nie przynosi większych rozczarowań. Ogromną zaletą filmu jest obsada głównych ról. Jan Nowicki jako wysublimowany oszust jest naprawdę świetny (bezcenny wyraz twarzy w scenie "i jeszcze ciepłe piwo, o żesz kurwa w jebaną mać"), a Cezary Pazura idealnie współgra z nim na ekranie. Daje radę również Krzysztof Zaleski oraz tradycyjny już bohater filmów Olafa Lubaszenki, czyli jego ojciec Edward (tym razem w roli Edwarda Markiza z Krakowa). W epizodach pojawia się także bardzo ciekawe persony m.in.: Tomasz Dedek, Emil Karowicz, Olaf Deriglasoff, Leon Niemczyk, Michał Milowicz, Janusz Józefowicz, Natasza Urbańska. Jak dla mnie strasznie słaba była Ewa Gawryluk grająca Beatę, wspólną dziewczynę Synka i Eryka. Raczej żenujący jest występ Przemysława Salety, który mówi dosłownie jedno zdanie, chociaż to i tak ponoć więcej niż razem powiedzieli Daniel Olbrychski i Borys Szyc w "Bitwie pod Wiedniem". Jednak prawdziwy hit to pojawienie się na ekranie Nikodema Skotarczaka (pseudonim Nikoś), znanego gangstera, który został zamordowany w 1998 roku. Można się zatem głęboko zastanawiać nad związkami polskiej kinematografii ze zorganizowaną przestępczością, w szczególności w kontekście późniejszych wydarzeń.
źródło: http://www.interia.pl/
"Sztos" nie próbuje ani przez moment udawać poważnego dzieła o głębokim przesłaniu społecznym. Z tego powodu odwzorowanie rzeczywistości lat 70-tych jest raczej umowne i bardzo uproszczone. Ot, przebierzemy aktorów w dzwony, każemy zapuścić im pekaesy, poza tym niech się pobujają na dansingu, a na ulicy postawimy trzy auta z tamtej epoki. Jeśli przyjmiemy taką konwencję to będziemy się dobrze bawić, jeśli nie – pozostaje nam hejting na wygląd Wybrzeża w tamtym okresie. Oczywiście zwolennicy polskiego czynu niepodległościowego mogą od razu narzekać, iż w filmie nie ma ani krzty heroicznej walki z krwawym socjalistycznym reżimem. Generalnie jak na polskie kino rozrywko "Sztos" wypada całkiem przyzwoicie, w szczególności, że od premiery minęło już 15 lat. Niezła, historia, dobre aktorstwo wsparte brakiem żenady okazało się przepisem na całkiem udany film. Dla mnie dodatkowym plusem jest ścieżka dźwiękowa Kazika, aczkolwiek w trakcie projekcji zbyt rzadko mamy okazję jej posłuchać. Kto jeszcze nie widział, niech obejrzy!

Ocena: 7/10.

PS.
W tym roku wyszedł "Sztos 2", ale akurat przegapiłem to wydanie „Vivy”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz