"Sztos" to film, który oglądałem
w czasie swojego życia (aczkolwiek głównie w zamierzchłych czasach młodości)
bardzo wiele razy. Wydaje mi się nawet, że nadmierna ilość projekcji wyryła mi
w mózgu scenariusz debiutu reżyserskiego Olafa Lubaszenki. Jednakże po latach
postanowiłem zmierzyć się po raz kolejny z nostalgicznymi wspomnieniami z
młodości i sprawdzić czy pozytywne odczucia mają jakiekolwiek uzasadnienie w
obecnej, mocno zgorzkniałej rzeczywistości.
źródło: http://filmaster.pl/ |
W zasadzie film to jeden wielki
flashback, gdyż w otwierającej sekwencji poważni biznesmeni przy kresce dobrego
koksu zaczynają wspominać początki swojej przyjaźni. Akcja przenosi się zatem
nad bałtyckie wybrzeże w kolorowe lata 70-te. Głównymi bohaterami "Sztosu" są
dwaj cinkciarze: rookie Synek (Cezary
Pazura) oraz doświadczony playa Eryk
(Jan Nowicki). Synek właśnie wychodzi z kryminału, aczkolwiek z ogromną
niechęcią odnosi się do propozycji podjęcia pracy w stoczni. Legalne
zatrudnienie znacznie wydłużyłoby bowiem plany zdobycia własnego mieszkania, które
nasz bohater snuje przez całą opowieść. Z kolei Eryk przez swoje zamiłowanie do
hazardu przegrywa fortunę w ustawionej partyjce pokera na rzecz dawnego
znajomego, Gruchy (Krzysztof Zaleski). Sfrustrowany tak perfidną zdradą wyrusza
wraz z Synkiem w Polskę, aby podreperować budżet i zemścić się na starym
koledze.
źródło: http://www.interia.pl/ |
Pod względem fabularnym "Sztos"
wypada nawet ciekawie, a rozwój akcji nie przynosi większych rozczarowań.
Ogromną zaletą filmu jest obsada głównych ról. Jan Nowicki jako wysublimowany
oszust jest naprawdę świetny (bezcenny wyraz twarzy w scenie "i jeszcze ciepłe
piwo, o żesz kurwa w jebaną mać"), a Cezary Pazura idealnie współgra z nim na
ekranie. Daje radę również Krzysztof Zaleski oraz tradycyjny już bohater filmów
Olafa Lubaszenki, czyli jego ojciec Edward (tym razem w roli Edwarda Markiza z Krakowa). W epizodach pojawia
się także bardzo ciekawe persony m.in.: Tomasz Dedek, Emil Karowicz, Olaf
Deriglasoff, Leon Niemczyk, Michał Milowicz, Janusz Józefowicz, Natasza
Urbańska. Jak dla mnie strasznie słaba była Ewa Gawryluk grająca Beatę, wspólną
dziewczynę Synka i Eryka. Raczej żenujący jest występ Przemysława Salety, który
mówi dosłownie jedno zdanie, chociaż to i tak ponoć więcej niż razem
powiedzieli Daniel Olbrychski i Borys Szyc w "Bitwie pod Wiedniem". Jednak
prawdziwy hit to pojawienie się na ekranie Nikodema Skotarczaka (pseudonim Nikoś), znanego gangstera, który został
zamordowany w 1998 roku. Można się zatem głęboko zastanawiać nad związkami
polskiej kinematografii ze zorganizowaną przestępczością, w szczególności w kontekście
późniejszych wydarzeń.
źródło: http://www.interia.pl/ |
"Sztos" nie próbuje ani przez
moment udawać poważnego dzieła o głębokim przesłaniu społecznym. Z tego powodu
odwzorowanie rzeczywistości lat 70-tych jest raczej umowne i bardzo
uproszczone. Ot, przebierzemy aktorów w dzwony, każemy zapuścić im pekaesy,
poza tym niech się pobujają na dansingu, a na ulicy postawimy trzy auta z
tamtej epoki. Jeśli przyjmiemy taką konwencję to będziemy się dobrze bawić,
jeśli nie – pozostaje nam hejting na wygląd Wybrzeża w tamtym okresie.
Oczywiście zwolennicy polskiego czynu niepodległościowego mogą od razu
narzekać, iż w filmie nie ma ani krzty heroicznej walki z krwawym socjalistycznym
reżimem. Generalnie jak na polskie kino rozrywko "Sztos" wypada całkiem
przyzwoicie, w szczególności, że od premiery minęło już 15 lat. Niezła,
historia, dobre aktorstwo wsparte brakiem żenady okazało się przepisem na
całkiem udany film. Dla mnie dodatkowym plusem jest ścieżka dźwiękowa Kazika,
aczkolwiek w trakcie projekcji zbyt rzadko mamy okazję jej posłuchać. Kto jeszcze nie
widział, niech obejrzy!
Ocena: 7/10.
PS.
W tym roku wyszedł "Sztos 2", ale akurat przegapiłem to
wydanie „Vivy”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz