"Quantum of Solace" – 22 film o
przygodach Jamesa Bonda i drugi, w którym w postać brytyjskiego agenta MI6
wciela się Daniel Craig. Pamiętam, że po świetnym "Casino Royale", które
przywróciło serii dawny blask (choć i trzeba przyznać, że miało swoich hejterów),
wszyscy oczekiwali równie dobrego, ba może nawet lepszego kina. Oczekiwania
rosły w miarę zbliżania się premiery, którą de facto przesunięto na jesień 2008
roku (pierwotnie zaplanowano ją na maj, aczkolwiek wtedy wchodził do kin "Iron
Man"). Czy zatem "Quantum" spełniło pokładane w nim nadzieje? W zasadzie, po
pierwszym obejrzeniu filmu, zapamiętałem jedynie mocne przekonanie, że nie. W
rozmowach ze znajomymi dominowało i dominuje po dziś dzien przekonanie, że jest
to film zdecydowanie gorszy od "Casino Royale", a w zasadzie nawet słaby sam w
sobie. Aczkolwiek z powodu zbliżającej się premiery "Skyfall" oraz niemal
całkowitej amnezji dotyczącej fabuły "Quantum" postanowiłem obejrzeć film
ponownie.
źródło: http://eu.movieposter.com/ |
"Quantum" to bezpośredni sequel "Casino Royale", co rzadko zdarza się w bondowskim uniwersum. Wcześniej miało
to miejsce jedynie w przypadku tzw. trylogii
Blofelda: "Żyje się tylko dwa razy", "W tajnej służbie Jej Królewskiej
Mości" i "Diamenty są wieczne".
Film rozpoczyna się od bardzo dynamicznego pościgu samochodowego po krętych
górskich szosach. Bond dostarcza pojmanego w finale poprzedniej części pana
White’a do kwatery MI6, gdzie ma zostać poddany szczegółowym przesłuchaniom.
Jednakże okazuje się, że nawet szeregi brytyjskiego wywiadu zostały zinfiltrowane
przez zbrodniczą i tajemniczą organizację Quantum. M (Judi Dench) ledwie
uchodzi z życiem, a Bond dokonuje dewastacji zabytkowego starego miasta w
Sienie. Od tego momentu głównym celem MI6 staje się rozpracowanie i zniszczenie
Quantum.
źródło: http://www.irishtimes.com/ |
Tym razem wraz z 007 zwiedzamy
wspomnianą już Sienę, Port-Au-Prince (udawany przez Colon w Panamie),
austriackie Bregenz (gdzie Bond pierwszy raz w historii odwiedza operę), włoskie
Talamone, La Paz,
boliwijską pustynię (kręconą w Chile), aby na koniec dla odmiany zobaczyć
zimowe krajobrazu Kazania. Pod względem plenerowym nie można zatem narzekać, a
chociaż obracamy się głównie w klimatach słoneczno-południowych, to w
międzyczasie odwiedzamy także deszczowy Londyn. Naprawdę fajnie wyglądały
zdjęcia na boliwijskiej pustyni – Bond w garniturze pośród piasku i kamulców
zostaje w pamięci na długo. Fabularnie jest całkiem interesująco, dużo nawiązań
do poprzedniej części, pojawiają się nawet starzy znajomi – Felix Leiter
(Jeffrey Wright) oraz Rene Mathis (Giancarlo Giannini). Bond w dalszym ciągu
epatuje brutalnością, mordując ku rozpaczy M większość podejrzanych. Co ciekawe
007 nie korzysta z żadnych, tak typowych przecież dla serii wypasionych
gadżetów, a używa jedynie lekko stunnigowanego telefonu. Znamienne, że w filmie
nie pojawia się nawet Q. Finał "Quantum" to natomiast jawny ukłon w stronę
klasycznych Bondów – typowa rozwałka siedziby przeciwnika z dużą ilością
eksplozji i innych efektów specjalnych. Budżet oceniano na 200 mln USD, więc
wygląda to całkiem spektakularnie.
źródło: http://www.ew.com/ew/ |
Czy zatem "Quantum" spełnia
wygórowane oczekiwania po "Casino Royale"? Częściowo tak, aczkolwiek jest to
zdecydowanie słabszy film. Nie oznacza to jednakże, iż ma jakiś dramatycznie
niski poziom. Po prostu w mojej opinii stanowi doskonałe dopełnienie "Casino
Royale" i śmiało stwierdzam, że jest o wiele lepszy niż wszystkie Bondy z
Brosnanem. Z pewnością brakuje mi bardziej wyrazistego przeciwnika dla 007,
gdyż Dominic Greene (Mathieu Amalric) wydaje się z deczka nijaki i nie jest
zepsuty do szpiku kości jak być powinien. Ponadto dziewczyna Bonda Camille
(Olga Kurylenko) zdecydowanie nie dorównuje Vesper, ale Eva Green zawiesiła
poprzeczkę naprawdę wysoko. Od Camille zdecydowanie bardziej podobała mi się
natomiast Strawberry Fields (Gemma Arterton), przy czym podkreślam, że kreacja
Olgi Kurylenko nie jest wcale słaba. Na szczęście w dalszym ciągu cieszą
dialogi M z Bondem, a niezwykle rozbawiła mnie scena z tekstem Jesteśmy
nauczycielami, wygraliśmy na loterii. Podsumowując: "Quantum of Solace" nie
jest aż tak słabym filmem, jak panuje powszechna opinia i myślę, że warto je
obejrzeć jako godne uzupełnienie "Casino Royale".
Ocena: 7/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz