niedziela, 21 października 2012

"Max Payne"

Ekranizacje gier komputerowych zwykle zbierają fatalne noty. Nie inaczej było również w przypadku legendarnego "Maxa Payne’a". Krytyka zmiażdżyła film, który ledwie zwrócił koszty produkcji. Wymowny Metascore (31/100) raczej nie zachęci nikogo do obejrzenia tego dzieła. Aczkolwiek gwoli sprawiedliwości, skoro zdzierżyłem wyjątkowo dramatycznego "Hitmana" to postanowiłem również przeżyć projekcję "Maxa Payne’a".
źródło: http://www.filmofilia.com/
Przed trzema laty rodzina detektywa NYPD Maxa Payne’a (Mark Wahlberg) została zamordowana w czasie napadu rabunkowego. Pomimo upływu czasu Max nie pozbierał się i w dalszym ciągu tkwi w wydziale spraw nierozwiązanych. Tymczasem Nowym Jorkiem wstrząsa seria dziwnych zbrodni. Jak się wkrótce okazuje współczesne morderstwa mają związek z tragiczną przeszłością naszego bohatera. W celu rozwiązania zagadki Payne łączy siły z Moną Sax (Mila Kunis), która pragnie odnaleźć zabójcę swojej siostry Natashy (Olga Kurylenko).
źródło: http://www.pixeljumpers.com/
Pierwotnie „Max Payne” dostał kategorię R, ale po dokonaniu kilku cięć ostatecznie otrzymał PG-13, którą IMDb bardzo ładnie określiło jako more financially viable. To naprawdę wkurwia. W szczególności żenująco wypada scena, w której Natasha się rozbiera, nie mówiąc już o poniechaniu scen akcji ponoć tak krwawych, iż miały przejść do legendy. Podobno znajdują się na niepociętej, reżyserskiej wersji, ale po tym co zobaczyłem nie mam ochoty sprawdzać. Pewną pociechę stanowi natomiast fakt, że "Max Payne" nie prezentuje aż tak dramatycznego poziomu jak zakładałem. Owszem jest bardzo chujowy, ale daleko mu do klasy "Hitmana". W filmie znalazło się parę naprawdę udanych ujęć, jawnie inspirowanych genialnym "Sin City". Początkowo miałem użyć stwierdzenia w stylu "Sin City", ale po jakimś czasie szczęśliwie zreflektowałem się. W zasadzie "Max Payne" mógłby mieć fajny klimat, bo ciągle pada deszcz albo śnieg, a słońce świeci tylko we flashbackach i narkotykowych halucynacjach (byłem urzeczony zamianą padającego śniegu w ogień). No, ale niestety fabuła rozwija się raczej w żenująco przewidywalny sposób. Do zalet mogę zaliczyć wielu znanych aktorów występujących w filmie. Oprócz Wahlberga pojawia się Mila Kunis (wspaniała Jackie Burkhart z "That’s 70s Show"), którą bardzo lubię, Olga Kurylenko (dziewczyna Bonda z "Quantum of Solace", co ciekawe zagrała również w "Hitmanie"), Amaury Nolasco (legendarny Sucre z "Prison Break"), Beau Bridges oraz znany raper Ludacris.
źródło: http://www.filmofilia.com/
Fani gry z pewnością będą rozczarowani ilością bullet time i slow motion – w filmie znalazły się bowiem jedynie 3 sekwencje z użyciem tych efektów. Jednakże ja znacznie w większym stopniu byłem zawiedziony niskim poziomem przemocy oraz chujowością fabularną. "Max Payne" uczy nas, że nawet zwykły koleżka robiący tatuaże okazuje się nagle znawcą nordyckiej mitologii, a pomniejszy gangster może wygłosić natchniony wykład o duchowości człowieka w codziennej rzeczywistości. Ponadto Max prawdopodobnie uzyskał jakieś kody na niekończącą się amunicję do swojego pistoletu, bo w przeciwieństwie do shotguna, nie widziałem aby go chociaż raz przeładował. W filmie występuje również jednostka specjalna, przy czym słowo specjalna powinno być rozumiane jako retarded. Dawno nie widziałem tak nieudanej akcji i marnotrawstwa amunicji – przypomina to trochę strzelanie do Predatora w amazońskiej dżungli, przy czym Predator był niewidzialny, a Max Payne po prostu sobie biegł. Po prostu żenua. Film powinni zobaczyć jedynie najbardziej ortodoksyjni fani Maxa Payne’a, aby przekonać się jak bardzo Hollywood zbezcześciło jego legendę.

Ocena: 3/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz