wtorek, 23 października 2012

"In the Valley of Elah"

"In the Valley of Elah" w nietypowy, a nawet bardzo zaskakujący sposób przedstawia wpływ wojny na psychikę amerykańskich żołnierzy. Wydaje mi się, że przed obejrzeniem filmu nigdy o nim nie słyszałem, co albo nie wróżyło dobrze temu dziełu albo świadczyło o moim niezwykle wysokim poziomie ignorancji w kwestii kinematografii współczesnej. W kwestii wyjaśnienia dosyć dziwnego tytułu należy natomiast nadmienić, iż jest to nawiązanie do biblijnej doliny Elah, w której Dawid zmierzył się z Goliatem. Słowem wstępu dodam jeszcze, że jest to historia, która wydarzyła się naprawdę.

źródło: http://www.impawards.com/index.html
Były żołnierz i członek żandarmerii wojskowej, Hank Deerfield (Tommy Lee Jones), dowiaduje się, że jego syn, który przyjechał właśnie z 18-miesięcznej zmiany w Iraku, nie powrócił z przepustki do bazy. Zaniepokojony ojciec niezwłocznie udaje się do Nowego Meksyku, aby odnaleźć pierworodnego. Na miejscu okazuje się, że lokalna policja ma totalnie w dupie tego rodzaju sprawy. Deerfield zostaje zatem zmuszony wszcząć własne śledztwo. Sytuacja zmienia się, gdy na poboczu drogi zostają odnalezione rozczłonkowane i częściowo spalone zwłoki, które zidentyfikowano jako szczątki syna głównego bohatera. Deerfield postanawia wyjaśnić tajemniczą sprawę, w szczególności, że dysponuje podejrzanymi filmami video, które jego pierworodny nagrał w Iraku. Chcąc rozwikłać zagadkę wydatnie pomaga miejscowej detektyw Emily Sanders (Charlize Theron). Sanders również nie ma łatwo, gdyż większość jej kolegów po fachu uważa, że awansowała za kręcenie dupą. Pierwszy trop pada oczywiście na meksykańskie kartele narkotykowe, które odpowiadają za całe zło w świecie białego człowieka.
źródło: http://www.allmoviephoto.com/
Oglądając "In the Valley of Elah" byłem całkowicie przekonany, iż reżyserem musi być Tommy Lee Jones. Skąd wzięło się to przekonanie? Film klimatem bardzo przypomina recenzowane niedawno "The Three Burialsof Melquiades Estrada", a nawet "No Country for Old Men" (kręcone w tych samych lokacjach, a ponadto ten sam człowiek odpowiadał za zdjęcia). Dodatkowo kilku aktorów występujących w filmie zagrało również w produkcji braci Coen (Tommy Lee Jones, Josh Brolin, Barry Corbin oraz Kathy Lamkin). Okazało się jednakże, iż byłem w błędzie, gdyż film reżyserował Paul Haggis, odpowiedzialny za fatalne według mnie "Miasto gniewu". Przy czym warto dodać, że Haggis jest o wiele bardziej utalentowanym scenarzystą (m.in. "Casino Royale", "Quantum of Solace" czy też "Million Dollar Baby").
źródło: http://www.allmoviephoto.com/
Wyjątkowo nieśpieszna narracja, pustynne plenery i specyficzny klimat sprawiają, że film ogląda się bardzo dobrze. Fabularnie nie mamy tym razem do czynienia z żenadą, a początkowo przewidywalna historia ostatecznie okazuje się dosyć intrygująca i ciekawa. Nie ma za wiele zdjęć z Iraku – jedyne co dostajemy to marnej jakości filmiki nagrane telefonem komórkowym. Niemniej jest to fajny zabieg, który wydatnie zmniejsza koszty produkcji. Poza tym "In the Valley of Elah" nie traktuje o samej wojnie, a o jej wpływie na psychikę żołnierzy. Jak się dowiadujemy z filmu jest on bardzo nieprzewidywalny i całkowicie dehumanizujący. "In the Valley of Elah" nie jest przy tym w żadnym stopniu laurką dla amerykańskiej armii. Wydaje się, że od czasów prozy Jamesa Jonesa nic się nie zmieniło, a żołnierze w dalszym ciągu nie umieją się przystosować do zwykłej, niewojennej rzeczywistości.
źródło: http://uk.ign.com/
Z pewnością na ogromny plus mogę zaliczyć aktorstwo. Tommy Lee Jones w roli starego żandarma, (gwiazda detektywistyki, a wokół sami amatorzy – jak trafnie stwierdziła Sanders) jest po prostu świetny. Postać została dobrze zarysowana: doświadczony, małomówny, religijny i niemal bezuczuciowy żołnierz, którego najstarszy syn zginął w służbie ojczyzny, a młodszy pod presją ojca zaciągnął się do wojska. Może irytować szacunek dla amerykańskiej flagi, gdyż w filmie znalazła się scena, w której Deerfield poucza portorykańskiego ciecia jak należy prawidłowo wieszać amerykański sztandar. Z kolei Charlize Theron, którą zdecydowanie wolę w wersji blond, wypada bardzo przekonująco i realistycznie jako prowincjonalna detektyw Sanders. Fajnie zagrała również Susan Sarandon (żona Deerfielda) oraz Josh Brolin (przełożony Sanders), chociaż w jego przypadku chciałbym więcej scen z jego udziałem. Rozwiązanie fabularne nie było dla mnie rozczarowaniem, i powiem, że nawet mi się podobało. Naprawdę, jest to ciekawe kino, które śmiało mogę polecić.

Ocena: 7/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz