"In the Valley of Elah" w nietypowy,
a nawet bardzo zaskakujący sposób przedstawia wpływ wojny na psychikę
amerykańskich żołnierzy. Wydaje mi się, że przed obejrzeniem filmu nigdy
o nim nie słyszałem, co albo nie wróżyło dobrze temu dziełu albo świadczyło o
moim niezwykle wysokim poziomie ignorancji w kwestii kinematografii
współczesnej. W kwestii wyjaśnienia dosyć dziwnego tytułu należy natomiast
nadmienić, iż jest to nawiązanie do biblijnej doliny Elah, w której Dawid
zmierzył się z Goliatem. Słowem wstępu dodam jeszcze, że jest to historia,
która wydarzyła się naprawdę.
|
źródło: http://www.impawards.com/index.html |
Były żołnierz i członek
żandarmerii wojskowej, Hank Deerfield (Tommy Lee Jones), dowiaduje się, że jego
syn, który przyjechał właśnie z 18-miesięcznej zmiany w Iraku, nie powrócił z
przepustki do bazy. Zaniepokojony ojciec niezwłocznie udaje się do Nowego
Meksyku, aby odnaleźć pierworodnego. Na miejscu okazuje się, że lokalna policja
ma totalnie w dupie tego rodzaju sprawy. Deerfield zostaje zatem zmuszony
wszcząć własne śledztwo. Sytuacja zmienia się, gdy na poboczu drogi zostają
odnalezione rozczłonkowane i częściowo spalone zwłoki, które zidentyfikowano
jako szczątki syna głównego bohatera. Deerfield postanawia wyjaśnić tajemniczą
sprawę, w szczególności, że dysponuje podejrzanymi filmami video, które jego
pierworodny nagrał w Iraku. Chcąc rozwikłać zagadkę wydatnie pomaga miejscowej
detektyw Emily Sanders (Charlize Theron). Sanders również nie ma łatwo, gdyż
większość jej kolegów po fachu uważa, że awansowała za
kręcenie dupą. Pierwszy trop pada oczywiście na meksykańskie
kartele narkotykowe, które odpowiadają za całe zło w świecie białego człowieka.
|
źródło: http://www.allmoviephoto.com/ |
Oglądając "In the Valley of Elah"
byłem całkowicie przekonany, iż reżyserem musi być Tommy Lee Jones. Skąd
wzięło się to przekonanie? Film klimatem bardzo przypomina recenzowane niedawno "
The Three Burialsof Melquiades Estrada", a nawet "No Country for Old Men" (kręcone w tych
samych lokacjach, a ponadto ten sam człowiek odpowiadał za zdjęcia). Dodatkowo
kilku aktorów występujących w filmie zagrało również w produkcji braci Coen
(Tommy Lee Jones, Josh Brolin, Barry Corbin oraz Kathy Lamkin). Okazało się
jednakże, iż byłem w błędzie, gdyż film reżyserował Paul Haggis, odpowiedzialny
za fatalne według mnie
"Miasto gniewu". Przy czym warto dodać, że Haggis jest o
wiele bardziej utalentowanym scenarzystą (m.in. "Casino Royale", "Quantum of
Solace" czy też "Million Dollar Baby").
|
źródło: http://www.allmoviephoto.com/ |
Wyjątkowo nieśpieszna narracja,
pustynne plenery i specyficzny klimat sprawiają, że film ogląda się bardzo
dobrze. Fabularnie nie mamy tym razem do czynienia z żenadą, a początkowo
przewidywalna historia ostatecznie okazuje się dosyć intrygująca i ciekawa. Nie
ma za wiele zdjęć z Iraku – jedyne co dostajemy to marnej jakości filmiki
nagrane telefonem komórkowym. Niemniej jest to fajny zabieg, który wydatnie
zmniejsza koszty produkcji. Poza tym "In the Valley of Elah" nie traktuje o
samej wojnie, a o jej wpływie na psychikę żołnierzy. Jak się dowiadujemy z
filmu jest on bardzo nieprzewidywalny i całkowicie dehumanizujący. "In the
Valley of Elah" nie jest przy tym w żadnym stopniu laurką dla amerykańskiej
armii. Wydaje się, że od czasów prozy Jamesa Jonesa nic się nie zmieniło, a
żołnierze w dalszym ciągu nie umieją się przystosować do zwykłej, niewojennej
rzeczywistości.
|
źródło: http://uk.ign.com/ |
Z pewnością na ogromny plus mogę
zaliczyć aktorstwo. Tommy Lee Jones w roli starego żandarma, (
gwiazda detektywistyki,
a wokół sami amatorzy – jak trafnie stwierdziła Sanders) jest po prostu
świetny. Postać została dobrze zarysowana: doświadczony, małomówny, religijny i
niemal bezuczuciowy żołnierz, którego najstarszy syn zginął w służbie ojczyzny,
a młodszy pod presją ojca zaciągnął się do wojska. Może irytować szacunek dla
amerykańskiej flagi, gdyż w filmie znalazła się scena, w której Deerfield
poucza portorykańskiego ciecia jak należy prawidłowo wieszać amerykański
sztandar. Z kolei Charlize Theron, którą zdecydowanie wolę w wersji blond,
wypada bardzo przekonująco i realistycznie jako prowincjonalna detektyw
Sanders. Fajnie zagrała również Susan Sarandon (żona Deerfielda) oraz Josh
Brolin (przełożony Sanders), chociaż w jego przypadku chciałbym więcej scen z
jego udziałem. Rozwiązanie fabularne nie było dla mnie rozczarowaniem, i
powiem, że nawet mi się podobało. Naprawdę, jest to ciekawe kino, które śmiało
mogę polecić.
Ocena: 7/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz