środa, 12 września 2012

"The Three Burials of Melquiades Estrada"

Jak powszechnie wiadomo kowboje nigdy nie istnieli, gdyż są jedynie wytworem marketingowym wymyślonym na potrzeby kampanii reklamowej Marlboro w latach 50-tych XX wieku. Niestety Hollywood uparcie wierzy w ich istnienie i ciągle lansuje je jako prawdziwą historię Dzikiego Zachodu. Kolejną próbą uwiarygodnienia mitu są "Trzy pogrzeby Melquiadesa Estrady” w reżyserii Tommy’ego Lee Jonesa. Współczesny, nostalgiczny western z trochę przewrotną fabułą.

źródło: https://www.impawards.com/
Fabuła jest wyjątkowo powszednia Do zadupnego miasteczka w Teksasie przyjeżdża Mike Norton (Barry Pepper), żeby objąć posadę strażnika granicznego. Norton przykłada się do swoich obowiązków bardzo sumiennie: brutalnie pacyfikuje Meksykanów przekraczających nielegalnie granicę. Wolne chwile w pracy poświęca natomiast na masturbację. Żona Nortona (January Jones) marzy głównie o zakupach w wielkich centrach handlowych, dlatego czuje się ogromne rozczarowana urokami miasteczka. W czasie służby Norton przypadkowo zabija tytułowego Melquiadesa Estradę (Julio Cedillo), ale lokalny układ tuszuje sprawę. Rozczarowany działaniami władz przyjaciel Meksykanina, kowboj Pete (Tommy Lee Jones), postanawiała wypełnić złożoną kiedyś obietnicę i pochować go w rodzinnym mieście w Meksyku.
źródło: http://www.markcz.com/
"Trzy pogrzeby” początkowo przypominały mi "No Country for Old Men”, aczkolwiek to subiektywne mogło wynikać z obecności w obu filmach Tommy’ego Lee Jonesa. Tak naprawdę w filmie niewiele się dzieje, narracja toczy się bardzo wolno. Ciekawym zabiegiem było wymieszanie teraźniejszej akcji ze wspomnieniami przeszłości bez żadnych tekstów typu 3 months ago. Trochę to dezorientuje widza i wprowadza pewne zamieszanie, ale mi się nawet podobało. Fabularnie nie ma większej żenady, bohaterowie są bardzo ludzcy i zwyczajni. Jedną z ciekawszych postaci jest na pewno kelnerka Rachel (Melissa Leo) sypiająca na zmianę z Petem i szeryfem. W pierwszej części "Trzy pogrzeby” idealnie oddają nudę i marrnację panującą w małych miasteczkach. Dalszy ciąg wypełniają makabryczne zabawy z ciałem Melquiadesa – naprawdę, takich rzeczy ze zwłokami nie robi się w mainstreamowym kinie. Ponadto do zalet zaliczam aktorstwo na dobrym poziomie i bardzo ładne plenery. W zasadzie dotychczas nie wymieniłem żadnych wad, gdyż mam tylko jeden zarzut – nuda. Niestety w pewnym momencie poczułem ogromne znużenie całą opowieścią i zapragnąłem rychłego zakończenia. Muszę jednakże przyznać, że "Trzy pogrzeby” to bardzo solidne kino, ale raczej nie dla mnie, gdyż mam zerowe chęci na powtórny seans. Mimo wszystko uważam, że warto zobaczyć i wyrobić sobie jakieś zdanie o dziele Tommy’ego Lee Jonesa.

Ocena: 6/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz