poniedziałek, 3 września 2012

"Death Race"



„Death Race” to kolejny film opierający się na barkach legendarnego herosa kina akcji, Jasona Stathama. Od razu powiem, że nie ma co się rozwodzić nad innymi względami, gdyż są one nieistotne. Szczątkowa fabuła na pewno nie zadowoli wyszukanych kinomanów, zresztą w tego typu filmach ma ona zdecydowanie trzeciorzędne znaczenie. No, ale skoro scenarzyści się postarali i coś tam stworzyli, należy choćby wspomnieć o co chodzi. Z krótkiego prologu dowiadujemy się, że w 2012 roku USA dotknął poważny kryzys, a jednym z jego skutków było zamienianie więzień we współczesne kolosea. I właśnie do takiego przybytku trafia nasz bohater (oczywiście zostaje wrobiony w morderstwo ukochanej żony). Aby wyjść na wolność staje bierze udział we współczesnych igrzyskach: samochodowych wyścigach na śmierć i życie.
źródło: http://www.impawards.com
Tyle o fabule, która w zasadzie nie ma znaczenia, bo przede wszystkim liczy się akcja. Pod względem wykonania „Death Race” prezentuje się solidnie, jest brutalny i widowiskowy kiedy trzeba, a do tego od czasu do czasu sypie ciętą ripostą. Statham wspaniały jak zawsze, drugoplanowe postacie dają radę. Bardzo podobała mi się natomiast kreacja Coacha, bo Ian McShane to bardzo ciekawy aktor (m.in. w przedziwnym serialu „Kings”). Poza tym nie ma szału, trochę wtórnych rozwiązań i oczywiście typowo żenujący amerykański happy end (któż mógł wątpić!). Solidne kino rozrywkowe bez żadnych ambicji, do zapomnienia zaraz po projekcji.
źródło: http://www.aveleyman.com
Ocena: 4/10 (bez Iana McShane’a byłaby gwiazdka niżej).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz