Przyznam, że nienawidzę filmów o
dziennikarzach. From day one napawają
mnie obrzydzeniem oraz wywołują skrajnie negatywne emocje. Zapewne fatalne
odczucia są dodatkowo spotęgowane wyjątkowo żenującym poziomem polskiego
dziennikarstwa, którego doświadczam w ostatnich latach. Dlatego też ze strachem
i odrazą (fear and loathing)
zasiadłem do projekcji "State of Play” (u nas znane jako "Stan gry” –
zaskakująco bliskie oryginałowi tłumaczenie).
źródło: http://www.impawards.com/index.html |
Główna researcher komisji
Kongresu zajmującej się przyznawaniem bardzo intratnych kontraktów w dziedzinie
bezpieczeństwa narodowego ginie na stacji metra. Co gorsza okazuje się, że
miała ona romans z przewodniczącym komisji, młodym i obiecującym politykiem, Stephenem
Collinsem (Ben Affleck). Przyjaciel Collinsa, dziennikarz "Washington Globe”
Cal MacAffrey, badając na pozór przypadkowe zabójstwo dostawcy pizzy odnajduje
powiązania między obiema sprawami. Wraz z redakcyjną blogerką (Rachel McAdams)
rozpoczyna śledztwo, którego przedmiotem są zabójstwa dokonywane w celu tuszowania
wielkiej afery korupcyjnej. Sytuację komplikuje również przeszły romans Cala z
żoną kongresmana Collinsa (Robin Wright).
źródło: http://thecia.com.au/ |
Oprócz wymienionych w opisie
fabuły gwiazd mamy również Helen Mirren w roli redaktorki naczelnej "Washington
Globe” oraz Jeffa Danielsa wcielającego się w postać doświadczonego kongresmana.
Generalnie jest pod tym względem przyzwoicie, tyle, że Crowe znowu wciela się w
postać strasznego flejtucha, a Affleck wydaje się jakby drewniany. Irytuje mnie
po raz kolejny gloryfikacja wspaniałego zawodu dziennikarza, jedynego i
nieomylnego zbawcy ludzkości. Co prawda zatajenie pewnych faktów przed policją
prowadzi do śmierci do najmniej jednej osoby, ale nobody gives a fuck. Także nasz heros sam prowadzi śledztwo i
dzięki swojej inteligencji rozwiązuje wszystkie zagadki, a w finale doznaje
iluminacji, co prowadzi do nieoczekiwanego twistu. Przez pierwszą połowę filmu
fabuła mnie jeszcze interesowała, ale potem postanowiłem sobie odpuścić
jakiekolwiek zaangażowanie emocjonalne. Film jest zrealizowany bardzo sprawnie,
ale chociaż akcja płynie wartko to zacząłem się nudzić. Jednakże w
szczególności irytuje
mnie przesłanie „State of Play”, które potępia działalność PMC i prywatyzację
bezpieczeństwa narodowego, upatrując w nim wszelkiego zła, które dotyka Wuja
Sama. Nawet skorumpowani kongresmani takich batów nie zbierają!
źródło: http://www.allmoviephoto.com/ |
Point Corp, którą zajmuje się
komisja, to tak jawne nawiązanie do najsłynniejszej i największej PMC (Private
Military Company) Blackwater Worldwide, że brak pozwu dla twórców filmu za
szkalowanie opinii firmy jest dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Gdyby ktoś miał
jakieś wątpliwości to tekst o zakupie ziemi w Karolinie Północnej (gdzie mieści
się po dziś dzień główna siedziba Blackwater) wyjaśnia wszystko. Warto
zauważyć, że Blackwater lubi zmieniać nazwy i gdyby ktoś z Was był
zainteresowany poznaniem jej historii to od 2007 roku była znana jako Xe
Services LLC, natomiast obecnie występuje jako Academi. Do pogłębiania wiedzy polecam
książkę Jeremy’ego Scahilla Blackwater. Powstanie najpotężniejszej na
świecie armii najemników.
Ocena: 5/10 (na pewno nie będę tego
więcej oglądał).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz