wtorek, 16 października 2012

"State of Play"



Przyznam, że nienawidzę filmów o dziennikarzach. From day one napawają mnie obrzydzeniem oraz wywołują skrajnie negatywne emocje. Zapewne fatalne odczucia są dodatkowo spotęgowane wyjątkowo żenującym poziomem polskiego dziennikarstwa, którego doświadczam w ostatnich latach. Dlatego też ze strachem i odrazą (fear and loathing) zasiadłem do projekcji "State of Play” (u nas znane jako "Stan gry” – zaskakująco bliskie oryginałowi tłumaczenie).
źródło: http://www.impawards.com/index.html
Główna researcher komisji Kongresu zajmującej się przyznawaniem bardzo intratnych kontraktów w dziedzinie bezpieczeństwa narodowego ginie na stacji metra. Co gorsza okazuje się, że miała ona romans z przewodniczącym komisji, młodym i obiecującym politykiem, Stephenem Collinsem (Ben Affleck). Przyjaciel Collinsa, dziennikarz "Washington Globe” Cal MacAffrey, badając na pozór przypadkowe zabójstwo dostawcy pizzy odnajduje powiązania między obiema sprawami. Wraz z redakcyjną blogerką (Rachel McAdams) rozpoczyna śledztwo, którego przedmiotem są zabójstwa dokonywane w celu tuszowania wielkiej afery korupcyjnej. Sytuację komplikuje również przeszły romans Cala z żoną kongresmana Collinsa (Robin Wright).
źródło: http://thecia.com.au/
 Oprócz wymienionych w opisie fabuły gwiazd mamy również Helen Mirren w roli redaktorki naczelnej "Washington Globe” oraz Jeffa Danielsa wcielającego się w postać doświadczonego kongresmana. Generalnie jest pod tym względem przyzwoicie, tyle, że Crowe znowu wciela się w postać strasznego flejtucha, a Affleck wydaje się jakby drewniany. Irytuje mnie po raz kolejny gloryfikacja wspaniałego zawodu dziennikarza, jedynego i nieomylnego zbawcy ludzkości. Co prawda zatajenie pewnych faktów przed policją prowadzi do śmierci do najmniej jednej osoby, ale nobody gives a fuck. Także nasz heros sam prowadzi śledztwo i dzięki swojej inteligencji rozwiązuje wszystkie zagadki, a w finale doznaje iluminacji, co prowadzi do nieoczekiwanego twistu. Przez pierwszą połowę filmu fabuła mnie jeszcze interesowała, ale potem postanowiłem sobie odpuścić jakiekolwiek zaangażowanie emocjonalne. Film jest zrealizowany bardzo sprawnie, ale chociaż akcja płynie wartko to zacząłem się nudzić. Jednakże w szczególności irytuje mnie przesłanie „State of Play”, które potępia działalność PMC i prywatyzację bezpieczeństwa narodowego, upatrując w nim wszelkiego zła, które dotyka Wuja Sama. Nawet skorumpowani kongresmani takich batów nie zbierają!
źródło: http://www.allmoviephoto.com/
Point Corp, którą zajmuje się komisja, to tak jawne nawiązanie do najsłynniejszej i największej PMC (Private Military Company) Blackwater Worldwide, że brak pozwu dla twórców filmu za szkalowanie opinii firmy jest dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Gdyby ktoś miał jakieś wątpliwości to tekst o zakupie ziemi w Karolinie Północnej (gdzie mieści się po dziś dzień główna siedziba Blackwater) wyjaśnia wszystko. Warto zauważyć, że Blackwater lubi zmieniać nazwy i gdyby ktoś z Was był zainteresowany poznaniem jej historii to od 2007 roku była znana jako Xe Services LLC, natomiast obecnie występuje jako Academi. Do pogłębiania wiedzy polecam książkę Jeremy’ego Scahilla Blackwater. Powstanie najpotężniejszej na świecie armii najemników.

Ocena: 5/10 (na pewno nie będę tego więcej oglądał).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz