Zajawienie społeczeństwa i oczekiwania wobec "The Dark Knight Rises" były ogromne. Nie trzeba dodawać chyba co było ich powodem. "Dark
Knight" został uznany za film wybitny, głównie z powodu kreacji Jokera Heatha
Ledgera. Chociaż rola rzeczywiście olśniewająca, to czy zachwyty nad całością nie
były troszkę na wyrost? Co mi zostało po poprzedniej odsłonie w pamięci? W
zasadzie kreacja Jokera oraz feeria efektów specjalnych. Obecnie poważnie rozważam rewizję oceny. Niemniej jestem
zmuszony docenić warsztat Christophera Nolana bo to bardzo solidny reżyser, miewający
czasami przebłyski geniuszu (m.in. "Memento", "Prestige").
źródło: http://www.impawards.com/index.html |
Akcja nowego Batmana rozpoczyna
się osiem lat po wydarzeniach z poprzedniej części. Gotham City potrzebowało
bohatera, więc został nim poległy w "Dark Knight" Harvey Dent, któremu przypisano
ogromne zasługi w zwalczaniu przestępczości. Większość miejscowych bandytów i
zakapiorów osadzono w więzieniach, toteż w mieście panuje spokój. Tym samym nie
ma zapotrzebowania na usługi Batmana, więc od ośmiu lat nikt go nie widział.
Bruce Wayne (Christian Bale) wycofał się z życia społecznego i prowadzi
egzystencję w stylu Howarda Hughesa. Tymczasem ciemne chmury zbierają się nad Gotham.
Nieznany nikomu geniusz zła Bane (Tom Hardy) rozpoczyna złowrogą operację w
miejskich kanałach. Jednakże dopiero zuchwała próba kradzieży z posiadłości
Wayne’a oraz postrzelenie komisarza Gordona (Gary Oldman) motywują Batmana do
powrotu.
Bane - jedyna perełka w filmie (źródło: http://www.allmoviephoto.com/) |
Jeśli ktoś liczył na kino akcji,
podobne jak w poprzedniej części, to może poczuć się srodze zawiedziony. "Dark
Knight Rises" opiera się bowiem głównie na dialogach (sic!). Niemniej w filmie
nie zabrakło kilku widowiskowych sekwencji, aczkolwiek ich liczba jest
relatywnie niska w stosunku do poprzedniej odsłony. Niestety rozmowy naszych
bohaterów zaczynają bardzo szybko męczyć. W zasadzie dialogi odebrałem jako
straszliwie miałkie i czerstwe: albo są to motywacyjne speeche albo użalanie
się nad własnym losem. Jedyną postacią, która ma coś ciekawego do powiedzenia
jest Bane. W zasadzie można podłączyć pod to stwierdzenie również Alfreda
(Michael Caine), aczkolwiek kamerdyner Wayne’a pojawia się na ekranie dosyć
rzadko. Pod względem rozwoju fabuły, podobnie jak w poprzedniej części, czekają
na nas nieoczekiwane zwroty akcji. Niestety tym razem się one dla mnie zupełnie
nieprzekonujące. Dodam przy tym, że wracają echa pierwszego Batmana Nolana, a
Ducard (Liam Neeson) objawia się naszemu bohaterowi w totalnie żenującej
scenie. Uwięzienie policjantów w kanałach to dla mnie chyba najbardziej poroniony
pomysł w całym filmie. Co za absurdalne rozwiązanie! Uwzględniając oczywiście,
że początkowa sekwencja znalazła się w "Dark Knight Rises" przez przypadek,
gdyż oryginalnie planowano ją na "Mission: Impossible 5". Anarchistyczno-lewacka
rewolucja Bane’a wydaje mi się mocno kontrowersyjna. Przemowa Bane’a pod
więzieniem przypominała mi przemówienia Lenina z 1917 roku. Więzienie w
pustynnym jakimś zadupiu? Bitch, please! Opowieść o dziecku, które stamtąd
uciekło jest prawie jak z Disneya. Żenada. Nie chcę nawet wspominać o finale,
bo dla mnie to była totalna porażka. Pod względem fabularnym film odstaje i to
bardzo od części poprzedniej, która de facto pod tym względem również wybitna
nie była.
źródło: http://www.allmoviephoto.com/ |
Jak wypada "Dark Knight Rises"
pod względem aktorstwa? Christian Bale jest taki sam jak w każdej poprzedniej
części. W zasadzie można powiedzieć to samo o Garym Oldmanie, Morganie
Freemanie oraz Michaelu Caine. Sporym zaskoczeniem była dla mnie postać Johna
Blake’a (Joseph Gordon-Levitt), a zakończenie daje nadzieję nad podjęcie
homoseksualnego wątku w kolejnej części. Role kobiecie są żenujące, przy czym
Marion Cotillard (Melinda) dostała rolę lepszą niż Anne Hathaway (Selina). Moim
zdaniem Kobieta Kot jest całkowicie zbędna w tym filmie i naprawdę można ją
było wyciąć bez szkody dla odbioru całości. Najlepszą postacią w całej
produkcji jest Bane. Tom Hardy z powodu maski bohatera mógł operować tylko
głosem, ale wypada świetnie. Miał znacznie trudniej niż Heath Leder, ale
stworzył równie porywającą kreację. Chciałem widzieć Bane’a na ekranie, a
raczej słuchać jego głosu, przez cały czas. Niestety scenarzyści postanowili
pod koniec zjebać historię tej postaci. Dziękuję, naprawdę, dziękuję, za
zepsucie najlepszego punktu w filmie. I w tym momencie zbliżamy się do fundamentalnego
pytania: czy warto obejrzeć "Dark Knight Rises"? W mojej opinii tak, ale tylko
z jednego powodu: dla Bane’a. Czym byłby "Dark Knight Rises" bez niego? Bardzo
długą, miałką i przegadaną opowieścią o człowieku, którego do porażki
doprowadziło zwycięstwo podpartą względnie umiarkowaną ilością efektów specjalnych.
źródło: http://www.allmoviephoto.com/ |
Ocena: 5/10 (tylko za Bane’a).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz