środa, 19 grudnia 2012

"Fighting"



W niedzielny wieczór TVP 2 uraczyło mnie projekcją, która zdecydowanie wstrząsnęła moją wiarą w jakąkolwiek misję telewizji publicznej. Nie widzę sensu opłacania abonamentu, skoro jestem zmuszany do oglądania filmów pokroju "Fighting". Reżyser Dito Montiel wywołuje u mnie fear and loathing, gdyż jest odpowiedzialny za tragedię, której nie oddadzą żadne słowa, czyli "The Son of One" (2/10 - recenzję napiszę tylko jak mi zapłacą, bo nie obejrzę tego filmu jeszcze raz za friko). Na szczęście Montiel nie jest za bardzo płodny i nakręcił dotychczas jedynie cztery filmy. Niestety dla mnie dwa z nich miałem okazję oglądać.
źródło: http://www.impawards.com/index.html
Pod względem fabularnym "Fighting" nie przedstawia się dobrze ani nawet interesująco. Shawn (Channing Tatum) przyjeżdża do Nowego Jorku z zadupnego Birmingham w Alabamie. Zamiast znaleźć uczciwą pracę - jest młodym, a co najważniejsze białym człowiekiem - zaczyna sprzedawać podrabiane towary na ulicy. Już pierwszego dnia nieudolny biznes ściąga kłopoty na naszego bohatera. Shawn pada ofiarą ataku bandy miejscowych zakapiorów, aczkolwiek dzielnie stawia im czoła. Dzięki swoim umiejętnościom wpada w oko Harveyowi (Terrence Howard), który postanawia wypromować go jako zawodnika w nielegalnych walkach nowojorskiego półświatka. Shawn swoim talentem wspina się po szczeblach zawodniczej kariery i jednocześnie próbuje zdobyć serce Zulay (Zulay Henao).
źródło: http://www.allmoviephoto.com/
"Fighting" to iście fatalna produkcja. Fabularne niedorzeczności mnożą się z każdą minutą, powodując, że im dłużej film trwał, tym mniej miałem ochotę go oglądać. Główna umiejętność naszego bohatera, czyli legendarne obijanie facjaty, tak naprawdę nie występuje na ekranie. Shawn przyjmował wpierdol na ryło, po czym farcił w jednej akcji i ostatecznie zwyciężał. Może dobry patent na pierwszą walkę, ale z pewnością nie na każdą następną. Kolejne walki rozgrywane są w innych sceneriach, trochę to przypomina przechodzenie klasycznego mordobicia (m.in. jedna walka u Latynosów na Bronxie, inna w wypasionym apartamencie Koreańczyków). Nie wiem co miało przynieść to rozwiązanie, bo film starano się utrzymać w relatywnie realistycznej konwencji. Niestety nie wyszedł z tego nawet niezamierzony pastisz - dostałem w twarz totalną fabularną porażką. Wszystko wypada straszliwie przerysowanie. Same walki, które de facto powinny być esencją filmu, są słabe i nudne. Do tego dochodzi przykry romans naszego bohatera z Zulay.
źródło: http://www.allmoviephoto.com/
Postacie, z wyjątkiem jednej, są ultra słabe. Shawn to szlachetny prowincjusz, zawsze gotowy do pomocy każdej napotkanej osobie, a w tle tli się konflikt z wymagającym ojcem. Channing Tatum tą rolą ostatecznie przekonał mnie o kompletnym braku umiejętności aktorskich. Równie dobrze w rolę Shawna mógł wcielić się mój fotel. Ukochana Shawna, Zulay, to z kolei dzieciata kobieta pracująca, jedyna żywicielka rodziny, jak łatwo się domyślić, mająca permanentne kłopoty finansowe. Zulay Henao jest taka sobie, ale na pewno nie wypada tak żenująco jak Channing Tatum. Trzecia najważniejsza postać, promotor i drobny oszust Harvey, to jedyna rzecz dla której warto było poświęcić 105 minut na to ścierwo. Terrence Howard stworzył imponującą i niezwykle przekonującą kreację, moim zdaniem godną najwyższych laurów za rolę drugoplanową. Oprócz wyżej wymienionej trójki w filmie pojawia się kilka znanych twarzy: Luis Guzman, Brian White, Roger Guenveur Smith. Podsumowując: jeśli chcecie zmarnować 105 minut na oglądanie żenujących popisów Tatuma to proszę bardzo. Szkoda jedynie Howarda, bo swoją kreacją przewyższa film o kilka poziomów.
źródło: http://www.allmoviephoto.com/
Ocena: 3/10 (tylko za kreację Terrence'a Howarda).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz