sobota, 15 grudnia 2012

"Cowboys & Aliens"



Czy po filmie zatytułowanym "Cowboys & Aliens" można spodziewać się wyszukanej intelektualnej rozrywki? Oczywiście, że nie, aczkolwiek można spodziewać się przyzwoitego kina akcji z totalnym rozpierdolem w tle. Wracając do samego pomysłu: gdy po raz pierwszy usłyszałem o tym przedsięwzięciu pomyślałem sobie, że jest to jedno z najgłupszych zestawień w dziejach kina. Niestety po krótkim wysiłku intelektualnym (jeśli można takie procesy w ten sposób nazywać) wymyśliłem coś bardziej idiotycznego - "Spartans vs. Predator". Mam świadomość, że Hollywood jest otwarte na tego rodzaju idee, toteż w przypadku realizacji mojego pomysłu oczekuję procenta od zysków i obiecuję wspomóc pozytywną recenzją.
źródło: http://www.impawards.com/index.html
Najlepszym streszczeniem fabuły jest tytuł filmu: kowboje walczą z przybyszami z kosmosu. Imponujące, nieprawdaż? Niemniej wspomnę, iż akcja rozgrywa się w gorącej Arizonie w 1873 roku naszej ery. Jake (Daniel Craig) budzi się na pustyni z całkowicie wyzerowaną pamięcią o swoich przeszłych dokonaniach. Nie jest to bynajmniej efekt grubego melanżu, gdyż nasz bohater nosi na ręce tajemniczą bransoletę, wyraźnie niewykonaną ludzką technologią. Wkrótce Jake dostaje się do pustynnego miasteczka Absolution, którym twardą ręką rządzi pułkownik Dolarhyde (Harrison Ford). I tu w zasadzie urywa się wszelka sensowność, bo wkrótce pojawiają się obcy, których trzeba napierdalać.
W poszukiwaniu Melanżu Ostatecznego
(źródło: http://www.allmoviephoto.com/)
"Cowboys & Aliens" są aż tak dramatyczni, jak wskazuje tytuł. Nonsensowna fabuła to chyba największy zarzut. Do tego można dodać żenującą gloryfikację dzielnej rdzennej ludności, która tymczasowo uniknęła eksterminacji. Szybko okazuje się, że Apacze to mistrzowie górskiej guerilli, niczym nieustępujący afgańskim Talibom. Naprawdę jest tragicznie pod tym względem i trudno to zdzierżyć. Oprócz nonsensowności fabuła ma jeszcze jedną cechę, która ją wyróżnia pośród tego rodzaju produkcji. Generalnie składa się z samych doskonale znanych klisz i stanowi nihil novi sub sole. Pytam się dlaczego w każdym klasycznym westernie trzeba przeskoczyć z konia na jakiś inny środek transportu? W tym akurat zakrawa to na absurd. Oprócz wspomnianych powyżej Indian "Cowboys & Aliens" uświadczyło mnie bandą złodziejów, złym charakterem, który nie jest naprawdę zły oraz wyjątkowo ckliwymi scenami śmierci poszczególnych postaci wypełnionymi patosem do porzygu.
źródło: http://www.allmoviephoto.com/
W obsadzie mamy zarówno gwiazdy wielkiego formatu (Daniel Craig i Harrison Ford) jak i gwiazdy mniejszego formatu (Sam Rockwell, Olivia Wilde, Paul Dano, Clancy Brown). Craig jest w porządku i w tej gównianej konwencji wypada nawet przekonująco, aczkolwiek po raz kolejny gra małomównego twardziela. Niestety na przeciwstawnym biegunie znalazł się Harrison Ford, który wkurwiał mnie po prostu niemiłosiernie. Reszta obsady gra na tyle, na ile pozwala wspaniały scenariusz. Jestem głęboko przekonany, że filmu nie uratowałyby nawet najlepsze efekty specjalne w historii ludzkiej kinematografii. Muszę przyznać, że pod tym względem "Cowboys & Aliens" wypadają dosyć solidnie. Nie są to może wyjątkowo porywające efekty, aczkolwiek widziałem tyle filmów science fiction, że trudno mnie czymś zaskoczyć. Jakoś wygląd obcych mi się niezbyt podobał i to zasadniczo jedyne zastrzeżenie jakie mogą sformułować. "Cowboys & Aliens" mogę polecić jedynie jako idealny film obiadowy i dlatego taka a nie inna ocena.
źródło: http://www.allmoviephoto.com/
Ocena: 3/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz