poniedziałek, 28 stycznia 2013

"The Specialist"



"The Specialist" pamiętam doskonale z odmętów mojego dzieciństwa. Pod wieloma względami jest to dla mnie niezwykle wyjątkowy film, gdyż to właśnie od produkcji Luisa Llosy z 1994 roku zaczęła się moja wybitna kariera recenzencka. W zamierzchłych czasach podstawówki dostaliśmy na polskim zadanie napisania recenzji. Początkowo planowałem opisać jakiś odcinek "Z archiwum X", aczkolwiek ostatecznie zrezygnowałem z tego pomysłu skupiając się na "Specjaliście". Nie sposób dzisiaj ustalić czy ówczesna recenzja była czerstwa czy nie. Pamiętam natomiast, że zawierała megaspoilery, ale mimo to przyniosła mi wieczną i nieśmiertelną chwałę. Po wielu latach ponownie stanąłem przed dziełem, które stanowi kamień węgielny moich sukcesów.
źródło: http://www.impawards.com/index.html
"Specjalista" to opowieść o zemście, która najlepiej smakuje serwowana na zimno. Wiele lat temu rodzina May Munro (Sharon Stone) została brutalnie zamordowana przez bezlitosny kartel. Mimo upływu czasu nadal największym pragnieniem tej uroczej kobiety jest pomszczenie swoich bliskich. Dlatego też podejmuje niebezpieczną grę stając się kochanką Tomasa Leona (Eric Roberts), syna bossa kartelu. Jednakże May nie ma talentu do mordowania i potrzebuje kogoś kto odwali za nią brudną robotę. Postanawia zatem skorzystać z usług byłego agenta CIA, a obecnie najlepszego najemnego pirotechnika na rynku. Chociaż Ray Quick (Sylvester Stallone) długo waha się czy przyjąć zlecenie, w końcu ulega czarowi May i przystępuje do eksterminacji bezwzględnych oprawców. Wszystko byłoby super gdyby na scenę nie wkroczył Ned Trent (James Woods), również były agent CIA, a obecnie przydupas kartelu, opętany chęcią schwytania Raya.
źródło: http://www.hotflick.net/
Jeśli chodzi o fabułę w "Specjaliście" to rozwija się co najmniej dziwnie, a i główny pomysł fabularny pozostawia wiele wątpliwości. W retrospekcjach oglądamy bowiem małą May przyglądającą się eksterminacji jej bliskich z szafy. Co ciekawe cała trójka oprawców wygląda po latach dokładnie tak samo jak w przeszłości! Mniej więcej od połowy filmu pod względem fabularnym zaczyna być niemal tragicznie i z bólem musiałem na to patrzeć. Nad finałem natomiast pastwić się nie mam zamiaru, gdyż pragnę wymazać go na zawsze z pamięci. Generalnie cały film jest tak jakby osadzony w latach 80-tych, chociaż nakręcono go w 1994 roku. Moim zdaniem idealnie wpasowałby się w lata 80-te, ale niestety powstał o wiele za późno. W innym przypadku mógłbym wybaczyć wiele ułomności, ale w połowie lat 90-tych sadzić takich rozwiązań po prostu nie wypada. Poza tym mam ogromny żal do twórców za efekty specjalne. Jak można dopuścić by w filmie, którego główny bohater zajmuje się zawodowo robieniem bomb, zabrakło epickich eksplozji urywających dupę? Co gorsza wybuchy w "Specjaliście" wyglądają straszliwie miernie (zdecydowanie najgorszy w hotelu) – jedynie jakoś fajnie wygląda finałowa sekwencja, ale i tu pozostaje niedosyt. No jak tak można przy budżecie wynoszącym 45 milionów USD? Poza tym oczywiście wpleciono trochę schematycznych rozwiązań typu przygarnięcie bezdomnego kota czy też obowiązkowa walka w hotelowej kuchni.
źródło: http://www.hotflick.net/
Czas na ocenę popisów aktorskich. Ray Quick to zjebana postać od samego początku: jeździ autobusem, ma kota, naparza oprychów w środkach komunikacji miejskiej, a w wolnych chwilach uprawia stalking. Doceniam, że Sylvester Stallone naprawdę starał się żeby nie była aż tak czerstwa, jak zamierzyli scenarzyści. W zasadzie trudno powiedzieć, żeby Ray był głównym bohaterem filmu, gdyż w początkowej fazie jest go strasznie mało na ekranie. Najwięcej uwagi skupia się na May – Sharon Stone momentami wygląda w "Specjaliście" zjawiskowo, w szczególności nago. Świetnie zagrana postać ze zmysłowym głosem, chciałem ją oglądać w każdej scenie filmu. Podsumowując parę głównych bohaterów muszę nadmienić, że "Specjalista" zawiera legendarną scenę seksu pod prysznicem. Mimo zachwytów Sharon Stone nie dostanie ode mnie jednak nagrody za najlepszą rolę w tej produkcji. Palmę pierwszeństwa przekazuję bowiem Ericowi Robertsowi, który stworzył kreację o magnetycznej sile. Imponujące aktorstwo, Tomas robi ogromne wrażenie jako ultimate hustla i natychmiast uwierzyłem, że jest to postać z krwi i kości, a nie czerstwy wytwór scenariusza jak Ray. Świetnie rozpisano relację Tomasa i Neda, dzięki czemu powstała genialna scena z fakolcem. Niestety do aktorstwa Jamesa Woodsa mam parę zarzutów, bo wygląda w "Specjaliście" jak inspiracja dla demonicznego warsztatu Cage’a. Na szczęście pozostali aktorzy wypadają bardzo dobrze. W szczególności Rod Steiger (Joe Leon) oraz Mario Ernesto Sánchez (Charlie) zasługują na oklaski.
źródło: http://www.hotflick.net/
Czy warto zatem obejrzeć "Specjalistę"? Jeśli pominiemy momentami koszmarną fabułę i skupimy się na podziwianiu upalnego Miami w wersji bling bling, to można się nawet dobrze bawić. Posiadłości z MTV Cribs, szybkie auta i piękne kobiety zawsze mogą znacznie polepszyć nastrój i pozwolić zapomnieć o reprezentowaniu biedy w szarej polskiej rzeczywistości. Klimat z lat 80-tych nadal dominuje w filmie, więc jeśli ktoś z Was lubi tego rodzaju zabawy to się na pewno nie zawiedzie. Z oceną mam pewien problem, bo normalnie powinienem postawić na zdecydowanie większy hejting, ale z powodów wymienionych we wstępie czuję pewien sentyment do "Specjalisty". Dlatego też, i honorując kreację Erica Robertsa, końcowa ocena została podwyższona z deczka. Zrozumiem, jeśli ktoś wystawi dużo niższą notę.
źródło: http://www.hotflick.net/
Ocena: 6/10 (głównie za Erica Robertsa).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz