Co prawda we wstępie do recenzji "Gods of Egypt" napisałem, że ostatnie dokonania Nicolasa Cage’a nie wywołały
u mnie nieodpartej chęci obejrzenia jakiejś produkcji z jego udziałem, ale los
okazał się jak zwykle przewrotnym szydercą. Natknąłem się bowiem na zestawienie
dotychczasowych, najgorszych filmów trwającej dekady i … volià: "Left Behind" zajęło zaszczytne drugie miejsce w tym
wypełnionym wieczną chwałą rankingu. Ponadto dzieło wyreżyserowane przez Vica
Armstronga (znanego raczej z wyczynów kaskaderskich niż kręcenia dobrych
filmów) zalicza się do niezwykle rzadkiej kategorii, czyli chrześcijańskiego
kina apokaliptycznego. Oczywiście nie pomyślcie przypadkiem, że scenariusz to
oryginalny koncept twórców. "Left Behind" opiera się bowiem na pierwszej części
bestsellerowego (to słowo już nic nie
znaczy) cyklu pod tym samym tytułem, którego autorami są amerykański
ewangelista Tim LaHaye oraz powieściopisarz Jerry B. Jenkins również pochodzący
z USA (pełny tytuł pierwszej części to Left Behind: A Novel of the Earth's
Last Days). Żadnego z szesnastu (sic!)
tomów nie miałem okazji przeczytać, ale wyjątkowo mocno przemawia do mnie fakt,
iż powieściowym Antychrystem jest Nicolae Carpathia, prezydent Rumunii.
Warto również zauważyć, że jest to na tyle poczytna literatura (hajs się się
musi zgadzać), iż nie po raz pierwszy podjęto próbę ekranizacji.
źródło: http://www.impawards.com |
Wydaje mi się, że w zamyśle
twórców "Left Behind" miało stanowić swego rodzaju delikatne wprowadzenie do
całego cyklu filmów, dlatego też perełki z pierwszej części (czytałem
streszczenie na Wiki) zostawiono na późniejsze, bardziej spektakularne odsłony.
Główną bohaterką filmu jest przeciętna, amerykańska studentka Chloe (Cassi
Thomson), która oczywiście reprezentuje ateistycznie opozycyjną postawę w
stosunku do pogrążającej się w dewocji matki (Lea Thompson). Głowa rodziny,
pilot samolotów pasażerskich, Rayford (Nicolas Cage), totalnie zlewa familijne
problemy i mając w dupie nawet urodziny córki postanawia zaszaleć w Londynie z
ponętną stewardessą (Nicky Whelan). Niestety ambitne i całkiem młodzieżowe
plany zostają popsute przez niezwykle wydarzenie: otóż w jednej chwili na całym
świecie znikają miliony ludzi!
źródło: http://www.leftbehindmovie.com |
Przepraszam za spoiler, ale jestem zmuszony napisać, że
w "Left Behind" do 32 minuty nie dzieje się kompletnie nic ciekawego, a potem …
jest dokładnie tak samo. Do wspomnianego, przełomowego
momentu film Armstronga to żenujące kino obyczajowe, które później zamienia się
w żenujące i głupawe kino obyczajowo-katastroficzno-religijno-apokaliptyczne
(im bliżej końca tym wątki religijno-apokaliptyczne zdecydowanie bardziej
dominują nad resztą). Produkcja, która w zamierzeniu twórców miała chyba
stanowić bezlitośnie srogi młot na bezbożników, masonów oraz pozostałe
ateistyczne abominacje gatunku ludzkiego, z powodu ciężaru fabularnego może co
najwyżej wywołać uczucie zażenowania. Wszelkie argumenty przemawiające za
religią chrześcijańską jako jedynym antidotum na zepsucie i upadek moralności
na świecie podano w tak niezwykle subtelny sposób, że od razu można się domyślić
kto jest sponsorem produkcji. "Left Behind" można zatem uznać za 110-minutową
reklamę amerykańskiej, zdecydowanie bardziej hardcorowej wersji chrześcijaństwa, w której bóg jest miłosierny wyłącznie
dla swoich wyznawców, a na niewiernych
zsyła wszystko co najgorsze, niczym w Starym Testamencie – wszędzie ruchawka, zniszczenie i pożoga. Tu nie ma miejsca na
dialog między religiami. Czcisz Jahwe albo Allaha? W nagrodę za błędny wybór
spędzisz resztę życia na ziemskim łez padole rządzonym przez namiestnika Lucypera!
źródło: http://www.leftbehindmovie.com |
Mimo szczytnej idei krzewienia amerykańskiej wersji chrześcijaństwa na
świecie na produkcję "Lef Behind" udało się zebrać jedynie 16 milionów USD (z
czego podobno aż 3 miliony przeznaczono na gażę Nicolasa Cage’a). Czy z większym
budżetem film oglądałoby się ciut lepiej? Myślę, że nie do końca, ale patrzenie
na Baton Rouge (Luizjana) i Provo (Utah) udające Nowy Jork może Wam dać
poważnie do myślenia. Wiele scen wygląda rodem jak z amerykańskiego serialu
obyczajowego o raczej średnim budżecie, a lepsze efekty specjalne widziałem
chyba w "Herkulesie" z Kevinem Sorbo. Jeszcze więcej scen nie ma żadnego sensu,
a przecież nie jest to najdłuższy film w dziejach kinematografii i można było
ten czas spożytkować znacznie lepiej. Wydaje się, iż jest to niemal idealny
przykład doskonałego i kompletnego zespolenia ubóstwa fabularnego oraz produkcyjnego w jednym
dziele. Chociaż z drugiej strony nie jeden polski reżyser zrobiłby nie jedną
laskę za 16-milionowy budżet w USD…
źródło: http://www.leftbehindmovie.com |
Pisząc o dokonaniach (takie duże słowo!) aktorskich miałem początkowo posłużyć
się porównaniem do łowienia pereł w bezdennym i bezkresnym oceanie gówna.
Jednakże wkrótce potem miałem flashback
jakiejś randomowej sceny z filmu i
stwierdziłem, że nie jest to zbyt adekwatne. Szukanie dobrego występu w "Left
Behind" jest jak poławianie stolca w bezkresnym i bezdennym oceanie gówna –
można, tylko w jakim celu? Napisanie, że Nicolas Cage zdecydowanie najlepiej
wypada na tle reszty obsady to zakwalifikowanie pozostałych odtwórców do
aktorskiej klasy C (w terminologii piłkarskiej, nie alfabetycznej). Oglądanie
drewnianego warsztatu Cassi Thomson może powodować myśli samobójcze, a warto
dodatkowo zauważyć, że dziewczyna pochłania sporo ekranowego czasu i wykazuje
się niebywałymi wprost umiejętnościami. Całkiem neutralnie z kolei wypada Chad Michael
Murray, wcielający się w sławnego dziennikarza Bucka Williamsa, ale co z tego
skoro na drugim planie dzieją się najprawdziwsze dramaty. Abstrahując już od
sztampowej do bólu konstrukcji postaci (karzeł nienawidzący ludzi, prawy
muzułmanin, rozhisteryzowana narkomanka czy biznesmen nie dbający o relacje z
dziećmi), poszczególne role zagrano tak wtórnie i manierycznie, że po prostu
nadają się do podręcznika złej gry aktorskiej!
źródło: http://www.leftbehindmovie.com |
Mimo fatalnej fabuły, nieudolnego
wykonania, nachalnej ideologii oraz koszmarnej wręcz gry aktorskiej nie uważam
jednakże by "Left Behind" zasłużyło na jedną gwiazdkę. Na swój kaprawy sposób w
filmie Vica Armstronga można dostrzec bowiem ciągłość przyczyno-skutkową, a
także fabularne następstwo zdarzeń (duże słowa, ale jednak!). Abstrahując od
jakości można zatem przyjąć, że niektóre sceny układają się w mniej więcej
logiczną i spójną całość. Niestety "Left Behind" nie należy do grona produkcji,
które potrafią rozbawić widza swoją kompletną słabością, więc zdecydowanie
odradzam projekcję. To naprawdę może zaboleć…
źródło: http://www.leftbehindmovie.com |
Ocena: 2/10.