czwartek, 30 czerwca 2016

"Left Behind" (2014)



Co prawda we wstępie do recenzji "Gods of Egypt" napisałem, że ostatnie dokonania Nicolasa Cage’a nie wywołały u mnie nieodpartej chęci obejrzenia jakiejś produkcji z jego udziałem, ale los okazał się jak zwykle przewrotnym szydercą. Natknąłem się bowiem na zestawienie dotychczasowych, najgorszych filmów trwającej dekady i … volià: "Left Behind" zajęło zaszczytne drugie miejsce w tym wypełnionym wieczną chwałą rankingu. Ponadto dzieło wyreżyserowane przez Vica Armstronga (znanego raczej z wyczynów kaskaderskich niż kręcenia dobrych filmów) zalicza się do niezwykle rzadkiej kategorii, czyli chrześcijańskiego kina apokaliptycznego. Oczywiście nie pomyślcie przypadkiem, że scenariusz to oryginalny koncept twórców. "Left Behind" opiera się bowiem na pierwszej części bestsellerowego (to słowo już nic nie znaczy) cyklu pod tym samym tytułem, którego autorami są amerykański ewangelista Tim LaHaye oraz powieściopisarz Jerry B. Jenkins również pochodzący z USA (pełny tytuł pierwszej części to Left Behind: A Novel of the Earth's Last Days). Żadnego z szesnastu (sic!) tomów nie miałem okazji przeczytać, ale wyjątkowo mocno przemawia do mnie fakt, iż powieściowym Antychrystem jest Nicolae Carpathia, prezydent Rumunii. Warto również zauważyć, że jest to na tyle poczytna literatura (hajs się się musi zgadzać), iż nie po raz pierwszy podjęto próbę ekranizacji.
źródło: http://www.impawards.com
Wydaje mi się, że w zamyśle twórców "Left Behind" miało stanowić swego rodzaju delikatne wprowadzenie do całego cyklu filmów, dlatego też perełki z pierwszej części (czytałem streszczenie na Wiki) zostawiono na późniejsze, bardziej spektakularne odsłony. Główną bohaterką filmu jest przeciętna, amerykańska studentka Chloe (Cassi Thomson), która oczywiście reprezentuje ateistycznie opozycyjną postawę w stosunku do pogrążającej się w dewocji matki (Lea Thompson). Głowa rodziny, pilot samolotów pasażerskich, Rayford (Nicolas Cage), totalnie zlewa familijne problemy i mając w dupie nawet urodziny córki postanawia zaszaleć w Londynie z ponętną stewardessą (Nicky Whelan). Niestety ambitne i całkiem młodzieżowe plany zostają popsute przez niezwykle wydarzenie: otóż w jednej chwili na całym świecie znikają miliony ludzi!
źródło: http://www.leftbehindmovie.com
Przepraszam za spoiler, ale jestem zmuszony napisać, że w "Left Behind" do 32 minuty nie dzieje się kompletnie nic ciekawego, a potem … jest dokładnie tak samo. Do wspomnianego, przełomowego momentu film Armstronga to żenujące kino obyczajowe, które później zamienia się w żenujące i głupawe kino obyczajowo-katastroficzno-religijno-apokaliptyczne (im bliżej końca tym wątki religijno-apokaliptyczne zdecydowanie bardziej dominują nad resztą). Produkcja, która w zamierzeniu twórców miała chyba stanowić bezlitośnie srogi młot na bezbożników, masonów oraz pozostałe ateistyczne abominacje gatunku ludzkiego, z powodu ciężaru fabularnego może co najwyżej wywołać uczucie zażenowania. Wszelkie argumenty przemawiające za religią chrześcijańską jako jedynym antidotum na zepsucie i upadek moralności na świecie podano w tak niezwykle subtelny sposób, że od razu można się domyślić kto jest sponsorem produkcji. "Left Behind" można zatem uznać za 110-minutową reklamę amerykańskiej, zdecydowanie bardziej hardcorowej wersji chrześcijaństwa, w której bóg jest miłosierny wyłącznie dla swoich wyznawców, a na niewiernych zsyła wszystko co najgorsze, niczym w Starym Testamencie – wszędzie ruchawka, zniszczenie i pożoga. Tu nie ma miejsca na dialog między religiami. Czcisz Jahwe albo Allaha? W nagrodę za błędny wybór spędzisz resztę życia na ziemskim łez padole rządzonym przez namiestnika Lucypera!
źródło: http://www.leftbehindmovie.com
Mimo szczytnej idei krzewienia amerykańskiej wersji chrześcijaństwa na świecie na produkcję "Lef Behind" udało się zebrać jedynie 16 milionów USD (z czego podobno aż 3 miliony przeznaczono na gażę Nicolasa Cage’a). Czy z większym budżetem film oglądałoby się ciut lepiej? Myślę, że nie do końca, ale patrzenie na Baton Rouge (Luizjana) i Provo (Utah) udające Nowy Jork może Wam dać poważnie do myślenia. Wiele scen wygląda rodem jak z amerykańskiego serialu obyczajowego o raczej średnim budżecie, a lepsze efekty specjalne widziałem chyba w "Herkulesie" z Kevinem Sorbo. Jeszcze więcej scen nie ma żadnego sensu, a przecież nie jest to najdłuższy film w dziejach kinematografii i można było ten czas spożytkować znacznie lepiej. Wydaje się, iż jest to niemal idealny przykład doskonałego i kompletnego zespolenia ubóstwa fabularnego oraz produkcyjnego w jednym dziele. Chociaż z drugiej strony nie jeden polski reżyser zrobiłby nie jedną laskę za 16-milionowy budżet w USD…
źródło: http://www.leftbehindmovie.com
Pisząc o dokonaniach (takie duże słowo!) aktorskich miałem początkowo posłużyć się porównaniem do łowienia pereł w bezdennym i bezkresnym oceanie gówna. Jednakże wkrótce potem miałem flashback jakiejś randomowej sceny z filmu i stwierdziłem, że nie jest to zbyt adekwatne. Szukanie dobrego występu w "Left Behind" jest jak poławianie stolca w bezkresnym i bezdennym oceanie gówna – można, tylko w jakim celu? Napisanie, że Nicolas Cage zdecydowanie najlepiej wypada na tle reszty obsady to zakwalifikowanie pozostałych odtwórców do aktorskiej klasy C (w terminologii piłkarskiej, nie alfabetycznej). Oglądanie drewnianego warsztatu Cassi Thomson może powodować myśli samobójcze, a warto dodatkowo zauważyć, że dziewczyna pochłania sporo ekranowego czasu i wykazuje się niebywałymi wprost umiejętnościami. Całkiem neutralnie z kolei wypada Chad Michael Murray, wcielający się w sławnego dziennikarza Bucka Williamsa, ale co z tego skoro na drugim planie dzieją się najprawdziwsze dramaty. Abstrahując już od sztampowej do bólu konstrukcji postaci (karzeł nienawidzący ludzi, prawy muzułmanin, rozhisteryzowana narkomanka czy biznesmen nie dbający o relacje z dziećmi), poszczególne role zagrano tak wtórnie i manierycznie, że po prostu nadają się do podręcznika złej gry aktorskiej!
źródło: http://www.leftbehindmovie.com
Mimo fatalnej fabuły, nieudolnego wykonania, nachalnej ideologii oraz koszmarnej wręcz gry aktorskiej nie uważam jednakże by "Left Behind" zasłużyło na jedną gwiazdkę. Na swój kaprawy sposób w filmie Vica Armstronga można dostrzec bowiem ciągłość przyczyno-skutkową, a także fabularne następstwo zdarzeń (duże słowa, ale jednak!). Abstrahując od jakości można zatem przyjąć, że niektóre sceny układają się w mniej więcej logiczną i spójną całość. Niestety "Left Behind" nie należy do grona produkcji, które potrafią rozbawić widza swoją kompletną słabością, więc zdecydowanie odradzam projekcję. To naprawdę może zaboleć…
źródło: http://www.leftbehindmovie.com
Ocena: 2/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz