Mad Max to legenda, której chyba
nikomu nie trzeba przedstawiać. Trylogia opiewająca heroiczne czyny
postapokaliptycznego bohatera walczącego o przywrócenie prawa i porządku na
bezkresnych pustkowiach to dla mnie oczywista klasyka współczesnej kinematografii.
Dowiedziawszy się o planowym reboocie
zacząłem się zastanawiać czy po 30 latach naprawdę konieczne jest odgrzebywanie
legendy, które, tak jak w przypadku ostatniego Indiany Jonesa, może zakończyć
się spektakularną katastrofą. Co prawda na stolcu reżyserskim ponownie zasiadł
George Miller, ale zauważmy, że po zakończeniu przygody z Mad Maxem przestawił
się na trochę inny profil filmowej działalności. "Babe" i "Happy Feet" to
produkcje wywołujące raczej słabe skojarzenia z postnuklearną, bezwzględną rzeczywistością.
Z drugiej strony wiele obiecywałem sobie po obsadzie. Tom Hardy oraz Charlize
Theron stanowią klasę samą w sobie, więc nie można było całkowicie skreślać "Mad Max: Fury Road". Niemniej napisanie recenzji tejże produkcji zajęło mi co
najmniej kilka miesięcy (zacząłem w zeszłoroczne wakacje – nie pytajcie nawet
dlaczego).
źródło: http://www.impawards.com |
"Mad Max: Fury Road" od samego
początku brutalnie atakuje widza natłokiem ekranowych wydarzeń. Max (Tom
Hardy), małomówny pustynny wojownik, zostaje schwytany przez siepaczy lokalnego
watażki, bezwzględnego Immortan Joe (Hugh Keays-Byrne). Tenże czarny charakter
dysponując dostępem do wody pitnej (niezwykle cennego surowca na pustynnych
bezdrożach) stworzył dziwaczną i wręcz odrażającą dyktaturę opartą na
bezwzględnym posłuszeństwie. Los był raczej średnio łaskawy dla naszego
bohatera – Max ma bowiem służyć jako worek z krwią i chodzący zestaw części
zamiennych dla żołnierzy Immortan Joe. Niemniej wskutek nieoczekiwanej zdrady,
w wydawałoby się jednomyślnych oraz zawsze wiernych szeregach dyktatury,
rozpoczyna się jeden z najbardziej epickich pościgów w dziejach kinematografii.
źródło: http://www.madmaxmovie.com |
Pierwsza myśl, jak nasuwa się po
obejrzeniu najnowszej odsłony "Max Maxa", to monstrualne propsy za efekty specjalne, które w przeciwieństwie do produkcji sygnowanych
logiem Marvela zostały wykonane w większości za pomocą tradycyjnych metod. W
zalewie niemal odrażającego sztucznością CGI nie spodziewałem się, że jeszcze
kiedykolwiek dostąpię zaszczytu obejrzenia takich epickich rzeczy. Dlatego też
mam zamiar polecać dzieło Georga Millera wszystkim, którzy twierdzą, że nie da
się nakręcić dobrego, wakacyjnego blockbustera
bez pracy super wydajnych komputerów i niebieskiego/zielonego ekranu. Oczywiście
same efekty specjalne nie mogą stanowić decydującego czynnika, który sprawia,
że film staje się znakomity w odbiorze lub nie (aczkolwiek Michael Bay od
początku kariery filmowej hołduje całkowicie przeciwstawnej idei). Fabuła jest
dosyć interesująca chociaż jednocześnie wyjątkowo nieskomplikowana. Bardzo
intrygujący jest fakt, że tak naprawdę chociaż Mad Max sygnuje film swoim
pseudo, to trudno z czystym sumieniem nazwać go głównym bohaterem tej
opowieści. Zdecydowanie bardziej na palmę pierwszeństwa zasłużyła bowiem
Imperator Furiosa (Charlize Theron). Wydaje mi się to trochę absurdalne, ale
cóż poradzić, skoro tak właśnie skonstruowany został scenariusz.
źródło: http://www.madmaxmovie.com |
Wizja postapokaliptycznego świata
wykreowana przez Georga Millera prezentuje się na ekranie wprost znakomicie –
można zaryzykować nawet stwierdzenie, że epicko. Oczywiście najwięcej uwagi
poświęcono tyranii stworzonej Immortan Joe – istnej fabryce wojowników,
hołubiących ponad wszystko V8 i pragnących dostąpić zaszczytu wstąpienia do
Valhalli po śmierci. W tym miejscu jestem zmuszony nadmienić, że świat
przedstawiony w najnowszym "Max Maxie" potrafi momentami być prawdziwie
brutalny, odrażający, a nawet obleśny. Jeśli zatem do przekonującego obrazu
przyszłości, w którym nastąpił powrót do rządów opartych na sile, dołożymy
wartką akcję, niemal pozbawioną przestojów, otrzymamy przepis na prawdopodobnie
najlepszy film zeszłorocznego sezonu letniego. I w zasadzie wszystko byłoby
cacy i niemal można by przybijać piątki z twórcami, gdyby nie finał kompletnie
nie pasujący do wysoce defetystycznego wydźwięku reszty filmu. Trudno mi coś
takiego zaakceptować i naprawdę ubolewam, że zakończenie nie ma całkowicie
pesymistycznego charakteru. Warto natomiast zwrócić uwagę na znakomitą ścieżkę
dźwiękową, która wprost idealnie pasuje do szaleńczego pościgu po bezkresnej
pustyni (koleś grający na gitarze ziejącej ogniem to epickość przekraczająca
wszelką znaną skalę).
źródło: http://www.madmaxmovie.com |
Jak już wspominałem Mad Maxa
trudno uznać za głównego bohatera filmu. Tom Hardy, jako wyjątkowo małomówny
mściciel bezdroży, wypada całkiem młodzieżowo. Jednakże trudno uznać, iż ta
kreacja zostanie mu zapamiętana na lata, tak jak miało to miejsce w przypadku
legendarnej roli Mela Gibsona. Wydaje mi się, że o wiele bardziej kojarzona z
tą produkcją będzie znakomita Charlize Theron, wcielająca się w Imperator
Furiosę. Doskonała rola, dzięki której jednoręka bohaterka całkowicie
zdominowała ekran. Na propsy z
pewnością zasłużył również villain,
czyli Hugh Keays-Byrne – bardzo interesujący występ oraz nietypowa stylówka czarnego charakteru. Z postaci
drugoplanowych warto także wyróżnić Nicholasa Houlta. Nux w jego wykonaniu to
chyba najbardziej złożona emocjonalnie, a jednocześnie najsympatyczniejsza
(przy czym może należy tu zastosować nie do końca standardową definicję tego
słowa), postać w całym filmie.
źródło: http://www.madmaxmovie.com |
"Mad Max: Fury Road" to nie tylko
jeden z najlepszych rebootów, jakie
miałem okazję oglądać w swoim życiu, ale także produkcja zdecydowanie
wymykająca się utartym standardom letnich blokcbusterów
– mroczna, pełna prawdziwej, brutalnej przemocy w starym stylu i dosyć defetystyczna.
Gdyby nie zakończenie, które w mojej skromnej opinii, zdecydowanie odbiega od
całości to byłbym gotów dać ocenę wyższą o jedną gwiazdkę. Ponadto, spoglądając
z kilkumiesięcznej perspektywy na całokształt, wyraźnie brakowało mi Mad Maxa w
stylu Mela Gibsona – Tom Hardy był spoko, ale niestety takim występem nie
zbuduje własnej legendy. Mimo tychże ułomność jest to pozycja absolutnie
obowiązkowa!
źródło: http://www.madmaxmovie.com |
Ocena: 7/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz