sobota, 13 lutego 2016

"Mad Max: Fury Road"



Mad Max to legenda, której chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Trylogia opiewająca heroiczne czyny postapokaliptycznego bohatera walczącego o przywrócenie prawa i porządku na bezkresnych pustkowiach to dla mnie oczywista klasyka współczesnej kinematografii. Dowiedziawszy się o planowym reboocie zacząłem się zastanawiać czy po 30 latach naprawdę konieczne jest odgrzebywanie legendy, które, tak jak w przypadku ostatniego Indiany Jonesa, może zakończyć się spektakularną katastrofą. Co prawda na stolcu reżyserskim ponownie zasiadł George Miller, ale zauważmy, że po zakończeniu przygody z Mad Maxem przestawił się na trochę inny profil filmowej działalności. "Babe" i "Happy Feet" to produkcje wywołujące raczej słabe skojarzenia z postnuklearną, bezwzględną rzeczywistością. Z drugiej strony wiele obiecywałem sobie po obsadzie. Tom Hardy oraz Charlize Theron stanowią klasę samą w sobie, więc nie można było całkowicie skreślać "Mad Max: Fury Road". Niemniej napisanie recenzji tejże produkcji zajęło mi co najmniej kilka miesięcy (zacząłem w zeszłoroczne wakacje – nie pytajcie nawet dlaczego).
źródło: http://www.impawards.com
"Mad Max: Fury Road" od samego początku brutalnie atakuje widza natłokiem ekranowych wydarzeń. Max (Tom Hardy), małomówny pustynny wojownik, zostaje schwytany przez siepaczy lokalnego watażki, bezwzględnego Immortan Joe (Hugh Keays-Byrne). Tenże czarny charakter dysponując dostępem do wody pitnej (niezwykle cennego surowca na pustynnych bezdrożach) stworzył dziwaczną i wręcz odrażającą dyktaturę opartą na bezwzględnym posłuszeństwie. Los był raczej średnio łaskawy dla naszego bohatera – Max ma bowiem służyć jako worek z krwią i chodzący zestaw części zamiennych dla żołnierzy Immortan Joe. Niemniej wskutek nieoczekiwanej zdrady, w wydawałoby się jednomyślnych oraz zawsze wiernych szeregach dyktatury, rozpoczyna się jeden z najbardziej epickich pościgów w dziejach kinematografii.
źródło: http://www.madmaxmovie.com
Pierwsza myśl, jak nasuwa się po obejrzeniu najnowszej odsłony "Max Maxa", to monstrualne propsy za efekty specjalne, które w przeciwieństwie do produkcji sygnowanych logiem Marvela zostały wykonane w większości za pomocą tradycyjnych metod. W zalewie niemal odrażającego sztucznością CGI nie spodziewałem się, że jeszcze kiedykolwiek dostąpię zaszczytu obejrzenia takich epickich rzeczy. Dlatego też mam zamiar polecać dzieło Georga Millera wszystkim, którzy twierdzą, że nie da się nakręcić dobrego, wakacyjnego blockbustera bez pracy super wydajnych komputerów i niebieskiego/zielonego ekranu. Oczywiście same efekty specjalne nie mogą stanowić decydującego czynnika, który sprawia, że film staje się znakomity w odbiorze lub nie (aczkolwiek Michael Bay od początku kariery filmowej hołduje całkowicie przeciwstawnej idei). Fabuła jest dosyć interesująca chociaż jednocześnie wyjątkowo nieskomplikowana. Bardzo intrygujący jest fakt, że tak naprawdę chociaż Mad Max sygnuje film swoim pseudo, to trudno z czystym sumieniem nazwać go głównym bohaterem tej opowieści. Zdecydowanie bardziej na palmę pierwszeństwa zasłużyła bowiem Imperator Furiosa (Charlize Theron). Wydaje mi się to trochę absurdalne, ale cóż poradzić, skoro tak właśnie skonstruowany został scenariusz.
źródło: http://www.madmaxmovie.com
Wizja postapokaliptycznego świata wykreowana przez Georga Millera prezentuje się na ekranie wprost znakomicie – można zaryzykować nawet stwierdzenie, że epicko. Oczywiście najwięcej uwagi poświęcono tyranii stworzonej Immortan Joe – istnej fabryce wojowników, hołubiących ponad wszystko V8 i pragnących dostąpić zaszczytu wstąpienia do Valhalli po śmierci. W tym miejscu jestem zmuszony nadmienić, że świat przedstawiony w najnowszym "Max Maxie" potrafi momentami być prawdziwie brutalny, odrażający, a nawet obleśny. Jeśli zatem do przekonującego obrazu przyszłości, w którym nastąpił powrót do rządów opartych na sile, dołożymy wartką akcję, niemal pozbawioną przestojów, otrzymamy przepis na prawdopodobnie najlepszy film zeszłorocznego sezonu letniego. I w zasadzie wszystko byłoby cacy i niemal można by przybijać piątki z twórcami, gdyby nie finał kompletnie nie pasujący do wysoce defetystycznego wydźwięku reszty filmu. Trudno mi coś takiego zaakceptować i naprawdę ubolewam, że zakończenie nie ma całkowicie pesymistycznego charakteru. Warto natomiast zwrócić uwagę na znakomitą ścieżkę dźwiękową, która wprost idealnie pasuje do szaleńczego pościgu po bezkresnej pustyni (koleś grający na gitarze ziejącej ogniem to epickość przekraczająca wszelką znaną skalę).
źródło: http://www.madmaxmovie.com
Jak już wspominałem Mad Maxa trudno uznać za głównego bohatera filmu. Tom Hardy, jako wyjątkowo małomówny mściciel bezdroży, wypada całkiem młodzieżowo. Jednakże trudno uznać, iż ta kreacja zostanie mu zapamiętana na lata, tak jak miało to miejsce w przypadku legendarnej roli Mela Gibsona. Wydaje mi się, że o wiele bardziej kojarzona z tą produkcją będzie znakomita Charlize Theron, wcielająca się w Imperator Furiosę. Doskonała rola, dzięki której jednoręka bohaterka całkowicie zdominowała ekran. Na propsy z pewnością zasłużył również villain, czyli Hugh Keays-Byrne – bardzo interesujący występ oraz nietypowa stylówka czarnego charakteru. Z postaci drugoplanowych warto także wyróżnić Nicholasa Houlta. Nux w jego wykonaniu to chyba najbardziej złożona emocjonalnie, a jednocześnie najsympatyczniejsza (przy czym może należy tu zastosować nie do końca standardową definicję tego słowa), postać w całym filmie.
źródło: http://www.madmaxmovie.com
"Mad Max: Fury Road" to nie tylko jeden z najlepszych rebootów, jakie miałem okazję oglądać w swoim życiu, ale także produkcja zdecydowanie wymykająca się utartym standardom letnich blokcbusterów – mroczna, pełna prawdziwej, brutalnej przemocy w starym stylu i dosyć defetystyczna. Gdyby nie zakończenie, które w mojej skromnej opinii, zdecydowanie odbiega od całości to byłbym gotów dać ocenę wyższą o jedną gwiazdkę. Ponadto, spoglądając z kilkumiesięcznej perspektywy na całokształt, wyraźnie brakowało mi Mad Maxa w stylu Mela Gibsona – Tom Hardy był spoko, ale niestety takim występem nie zbuduje własnej legendy. Mimo tychże ułomność jest to pozycja absolutnie obowiązkowa!
źródło: http://www.madmaxmovie.com
Ocena: 7/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz