Dzisiaj wreszcie nastał długo
oczekiwany i pamiętny dzień, w którym dojdzie do ostatecznej rozprawy z serią "The Hunger Games". Po pierwszej części nie przejawiałem zbyt optymistycznego
nastawienia do tematu, ale dostrzegałem pewien ukryty potencjał. Druga odsłona
to z pewnością miłe zaskoczenie i solidna dawka rozrywki na konkretnym
poziomie, przez którą zacierałem ręce na spektakularny finał. Jednakże pierwszy
epizod ostatniej części okazał się dla mnie nawet nie siarczystym policzkiem
wymierzonym przez twórców "Igrzysk Śmierci", ale monstrualnym kindybałem w szamot. Wtedy to
postanowiłem wykreślić "Mockingjay – Part II" z mojej listy obowiązkowych
seansów kinowych. Jednakże, ponieważ czuję się wyjątkowo niekompletny, gdy nie
kończę czegoś co zacząłem (w efekcie tej ułomności obejrzałem wszystkie sezony "Prison Break"), spadł na mnie obowiązek zaliczenia ostatniej części ostatniej
części "The Hunger Games" (tym razem naprawdę ostatniej – przynajmniej taką
żywię nadzieję).
źródło: http://www.impawards.com |
Po tym, jak w pierwszej odsłonie "Kosogłosa" dowiedzieliśmy się wreszcie gdzie jest Peeta (Josh Hutcherson),
zjednoczone przed przewodnictwem Dystryktu XIII siły rebelii planują ostateczne
rozwiązanie kwestii supremacji Kapitolu. Oczywiście zaszczytna rola w tymże
epokowym wydarzeniu została również przypisana Katniss (Jennifer Lawrence).
Jednakże dzielna i niezłomna dziewczyna nie weźmie udziału w bezpośrednich
starciach z siłami opresyjnego reżimu, lecz podążając za wojskami rebelii ma
skupić się na kręceniu materiałów propagandowych. Jak łatwo się domyślić
przebiegły plan prezydent Coin (Julianne Moore) nie przypada naszej bohaterce
do gustu i tradycyjnie już, niczym Frank Sinatra, postanawia pójść własną
drogą.
TM & ©2015 Lions Gate Entertainment Inc. |
Jak wspomniałem we wstępie druga
część "Kosogłosa" to ostatnia odsłona "Igrzysk Śmierci" (chociaż wyraźnie
dostrzegam potencjał na prequele).
Czego zatem oczekiwałem od długo wyczekiwanego finału? Epickiej bitwy z
rebeliantów z siłami Kapitolu, widowiskowości, wartkiej akcji! A zamiast tego
obejrzałem smętne rozmowy o uczuciowym trójkącie, nudne pogadanki o niczym,
mało dynamicznej akcji oraz zdecydowanie za wiele ugly cry face. Toż to zakrawa na absurd i nonsens! Ponadto twórcy
zaserwowali kilka motywów, które wymykają się mojemu pojmowaniu przedstawionej
rzeczywistości. Pierwszy przykład to zmiechy/zmieszańce
(jak się dowiedziałem z Internetu są to genetycznie zmodyfikowane stworzenia
hodowane w laboratoriach Kapitolu), które wyglądają niczym trochę większy i
agresywniejszy Gollum, dodatkowo uzależniony od cracku. Z tego co pamiętam, w
żadnej części filmowych "Igrzysk Śmierci" nie było mowy o tym gównie, więc
mogłem być z deczka zaskoczony. Druga, w zasadzie nawet bardziej szokująca,
sprawa to kobieta-tygrys. Tu komentarz nie jest wystarczający (poza tym nasuwa
mi się jedynie WTF?), trzeba to zobaczyć na własne oczy.
TM & ©2015 Lions Gate Entertainment Inc. |
Oglądając ostatniego "Kosogłosa"
zastanawiałem się kiedy właściwie Kapitol przegrał tę wojnę. W poprzedniej
części prezydent Snow napierdalał przecież bombami w Dystrykt XIII aż
trzeszczało. A tymczasem, po idiotycznej decyzji Antoniusa (Robert Knepper,
legendarny T-Bag z "Prison Break"), elitarne siły utknęły zasypane przez
rebelię w jakiejś górskiej twierdzy! Brawo za wybranie na strategosa człowieka o tak wysoce rozwiniętej wyobraźni. Niemniej
wkrótce okazuje się, że były to ostatnie wartościowe jednostki reżimu (lotnictwo
też tam ugrzęzło?) i droga do stolicy stoi otworem. W filmie nie
zobaczymy zatem epickich bitew, które doprowadziły Kapitol na skraj upadku. Jednakże całe miasto usłane
zostało tzw. kokonami – urządzeniami,
które opierając się na magicznej
technologii stanowiły śmiertelne niebezpieczeństwo dla biednych rebeliantów
szturmujących metropolię. Otóż te pułapki są niekiedy tak finezyjne,
absurdalnie złożone i nieużyteczne, że aż warto spytać czy nie lepiej było
postawić na zawsze solidne siły pancerne i lotnicze? Abstrahując od miotaczy
płomieni pragnę zwrócić Waszą uwagę na kokon, który po aktywacji zamknął
wejścia na dziedziniec budynku i nie wiadomo skąd zaczął pompować ogromne ilości czarnej
mazi, w której mieli utonąć nasi bohaterowie. Trzeba mieć prawdziwą fantazję!
Oczywiście, można było również postawić na zawsze skuteczne miny
przeciwpiechotne i przeciwpancerne, a dodatkowo usiać miasto snajperami, ale
przecież nie jest to wystarczająco finezyjne rozwiązanie. Kolejna szokująca z
mojej perspektywy sprawa to straszliwa sztampowość "Kosogłosa". Postacie
drugoplanowe giną w regularnych odstępach czasowych, oczywiście niemal
wyłącznie w bohaterskich okolicznościach (czasem zdarza się im nawet wygłosić
krótki, pełen patosu monolog). A w jaki sposób pozostać nierozpoznanym w samym
sercu Kapitolu, gdzie na każdym rogu wisi twoja podobizna? Wystarczy założyć
płaszcz z kapturem! A co zrobić, gdy strażnicy pokoju niemalże demaskują twój
bezbłędny kamuflaż? Nic, wystarczy poczekać na nieoczekiwany atak rebeliantów.
Poza tym uważam, że gdyby Boggs albo w szczególności Gale mieli jaja ze stali
to Peeta nie dożyłby do połowy filmu.
TM & ©2015 Lions Gate Entertainment Inc. |
Pomyje i gorzkie żale wylane,
więc czas przejść do nielicznych pozytywów. Niezaprzeczalnie druga odsłona "Kosogłosa" jest zrealizowana naprawdę sprawnie i potrafię docenić solidne
rzemiosło. Efekty specjalne może nie są specjalnie przełomowe, ale także nie
raziły mnie szczególnie komputerową nachalnością. Jeżeli miałbym wskazać
dlaczego warto obejrzeć ten film to dostrzegam dwa główne powody. Pierwszy to
interesująca scena bombardowania ludności cywilnej pod rezydencją prezydenta
Snowa – oczywiście muszę jednak podkreślić, że zdecydowanie zabrakło odwagi w
pokazaniu makabrycznych skutków tej zbrodni wojennej. Gdyby zrobiono to choćby
tak dobrze jak w "Mieście 44" to byłbym skłonny podnieść ocenę o jedną gwiazdkę
za nieszablonowe podejście do tematu. Drugi powód to znakomita rozmowa Katniss
i prezydenta Snowa w szklarni – nie wiem czy może nawet nie jest to najlepsza
scena w całej serii (oczywiście głównie z powodu Donalda Sutherlanda).
Przyznacie jednakże, iż jak na ponad dwugodzinną produkcję to troszkę mało,
nieprawdaż?
TM & ©2015 Lions Gate Entertainment Inc. |
Z nieukrywanym żalem oglądałem
niemal nieustanną ugly cry face w
wykonaniu Jennifer Lawrence. Gdzież się
podziała zjawiskowa panna Katniss Everdeen? – pytałem z niedowierzaniem.
Otóż Kosogłos w wyjątkowej postaci pojawia się tylko raz i to na dodatek pod
sam koniec filmu. Nie chcę tutaj również wspominać o wyborach uczuciowych
naszej bohaterki, bo jak absurdalna i nieuzasadniona niczym jest to sytuacja
może dostrzec każdy. Josh Hutcherson tym razem wciela się w Peetę wychodzącego
powoli z uzależnienia od mefedronu. Na tle jego miałkości Liam Hemsworth (Gale)
mieni się niczym supernowa. Woody Harrelson w dalszym ciągu gra zapijaczoną
wersję samego siebie, a Julianne Moore wydaje się tworzyć podręcznikowy
przykład kreacji zimnej suki pozbawionej wszelkich skrupułów. Odniosłem
natomiast wrażenie, że sceny ze zmarłym Philipem Seymourem Hoffmanem znalazły
się w filmie trochę na siłę. Niemniej po raz kolejny produkcję kompletnie
zawłaszczył Donald Sutherland – nie potrafię sobie wyobrazić nikogo innego w
roli prezydenta Snowa i w mojej opinii to właśnie ten aktor jest największym zwycięzcą
całego przedsięwzięcia.
TM & ©2015 Lions Gate Entertainment Inc. |
Recenzja trochę się rozciągnęła w
czasie i przestrzeni, ale wreszcie nastał czas na podsumowanie. Jako ostatnia
część cyklu "Kosogłos" kompletnie zawiódł moje oczekiwania (a raczej
oczekiwania jakie miałem przed obejrzeniem pierwszej części finału). Żenujące,
idylliczne zakończenie uwydatnia jedynie miałkość "Igrzysk Śmierci" jako
całości. Oczywiście brakuje odpowiedzi na wiele pytań, które mnie nurtują po
upadku Kapitolu. Niemniej twórcy poszli na łatwiznę, olewając nieuchronny
problem anarchii po likwidacji opresyjnego reżimu i skupili się na bajkowej
przyszłości Katniss. Po drugiej części serii miałem naprawdę wybujałe
oczekiwania, ale niestety okazało się, że był to jedynie ulotny one-time wonder. Pozostaje jedynie po
raz kolejny oddać się ubolewaniom nad zmarnowanym potencjałem "The Hunger Games"
i wyczekiwać na ewentualny reboot.
TM & ©2015 Lions Gate Entertainment Inc. |
Ocena: 5/10 (jedna gwiazdka za Donalda Sutherlanda).
Recenzje pozostałych części:
Ps.
Nie czytałem książkowych
pierwowzorów, więc rozpatruję "The Hunger Games"
wyłącznie z poziomu filmowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz