wtorek, 23 września 2014

"Miasto 44"



Z okazji dwusetnej recenzji postanowiłem przygotować coś ekstra, a jako, że od "Edge of Tomorrow" nie byłem w kinie, nadarzyła się wyśmienita okazja, aby wybrać się do Mikro, obejrzeć i zrecenzować "Miasto 44". O filmie Jana Komasy zrobiło się już głośno w fazie produkcji. Powodem medialnej zawieruchy były bowiem protesty powstańców zatrudnionych w roli konsultantów, którym nie podobały się sceny erotyczne oraz wulgaryzmy. Kiedy przeczytałem o tym po raz pierwszy, niemal w kieszeni otworzył mi się sekator, którego używam w swojej codziennej, kryminalnej działalności. Pierdolenie (wybaczcie Moi Drodzy, ale tego nie da się nazwać inaczej) o seksualnej wstrzemięźliwości i nie używaniu słownictwa uznanego za nieparlamentarne w trakcie Powstania Warszawskiego wydaje mi się już totalnie absurdalnym zabiegiem, o którym naprawdę żal pisać. Aż tak bardzo chcecie podtrzymywać mit nieskalanego nieczystą chucią, złotoustego powstańca katolika-intelektualisty? Szkoda zatem, że bohaterowie "Miasta 44" nie deklamują kwestii trzynastozgłoskowcem! Patrząc na tę sytuację z drugiej strony, szum medialny z pewnością przysporzył projektowi sporo fame'u i sprawił, że wiele osób tak naprawdę zaczęło interesować się filmem. Jeśli była to jedynie akcja marketingowa (a po projekcji utwierdzam się w tym przekonaniu coraz mocniej) to oceniając jej skuteczność należy pochwalić pomysłodawcę. Wstęp się troszkę rozrósł, ale muszę wspomnieć o jeszcze dwóch ważnych kwestiach. Niniejszy tekst dotyczy wyłącznie filmu i ewentualnie, gdy trzeba, wydarzeń związanych z Powstaniem Warszawskim. Nie mam zamiaru oceniać czy było one słuszne czy też nie. Po pierwsze nie czuję wystarczająco kompetentny, choć kiedyś o tym wiele czytałem, a po drugie nie da się odtworzyć ducha tamtego lata i emocji, które wypełniały Warszawę. Natomiast jeżeli "Miasto 44" miało być hołdem dla Powstania to powinno mieć premierę 1 sierpnia, a nie 19 września. Nie możemy jednak zapomnieć, że gimbazy są zamknięte w wakacje, a hajs się musi zgadzać.
źródło: http://miasto44.pl/
Zasiadając w kinowym fotelu miałem naprawdę spore oczekiwania. Liczyłem wreszcie na produkcję, która ukaże wojnę epicko i jednocześnie mądrze, bez niepotrzebnego patosu, z całym brudem, syfem i cierpieniem, które niesie. Pierwsze rozczarowanie przyszło już na samym początku. Z żenujących faktów dowiadujemy się m.in., że nie było hajsu na produkcję, ponieważ zbierano go aż osiem lat, że zmarnowano 71 kilometrów taśmy na nakręcenie filmu, że efekty specjalne to 30 tysięcy godzin pracy (mogło chodzić też o tony gruzu), a konkluzja jest jedna: jeśli widzisz, że ktoś nagrywa film w kinie to zakapuj go jak szmalcownik na Gestapo. Hola! Co mnie to do chuja obchodzi? Skąd mam wiedzieć czy 71 kilometrów taśmy to dużo czy mało – przecież nie siedzę w filmowym biznesie pod takim względem! No, ale myślę: dobra, chłopaki chcą się pochwalić, a statystyki zawsze robią dobre wrażenie na plebejuszach, ekran zweryfikuje wszystko. Jednakże zanim "Miasto 44" zaczęło się na dobre pojawiła się niekończąca wyliczanka sponsorów – jak żyję czegoś takiego nie widziałem! Rzadko chodzę do kina na polskie filmy, ale podejrzewam, że jest to nagminny proceder.
źródło: http://miasto44.pl/
Byłem więc już z deczka poirytowany, gdy zobaczyłem pierwsze napisy. Niestety powiększyły one niemiłosiernie moje wkurwienie. Wyjątkowo czerstwe plansze z jakimiś banałami to można sobie wyświetlać w reszcie świata, a nie w Polszy, w której każden jeden ma historię w jednym palcu. No, ale dobra czas zarysować fabułę. "Miasto 44" to historia grupy przyjaciół, młodych warszawiaków, którzy latem 1944 roku brutalnie wkraczają w dorosłe życie. Oś fabularna obraca się wokół perypetii świeżo zwerbowanych żołnierzy AK Stefana (Józef Pawłowski) oraz Biedronki (Zofia Wichłacz). Razem z parą głównych bohaterów przemierzamy najbardziej znane miejscówki powstańczej Warszawy: zaczynając od Woli (Pałacyk Michla, Żytnia, Wola; bronią jej chłopcy od Parasola), poprzez Stare Miasto, ewakuację kanałami na Śródmieście, by wreszcie skończyć przygodę na Czerniakowie.
źródło: http://miasto44.pl/
Nawiązując do zarzutów ze strony powstańców w "Mieście 44" bluzgi można zliczyć na palcach obu rąk, a sceny erotyczne są może ze trzy i to jeszcze w wersji soft. Gross wulgaryzmów pada zresztą z ust niedobrych nazistowskich (co się tu podkreśla – what the fuck?!) Niemców. Mimo, że erotyka jest uboga, można się spodziewać oskarżeń ze strony prawdziwych polskich nacjonalistów, dla których największym przejawem miłości do ojczyzny jest podpalanie różnych rzeczy, iż Jan Komasa próbował przerobić piękny patriotyczny zryw na dubstepowy porno teledysk. Nie da się ukryć, że "Miasto 44" nakręcono w niezwykle nowoczesny sposób, który o lata świetlne wyprzeda współczesne polskie kino wojenne. Teledyskowa maniera, slow motion czy wykorzystanie słynnych przebojów mogą być szokujące w odbiorze, jeśli tkwimy w zaściankowości. Na mnie największe wrażenie zrobiła sekwencja składająca się z przebitek sceny erotycznej oraz szturmu na kamienicę, do której za ścieżkę dźwiękową posłużyły ciężkie dubstepowe bity. Zaprawdę powiadam Wam: ogląda się to WYKURWIŚCIE!!! Niestety tak doskonałych scen jest niewiele i co może wydać się dziwne przypominają mi … "Sucker Punch".  Co prawda Warszawa wygląda w filmie znakomicie, ale same efekty pozostawiają wiele do życzenia. Gdzie te 30 tysięcy godzin pracy? Wybuchy granatów są okrutnie słabe, tak samo jak śmigające zewsząd pociski (wyglądające zresztą jak świetliki). W zasadzie doskonale imponująco wypadła jedynie fala uderzeniowa po wybuchu tzw. czołgu pułapki 13 sierpnia 1944 roku na ulicy Kilińskiego (zginęło wówczas ponad 300 osób, a kilkaset zostało rannych).
źródło: http://miasto44.pl/
A co zostanie, gdy odrzucimy formę i skupimy się na treści? "Miasto 44" to raczej nijaka historia, niemalże klasyczny romansowy trójkąt opierający się na różnicach klasowych. Swoją drogą większość ukazanych w filmie powstańców to przedstawiciele zamożnych rodzin inteligenckich. A ja się pytam zatem czy w Powstaniu nie walczyli aby także dumni synowie robotniczego Czerniakowa? Z tego powodu na ekranie słyszy się relatywnie mało starej, znakomitej warszawskiej gwary. Pod tym względem na pewno nie jest morowo. W fabule niestety dużo wyświechtanych klisz (np. skoro o warszawskiego urwisa walczą dwie klawe panny to od razu wiadomo, że jedna polegnie na polu chwały) i łatwo w poszczególnych scenach przewidzieć kto zginie. A śmierci jest sporo i zdarzają się naprawdę brutalne. Fajnie ukazano początkowy entuzjazm bohaterów, którzy wybuch Powstania traktują jako zabawę, ale już po pierwszej akcji nastroje ulegają diametralnym zmianom. Dobrze, że Komasa zwraca uwagę na prosty, ale często zapominany fakt: spora część uczestników Powstania nie była żołnierzami, a ich wyszkolenie trudno określić nawet jako podstawowe. Stąd też nie może dziwić cała masa idiotycznych zgonów, aczkolwiek z oceną AK należy się wstrzymać do frontalnego ataku berlingowców na Czerniakowie, który dowodzi, że ówczesna radziecka myśl nie była przodująca w dziedzinie urban warfare. Co ciekawe ostatnia scena filmu to oczywiste nawiązanie do "Gangów Nowego Jorku", z tą różnicą, że NY wyglądał zajebiście, a Warszawa chujowo.
źródło: http://miasto44.pl/
Generalnie "Miasto 44" rozczarowuje pod względem aktorskim. Z pewnością ogromne oklaski należą się uroczej Zosi Wichłacz za znakomitą rolę Biedronki (w szczególności za scenę Nie zostawiaj mnie nigdy więcej!). Jest to bardzo dobrze napisana postać, bez nachalnego heroizmu i momentami działająca w dwuznaczny sposób. Niestety partnerujący jej Józef Pawłowski przez większą część filmu jest warzywem, co sprawia, że jego postać mógłby zagrać Channing Tatum, ale wyszłoby znacznie drożej. Moim skromnym zdaniem Stefan mógłby zginąć w pierwszym szturmie bez straty dla produkcji, a przecież atak legendarny łopatą mógłby wykonać zawsze ktoś inny. W zasadzie poza dwójką głównych bohaterów brakuje ciekawych postaci, które przeciętny widz mógłby zapamiętać. Anna Próchniak (Kama) gra sztampową postać, podobnie jak Maurycy Popiel (Góral). W zasadzie mogę wyróżnić Antoniego Królikowskiego za rolę sympatycznego Beksy oraz Tomasza Schuchardta za stanowczego Kobrę.
źródło: http://miasto44.pl/
Czytając recenzję może wydawać się, że "Miasto 44" jest kompletnie nieudaną produkcją. Nie byłbym jednakże fair wobec Janka Komasy, gdybym tak twierdził. Oczywiście, pod wieloma względami film stanowi dla mnie rozczarowanie (ach, znowu te wybujałe oczekiwania!), ale produkcja jest naprawdę solidna i daje radę. Potrafię docenić nowatorskie podejście do skostniałego polskiego kina wojennego, dużą dozę nowoczesności oraz odwagę reżysera by zrobić to w ten, a nie inny sposób. Gość pokazał, że ma jaja, ale póki co nie są one jeszcze ze stali. Pamiętajcie jednak, że to moja, niezwykle subiektywna opinia. Uważam, że warto się wybrać do kina by wyrobić sobie własne zdanie na temat "Miasta 44", albowiem cytując klasyka: racja jest jak dupa - każdy ma swoją.
źródło: http://miasto44.pl/
Ocena: 6/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz