niedziela, 28 września 2014

"Blown Away" (1994)



Po przerwie na "Miasto 44" kontynuujemy przegląd kina związanego z szeroko pojętą kwestią irlandzką. W zasadzie to pauza mogłaby być nawet dłuższa, ale lenistwo intelektualne w dalszym ciągu nie pozwala mi skończyć podsumowania "True Blood". Pomysł na obejrzenie "Blown Away" zrodził się przy okazji poszukiwań "The Devil’s Own" na IMDb. W trakcie mozolnego przeglądania tejże zacnej strony natknąłem się bowiem na produkcję, której opis fabuły rozpoczynał się od słów: An Irish bomber escapes from prison and… Brzmi znakomicie, nieprawdaż? Film reżyserowany przez Stephena Hopkinsa (m.in. "Predator 2", "Lost in Space" – typowy wyrobnik) wpasowywał się ponadto idealnie do mojego cyklu recenzji wiekopomnych dzieł związanych w jakiś sposób ze Szmaragdową Wyspą. Trzecim powodem zachęcającym do obejrzenia była natomiast obsada. Jeff Bridges, Tommy Lee Jones oraz Forest Whitaker występując nawet pojedynczo są wystarczająco w pytę, a więc spodziewałem się, że potrójne combo może nieźle namieszać w moim rankingu.
źródło: http://www.impawards.com
Jak się błyskawicznie okazało "Blown Away" to tak naprawdę kino policyjne z lekko zarysowanym północnoirlandzkim tłem – a więc podobnie jak w "The Devil’s Own" (aczkolwiek tam było o wiele więcej Irlandii). Jimmy Dove (Jeff Bridges) to jeden z najlepszych saperów w bostońskiej policji. Na pierwszy rzut oka kochający ryzyko heros pozbawiony choćby jednej, najmniejszej wizerunkowej rysy. Jednakże zewnętrzny obraz Jimmy’ego nijak ma się do jego wnętrza. Nasz bohater po każdej akcji oddaje się womitacji, a w nocy nie może zmrużyć oka z powodu demonów przeszłości. Oczywiście, jak się bardzo łatwo domyślić, owe zmory wiążą się z Sześcioma Hrabstwami. Niemniej życie Jimmy’ego zaczyna się powoli stabilizować, ponieważ postanawia odejść z czynnej służby i związać się z Kate (Suzy Amis). Tymczasem w odległym Ulsterze z brytyjskiego więzienia ucieka owiany złą sławą irlandzki specjalista od bomb Ryan Gaerity (Tommy Lee Jones). Po przybyciu do USA Ryan postanawia wyrównać stare rachunki i zamienić nowe, idylliczne życie Jimmy’ego w najgorszy koszmar.
Wczesny Big Lebowski.
(© 1994 Metro-Goldwyn-Mayer Studios Inc. All Rights Reserved.)
Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu "Blown Away" to wyjątkowo marne kino, nawet jeśli spojrzeć na nie wyłącznie przez pryzmat kina policyjnego. O wątku północnoirlandzkim wspominam z wielkim bólem. Po pierwsze pod tym względem panuje niemalże totalne ubóstwo, a po drugie momentami jest naprawdę głupawo. Najlepszy przykład to oczywiście ucieczka Gaerity’ego z pilnie strzeżonego, brytyjskiego więzienia. Końcowy efekt jest tak wysoce upośledzony, że od razu kojarzy się z kreskówkami, w których wszystkie produkty mają logo ACME. Swoją drogą, gdy kiedyś ktoś z Was zastanawiał się co znaczy ta nazwa to jest akronim od A Company that Makes Everything. Z Sześciu Hrabstw dostajemy tylko skąpe flashbacki, które od czasu do czasu nawiedzają Jimmy’ego oraz informację, że Gaerity ze swoimi bombowymi pomysłami był zbyt hardcore’owy nawet dla Irlandzkiej Armii Republikańskiej. Jestem przekonany, że w rzeczywistości, po tym co próbował zrobić w Ulsterze, Armia podjęłaby po prostu decyzję o eliminacji i o uroczym pogrzebie w południowym Armagh. "Blown Away" ponadto udowadnia, że nawet poszukiwani irlandzcy terroryści mogą zbiec do ojczyzny Wuja Sama by rozpocząć nowe życie w szeregach bostońskiej policji. No cóż, widocznie Ameryka to naprawdę kraj ogromnych możliwości!
© 1994 Metro-Goldwyn-Mayer Studios Inc. All Rights Reserved.
Po stronie prawości i sprawiedliwości tli się oczywiście konflikt między doświadczonym i utytułowanym pro (Dove) oraz żądnym chwały i fame’u pretendentem (Franklin). Jeśli znacie choćby średnio współczesne kino amerykańskie to widzieliście takie motywy już tysiące razy. Inna oklepana klisza wykorzystana w filmie to oczywiście odejście na emeryturę i błyskawiczny powrót do pracy po śmierci kolegi. Ponadto czarny charakter zamiast po prostu szybko wybić wszystkich bliskich głównego bohatera, pozwolić mu cierpieć, a następnie zadać mu śmierć, bawi się w wyjątkowo misterne plany, które jak łatwo przewidzieć doprowadzą do jego ostatecznej klęski. Na plus można zaliczyć efekty specjalne oraz ścieżkę dźwiękową, o ile oczywiście ktoś uważa, że wszystkie piosenki U2 nie brzmią tak samo. Kule ognia są przyzwoite i wyglądają naprawdę dobrze, aczkolwiek szkoda, iż aby uchronić się przed eksplozją wystarczy rzucić się na ziemię albo po prostu odwrócić. Metody rozbrajania bomb również mogą być uwłaczające dla prawdziwych saperów. W "Blown Away" wystarczy przeciąć jeden z dwóch różnokolorowych kabli (ja na miejscu Gaerity’ego zrobiłbym dwa takie same) albo wyrwać na pałę dowolny element i wszystko będzie git.
© 1994 Metro-Goldwyn-Mayer Studios Inc. All Rights Reserved.
Spodziewałem się, że jeśli nawet "Blown Away" nie będzie dobrym filmem, to trójka utytułowanych i poważanych aktorów wystarczy by zapewnić dobre wrażenia końcowe. Niestety przy całej mojej sympatii dla Jeffa Bridgesa muszę napisać, że zawiódł moje oczekiwania. Najgorzej przedstawiał się jako Dove upadły: sceny pijaństwa w jacuzzi wypadły wysoce żenująco. W wersji sympatycznej nie był nawet najgorszy, ale jest to aktor, po którym spodziewałem się o wiele więcej. Forest Whitaker gra dosyć sztampową postać i nie za bardzo postarał się, aby była do kreacja pamiętana przez lata. Ot, klawo, że jest, ale nic więcej. Natomiast to co zrobił ze swoją postacią Tommy Lee Jones to już prawdziwa rozpacz. Liczyłem na zimnego profesjonalistę z Ulsteru, a otrzymałem co prawda pro, ale przy okazji również kompletnego pojeba – najlepsze przykłady to scena z nagraniem i krabami. Nie da się na to patrzeć! Dodatkowo na drugim planie prawie nic się nie dzieje. Suzi Amis snuje się gdzieś w tle, od czasu do czasu robiąc małżeńskie wyrzuty. Jedyna fajna postać (w zasadzie może nawet najlepsza w filmie) to wujek Dove’a, Max O’Bannon. Wielkie brawa dla nieżyjącego już niestety Lloyda Bridgesa!
© 1994 Metro-Goldwyn-Mayer Studios Inc. All Rights Reserved.
Po raz kolejny zatem szara rzeczywistość brutalne zweryfikowała wybujałe oczekiwania. Głupawość, sztampowy scenariusz i przeszarżowanie kreacji Tommy’ego Lee Jonesa skutecznie zniechęcają do ponownego obejrzenia "Blown Away". Ocena nie może być zatem wyższa niż poniżej. W zasadzie film mogę polecić jedynie osobom, które pewnego pięknego dnia obudzą się opętane ideą stworzenia rankingu filmów związanych z szeroko pojętą kwestią irlandzką i nie spoczną póki lista nie będzie kompletna albo trud nie będzie skończony.
© 1994 Metro-Goldwyn-Mayer Studios Inc. All Rights Reserved.
Ocena: 4/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz