wtorek, 26 kwietnia 2016

"The Revenant"

As long as you can still grab a breath, you fight. You breathe... keep breathing. 


Przeglądając listę tegorocznych oscarowych nominacji w kategorii najlepszy film nie mogłem oczywiście pominąć największego chyba faworyta, czyli "The Revenant" (tuzin nominacji na 24 kategorie). Produkcja, którą wyreżyserował Alejandro González Iñárritu, ostatecznie zgarnęła jedynie trzy statuetki (reżyseria, zdjęcia, główna rola męska), przegrywając w najważniejszej kategorii ze "Spotlight". Jednakże z nieznanych mi przyczyn (prawdopodobnie lenistwo intelektualne) dosyć mozolnie zbierałem się, aby pójść do kina na najnowszą produkcję reżysera doskonałego "Birdmana", w efekcie czego film obejrzałem w domowym zaciszu w kilku podejściach. Z tego też powodu obawiam się, że moja ocena "Zjawy" może zostać trochę wypaczona przez warunki, w jakich doszło do projekcji. Możliwe, że kinowy seans mógłby znacząco wpłynąć na podwyższenie oceny, ale ponieważ do tego nie doszło, zarysowuję jedynie taką możliwość.
źródło: http://www.impawards.com
W "The Revenant" przedstawiono historię, która wydarzyła się naprawdę (oczywiście w rzeczywistości było trochę inaczej). W 1823 roku, w ośnieżonych ostępach dzisiejszej Południowej Dakoty, wyprawa dowodzona przez kapitana Andrew Henry’ego (Domhnall Gleeson), stara się zgromadzić jak najwięcej cennych skór dzikich zwierząt. Niestety wskutek brutalnego i zdradzieckiego ataku miejscowych Indian wielu członków ekspedycji ginie, a wartościowe towary w większości przepadają. Ocalali postanawiają zebrać co się da i wrócić na bardziej cywilizowane obszary, gdzie prawdopodobieństwo nagłego oskalpowania jest relatywnie mniejsze. W trakcie taktycznego odwrotu przewodnik i traper Hugh Glass (Leonardo DiCaprio) zostaje jeszcze brutalniej zaatakowany przez niedźwiedzicę. W efekcie odniesionych ran i zbliżającej się indiańskiej pogoni kapitan Henry postanawia pozostawić swojego człowieka w dziczy. Jednakże, w celu zapewniania Glassowi godnego, chrześcijańskiego pochówku pozostawia przy nim Fitzgeralda (Tom Hardy) oraz Bridgera (Will Poulter).
© 2016 Twentieth Century Fox Film Corporation
Miałem spore oczekiwania co do "The Revenant", albowiem medialnie napompowana bańka hype’u osiągnęła monstrualne rozmiary. Niestety od razu muszę napisać, że nie jest to produkcja na tak doskonałym poziomie jak "Birdman". Przy czym nie mogę oczywiście zaprzeczyć, że jest to również interesujący i znakomicie nakręcony film. Z pewnością za jeden z największych plusów należy uznać zdjęcia Emmanuela Lubezki’ego, który chyba naprawdę pokazał Everest swoich możliwości. Mistrzowsko bowiem zostały ukazane piękne krajobrazy, podkreślone wielością statycznych ujęć. Niemniej równie znakomicie (a może nawet jeszcze lepiej) wypadły dynamiczne sekwencje, w których można poczuć niemal jak siedząc w siodle tuż obok filmowych bohaterów. Owacja na stojąco i w pełni zasłużony Oscar! Pod względem scenografii "Zjawa", obok "Mad Maxa", wydaje mi się najlepszą zeszłoroczną produkcją. Przy czym, gdybym miał wybierać pomiędzy oboma filmami to wskazałbym raczej na dzieło Georga Millera, gdyż wykreowanie futurystycznego uniwersum wymaga o wiele więcej wyobraźni niż piękne ukazanie istniejących już plenerów.
© 2016 Twentieth Century Fox Film Corporation
Fabuła "Zjawy" nie jest specjalne skomplikowana – w zasadzie można napisać, że jest to klasyczna opowieść o bezwzględnej zemście. Co ciekawe i dosyć ironiczne, prawdziwy Hugh Glass zachował się z kolei dosyć po chrześcijańsku i oszczędził sobie polowania na swoich niedoszłych oprawców. Niemniej scenarzyści dla zwiększenia motywacji swojego bohatera dodali wątek w połowie indiańskiego dzieciątka, toteż łatwo zrozumieć niebywałą zawziętość i nieustępliwość Glassa. W gruncie rzeczy nie mam większych zarzutów fabularnych, aczkolwiek skutki oswobodzenia indiańskiej dziewczyny z rąk zdegenerowanej i rozpustnej bandy pijanych Francuzów trochę przypominają mi latynoski motyw z "Training Day". Ponadto "Zjawę" można również odbierać jako swoistą i wyjątkowo brutalną lekcję przetrwania w ośnieżonych ostępach. Coś w rodzaju XIX-wiecznego "Ultimate Survival" w wersji hardcore, gdzie Beara Gryllsa w roli prowadzącego zastępuje Hugh Glass. Do niezaprzeczalnych walorów edukacyjnych należy przede wszystkim zaliczyć sposoby zdobywania pożywienia, schronienia (chociaż to już znamy z "Imperium Kontratakuje") oraz udzielania sobie pierwszej pomocy. Warto docenić także walory lingwistyczne – występujący w filmie Francuzi oraz Indianie posługują się ojczystymi językami.
© 2016 Twentieth Century Fox Film Corporation
Odnośnie aktorstwa nie uciekniemy oczywiście od pewnych kontrowersji. Po wielu latach walki z bezwzględną Akademią, Leonardo DiCaprio otrzymał wreszcie upragnionego Oscara. Niemniej jego zwycięstwo budzi u mnie trochę niesmak – w ostatnich latach zagrał bowiem o wiele lepiej (vide "The Wolf of Wall Street"), a mimo to musiał obejść się smakiem. Z drugiej strony przy tak słabych nominacjach (Matt Damon – LOL) porażka mogłaby zakończyć się samobójstwem tego znakomitego aktora. Do Glassa w wykonaniu DiCaprio naprawdę trudno się przyczepić, ale tak jak pisałem powyżej Leonardo może wznieść się na o wiele wyższy poziom. Tym razem w roli głównego adwersarza naszego bohatera wystąpił Tom Hardy. Za rolę Fitzgeralda należą mu się oczywiście oklaski – trudno przecież stworzyć tak realistyczną postać, przepełnioną egoizmem, chciwością oraz pragmatyzmem by nie popaść przy tym w jakąś przesadę. Z fajnej strony pokazał się także Will Poulter, wcielający się w leszcza o trochę szlachetniejszych motywacjach. Zastanawiałem się jak w takiej konwencji wypadnie Domhnall Gleeson, ale chłopak poradził sobie znakomicie i mam nadzieję, że w przyszłości będzie pojawiał się w najwięcej znaczących produkcjach.
© 2016 Twentieth Century Fox Film Corporation
Długo rozmyślałem nad oceną "Zjawy". Początkowo planowałem wystawić mocarną siódemkę, jednakże po refleksji nad wizualnym pięknem filmu postanowiłem podnieść notę o jedną gwiazdkę. Jednakże wtedy przypomniałem sobie, iż obejrzenie tej produkcji zajęło mi tak naprawdę kilka ładnych podejść, a obecnie nie pałam jakoś większym entuzjazmem by odpalić sobie kolejny seans. Ponieważ coś musi być na rzeczy nie mogę z czystym sumieniem wystawić "The Revenant" aż tak wysokiej oceny. "Birdman" miał tak duży wpływ na moją percepcję filmowej rzeczywistości, że jak w piosence Rebel Yell Billy’ego Idola chcę po prostu more, more, more! Jednakże polecam Wam zapoznać się z tą XIX-wieczną opowieścią o przetrwaniu i zemście, ponieważ jest to nadzwyczaj solidna produkcja podparta pięknymi zdjęciami oraz doskonałym aktorstwem.
© 2016 Twentieth Century Fox Film Corporation
Ocena: 7/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz