Tegoroczne Oscary już dawno
rozdanie, ale ja w dalszym ciągu kontynuuję przygodę zarówno ze zwycięzcami,
jak i tymi, którym ostały się jeno nominacje. Dzisiaj na świeczniku ląduje
nagrodzony statuetką za najlepszy film "Spotlight" w reżyserii Toma McCarthy’ego.
Co prawda możecie nie kojarzyć gościa z jego dotychczasowych osiągnięć reżyserskich,
niemniej wszyscy fani legendarnego "The Wire" powinni pamiętać go z roli Scotta
Templetona, de facto dziennikarza
śledczego o dosyć specyficznym (w zasadzie kreatywnym) podejściu do zbierania
informacji, który wypłynął na szerokie wody w ostatnim sezonie serialu. Tytułem
wstępu jestem zmuszony wspomnieć o jeszcze jednym fakcie. Wkrótce po ogłoszeniu
werdyktu Akademii, z którym można się zgadzać lub nie, "Spotlight" znalazł się
w ogniu krytyki przedstawicieli tzw. polskiej
myśli nacjonalistyczno-prawicowej (m.in. Łukasz Warzecha, Marek Migalski),
którzy, jak można śmiało podejrzewać, nawet nie obejrzeli filmu. Oczywiście,
reprezentując typowo polskie
podejście, należy piętnować wszelkie produkcje szkalujące (przez to słowo należy rozumieć ujawniające skandale pedofilskie) dobry kościół katolicki oraz
reprezentować tzw. linię prawicowego bólu
dupy, gdy jakiś antypolski film
dostanie statuetkę (vide zeszłoroczny
casus "Idy").
źródło: http://www.impawards.com |
Jak na ironię "Spotlight", oparty
na prawdziwych wydarzeniach, opowiada historię dziennikarzy śledczych
pracujących w specjalnym dziale Boston
Globe. Wraz z nadejściem nowego redaktora (Liev Schreiber) tytułowy
Spotlight otrzymuje zadanie przygotowania artykułu o pedofilii szerzącej się
pośród księży katolickich w Bostonie. Gdy zespół dziennikarzy kierowanych przez
Waltera Robinsona (Michael Keaton) rozpoczyna mozolny, wielomiesięczny i
niezwykle skomplikowany proces zbierania oraz weryfikacji materiałów, nikt nie
spodziewa się jak szerokie kręgi zatoczy szokująca opinię publiczną afera.
źródło: Open Road Films, LLC |
Osobiście nie przepadam za
filmami o dziennikarskim rzemiośle, a co więcej pogardzam wieloma
przedstawicielami tegoż zawodu (średnie wspomnienia ze studenckich praktyk w
lokalnej rozgłośni radiowej). Oczywiście, mając to na uwadze, możecie zarzucić
mi, że już na starcie uprzedziłem się do "Spotlight". Częściowo jest to
niestety prawda, ponieważ produkcję Toma McCarthy’ego obejrzałem głównie z
powodu oscarowej nominacji, która przerodziła się finalnie w statuetkę, ale
również, aby dać odpór prawicowo-nacjonalistycznej ciemnocie. Gdyby nie
wspomniane czynniki zapewne ominąłbym film szerokim łukiem, ponieważ tego
rodzaju tematyka raczej średnio mnie interesuje (a mam długą listę filmów, które
chcę zobaczyć i naprawdę niewiele wolnego czasu, żeby to zrobić). Z pewnością
trudno zaliczyć "Spotlight" do efektownych produkcji – akcja wlecze się
wyjątkowo mozolnie, często na ekranie nie dzieje się kompletnie nic ciekawego,
a kolejne przełomy w śledztwie są tak naprawdę mało przełomowe (przynajmniej
dla mnie). Niemniej chyba tak właśnie wygląda praca dziennikarska – brak
efektowności i powolne zbieranie danych.
źródło: Open Road Films, LLC |
Czy zatem "Spotlight" można uznać
za atak na kościół katolicki? Jeżeli przez słowo atak rozumiemy ujawnienie pedofilskiego skandalu, w których
uczestniczyło kilkudziesięciu księży w samym Bostonie, a najwyżsi kościelni
dostojnicy przez długie lata tuszowali ich wybryki, to zdecydowanie tak.
Oglądając film Toma McCarthy’ego zaszokowała mnie tak naprawdę jedna rzecz. Sam
problem pedofilii w kościele nie jest mi obcy (przytoczmy choćby głośne
skandale w Irlandii), ale twórcy znakomicie przedstawili zmowę milczenia, która
obejmuje nie tylko ofiary i sprawców, lecz niemal całą, lokalną społeczność katolicką.
Nie może zatem dziwić, że ludzie, którzy zdecydowali się przerwać milczenie,
automatycznie stają się wyrzutkami, a próby uzyskania informacji od
zatwardziałych w wierze katolików są przeważnie całkowicie bezowocne. Układ
obejmuje także wyższe sfery – absolwentów prestiżowej szkoły, którzy w dorosłym
życiu zostali prawnikami, dziennikarzami czy też innymi wpływowymi personami.
Za niezwykle realistyczne przedstawienie tegoż zamkniętego kręgu milczenia
należą się twórcom spore brawa. Ogólny poziom realizacji tego projektu można
określić mianem solidnego rzemiosła – zdjęcia są w porządku, a ścieżka
dźwiękowa jest mało nachalna (po seansie myślałem, że w ogóle jej nie było, ale
na YouTube można znaleźć parę ładnych utworów).
źródło: Open Road Films, LLC |
Jeśli chodzi o aktorstwo to tak
naprawdę trudno mi wskazać jakieś wyróżnienia dla członków zespołu Spotlight.
Odrodzony Michael Keaton jest w porządku, ale z drugiej strony jego rola nijak
ma się do epickiej kreacji w "Birdmanie". Z kolei Mark Ruffalo (Mike Rezendes)
epatuje jakiś dziwnym dupościskiem
połączonym z ADHD, więc żywię mieszane uczucia. Rachel McAdams (Sacha Pfeiffer)
położyła całkowicie drugi sezon "True Detective", więc przez jakiś czas nie mam
ochoty oglądać jej na ekranie. Briana d'Arcy Jamesa (Matt Carroll) zapamiętałem na tyle, żeby napisać, że był spoko. Oczywiście warto pamiętać, że aktorzy wcielili
się w rzeczywiste osoby, które często pomagały im w przygotowaniach do roli.
Niestety żaden z powyższych bohaterów nie był w stanie przykuć mojej uwagi na
dłuższą chwilę. O wiele ciekawej wypadły postacie drugoplanowe: Liev Schreiber,
wcielający się w mściwego żydowskiego redaktora naczelnego, ale przede
wszystkim Stanley Tucci (Mitchell Garabedian), w znakomitej roli ormiańskiego
prawnika tropiącego pedofilskie afery. Przypadkowy spisek
syjonistyczno-ormiański? Nie sądzę!
źródło: Open Road Films, LLC |
Chociaż "Spotlight" epatuje wyjątkową
solidnością, to z dotychczas obejrzanych przeze mnie nominowanych filmów
statuetkę przyznałbym "Mad Maxowi". Niemniej polecam zapoznać się z produkcją
Toma McCarthy’ego choćby z tytułu braku efektowności i raczej realistycznego
przedstawienia dziennikarskiego rzemiosła. Fascynujący wydaje się również fakt,
że w początkach XXI wieku kościołowi katolickiemu w dalszym ciągu udawało się
ukrywać aferę pedofilską na tak ogromną skalę. Z kolei wszystkim bezkrytycznym
fanatykom polskiego papieża pragnę zadedykować napisy pojawiające się po
ostatniej scenie filmu.
źródło: Open Road Films, LLC |
Ocena: 7/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz