czwartek, 10 marca 2016

"Spotlight"



Tegoroczne Oscary już dawno rozdanie, ale ja w dalszym ciągu kontynuuję przygodę zarówno ze zwycięzcami, jak i tymi, którym ostały się jeno nominacje. Dzisiaj na świeczniku ląduje nagrodzony statuetką za najlepszy film "Spotlight" w reżyserii Toma McCarthy’ego. Co prawda możecie nie kojarzyć gościa z jego dotychczasowych osiągnięć reżyserskich, niemniej wszyscy fani legendarnego "The Wire" powinni pamiętać go z roli Scotta Templetona, de facto dziennikarza śledczego o dosyć specyficznym (w zasadzie kreatywnym) podejściu do zbierania informacji, który wypłynął na szerokie wody w ostatnim sezonie serialu. Tytułem wstępu jestem zmuszony wspomnieć o jeszcze jednym fakcie. Wkrótce po ogłoszeniu werdyktu Akademii, z którym można się zgadzać lub nie, "Spotlight" znalazł się w ogniu krytyki przedstawicieli tzw. polskiej myśli nacjonalistyczno-prawicowej (m.in. Łukasz Warzecha, Marek Migalski), którzy, jak można śmiało podejrzewać, nawet nie obejrzeli filmu. Oczywiście, reprezentując typowo polskie podejście, należy piętnować wszelkie produkcje szkalujące (przez to słowo należy rozumieć ujawniające skandale pedofilskie) dobry kościół katolicki oraz reprezentować tzw. linię prawicowego bólu dupy, gdy jakiś antypolski film dostanie statuetkę (vide zeszłoroczny casus "Idy").
źródło: http://www.impawards.com
Jak na ironię "Spotlight", oparty na prawdziwych wydarzeniach, opowiada historię dziennikarzy śledczych pracujących w specjalnym dziale Boston Globe. Wraz z nadejściem nowego redaktora (Liev Schreiber) tytułowy Spotlight otrzymuje zadanie przygotowania artykułu o pedofilii szerzącej się pośród księży katolickich w Bostonie. Gdy zespół dziennikarzy kierowanych przez Waltera Robinsona (Michael Keaton) rozpoczyna mozolny, wielomiesięczny i niezwykle skomplikowany proces zbierania oraz weryfikacji materiałów, nikt nie spodziewa się jak szerokie kręgi zatoczy szokująca opinię publiczną afera.
źródło: Open Road Films, LLC
Osobiście nie przepadam za filmami o dziennikarskim rzemiośle, a co więcej pogardzam wieloma przedstawicielami tegoż zawodu (średnie wspomnienia ze studenckich praktyk w lokalnej rozgłośni radiowej). Oczywiście, mając to na uwadze, możecie zarzucić mi, że już na starcie uprzedziłem się do "Spotlight". Częściowo jest to niestety prawda, ponieważ produkcję Toma McCarthy’ego obejrzałem głównie z powodu oscarowej nominacji, która przerodziła się finalnie w statuetkę, ale również, aby dać odpór prawicowo-nacjonalistycznej ciemnocie. Gdyby nie wspomniane czynniki zapewne ominąłbym film szerokim łukiem, ponieważ tego rodzaju tematyka raczej średnio mnie interesuje (a mam długą listę filmów, które chcę zobaczyć i naprawdę niewiele wolnego czasu, żeby to zrobić). Z pewnością trudno zaliczyć "Spotlight" do efektownych produkcji – akcja wlecze się wyjątkowo mozolnie, często na ekranie nie dzieje się kompletnie nic ciekawego, a kolejne przełomy w śledztwie są tak naprawdę mało przełomowe (przynajmniej dla mnie). Niemniej chyba tak właśnie wygląda praca dziennikarska – brak efektowności i powolne zbieranie danych.
źródło: Open Road Films, LLC
Czy zatem "Spotlight" można uznać za atak na kościół katolicki? Jeżeli przez słowo atak rozumiemy ujawnienie pedofilskiego skandalu, w których uczestniczyło kilkudziesięciu księży w samym Bostonie, a najwyżsi kościelni dostojnicy przez długie lata tuszowali ich wybryki, to zdecydowanie tak. Oglądając film Toma McCarthy’ego zaszokowała mnie tak naprawdę jedna rzecz. Sam problem pedofilii w kościele nie jest mi obcy (przytoczmy choćby głośne skandale w Irlandii), ale twórcy znakomicie przedstawili zmowę milczenia, która obejmuje nie tylko ofiary i sprawców, lecz niemal całą, lokalną społeczność katolicką. Nie może zatem dziwić, że ludzie, którzy zdecydowali się przerwać milczenie, automatycznie stają się wyrzutkami, a próby uzyskania informacji od zatwardziałych w wierze katolików są przeważnie całkowicie bezowocne. Układ obejmuje także wyższe sfery – absolwentów prestiżowej szkoły, którzy w dorosłym życiu zostali prawnikami, dziennikarzami czy też innymi wpływowymi personami. Za niezwykle realistyczne przedstawienie tegoż zamkniętego kręgu milczenia należą się twórcom spore brawa. Ogólny poziom realizacji tego projektu można określić mianem solidnego rzemiosła – zdjęcia są w porządku, a ścieżka dźwiękowa jest mało nachalna (po seansie myślałem, że w ogóle jej nie było, ale na YouTube można znaleźć parę ładnych utworów).
źródło: Open Road Films, LLC
Jeśli chodzi o aktorstwo to tak naprawdę trudno mi wskazać jakieś wyróżnienia dla członków zespołu Spotlight. Odrodzony Michael Keaton jest w porządku, ale z drugiej strony jego rola nijak ma się do epickiej kreacji w "Birdmanie". Z kolei Mark Ruffalo (Mike Rezendes) epatuje jakiś dziwnym dupościskiem połączonym z ADHD, więc żywię mieszane uczucia. Rachel McAdams (Sacha Pfeiffer) położyła całkowicie drugi sezon "True Detective", więc przez jakiś czas nie mam ochoty oglądać jej na ekranie. Briana d'Arcy Jamesa (Matt Carroll) zapamiętałem na tyle, żeby napisać, że był spoko. Oczywiście warto pamiętać, że aktorzy wcielili się w rzeczywiste osoby, które często pomagały im w przygotowaniach do roli. Niestety żaden z powyższych bohaterów nie był w stanie przykuć mojej uwagi na dłuższą chwilę. O wiele ciekawej wypadły postacie drugoplanowe: Liev Schreiber, wcielający się w mściwego żydowskiego redaktora naczelnego, ale przede wszystkim Stanley Tucci (Mitchell Garabedian), w znakomitej roli ormiańskiego prawnika tropiącego pedofilskie afery. Przypadkowy spisek syjonistyczno-ormiański? Nie sądzę!
źródło: Open Road Films, LLC
Chociaż "Spotlight" epatuje wyjątkową solidnością, to z dotychczas obejrzanych przeze mnie nominowanych filmów statuetkę przyznałbym "Mad Maxowi". Niemniej polecam zapoznać się z produkcją Toma McCarthy’ego choćby z tytułu braku efektowności i raczej realistycznego przedstawienia dziennikarskiego rzemiosła. Fascynujący wydaje się również fakt, że w początkach XXI wieku kościołowi katolickiemu w dalszym ciągu udawało się ukrywać aferę pedofilską na tak ogromną skalę. Z kolei wszystkim bezkrytycznym fanatykom polskiego papieża pragnę zadedykować napisy pojawiające się po ostatniej scenie filmu.
źródło: Open Road Films, LLC
Ocena: 7/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz