środa, 13 kwietnia 2016

"Thief" (1981)


What are you doing in your life that is so terrific?


Tymczasowo postanowiłem odpocząć od kinowych nowości, by przenieść się w czasie do początku lat 80-tych ubiegłego stulecia, gdy Michael Mann nie cieszył się jeszcze statusem uznanego reżysera, lecz dopiero stawiał pierwsze kroki w filmowym rzemiośle. Dzisiaj na warsztacie wylądował zatem "Thief" ("Złodziej") z 1981 roku. Dzieło o tyle ciekawe, iż wydaje mi się, że jest wyjątkowo mało znane w Polszy – przynajmniej nie potrafię sobie przypomnieć, abym w mojej wieloletniej, telewizyjnej odysei miał kiedykolwiek okazję zapoznać się z tą produkcją. Po seansie śmiało mogę stwierdzić, że naprawdę warto, ale i tak głównie chciałem się przekonać w jaki sposób zaczynał twórca "Miami Vice" oraz "Gorączki". Poza tym "Thief" to jeden z filmów, którym za pośrednictwem "Drive", swoisty hołd złożył Nicolas Winding Refn.
źródło: http://www.impawards.com
W świetle dnia Frank (James Caan) może jawić się jako zwyczajny biznesmen z Chicago. Starając się związać koniec z końcem i zapewnić sobie egzystencję na godnym poziomie nasz bohater zajmuje się handlem samochodami oraz prowadzeniem baru. Jednakże kiedy zapada zmrok daje znać o sobie mroczna przeszłość i drugie oblicze byłego skazańca. Aby wnieść się na finansowe wyżyny Frank zajmuje się tym, co umie najlepiej – rozpruwa skomplikowane sejfy. Ponieważ jest niezwykle utalentowanym specjalistą nie może narzekać na brak zleceń i niezwykle ceni sobie niezależność. Niemniej, sytuacja zaczyna zmieniać się, gdy zadłużony paser rozstaje się z życiem, a srogo wyrolowany Frank stara się odzyskać wynagrodzenie od przedstawicieli lokalnej przestępczości zorganizowanej.
źródło: http://www.moviestillsdb.com
"Thief" zadziwił mnie kompletnie niezwykle fachowym podejściem do organizowania skomplikowanych kradzieży. Tak naprawdę przez większość filmu oglądamy bowiem techniczne przygotowania ekipy Franka do spektakularnego skoku. Mozolne zabawy z kablami, wizyty u zaprzyjaźnionych metalurgów czy próby rozgryzienia wszystkich systemów alarmowych są na porządku dziennym. Może nie brzmi to szczególnie porywająco, ale uwierzcie mi, że film ogląda się naprawdę świetnie. Co więcej, wykorzystane w produkcji metody otwierania sejfów oraz urządzenia do rozpruwania, których używają bohaterowie, są jak najbardziej prawdziwe (do roli konsultanta technicznego został zatrudniony były złodziej, John Santucci, który pojawił się także na ekranie jako skorumpowany gliniarz Urizzi) . Już otwierająca scena, która rozgrywa się niemal bez słów i stanowi swoisty popis nieprzeciętnych umiejętności naszego bohatera, zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Ale przecież im dalej w las, tym więcej drzew – ilość późniejszych filmowych nawiązań do "Złodzieja" jest nieprzeciętna. Żeby nie zamulać statystykami pozwólcie, że posłużę się dosyć świeżym przykładem: pamiętacie jak w "Sicario" w meksykańskiej rezydencji barona narkotykowego Alejandro spotkał pokojówkę? W "Thief" dostajemy zatem niezwykle podobną scenę, w której Frank zachowuje się dokładnie tak samo.
źródło: http://www.moviestillsdb.com
Chicago, w którym rozgrywa się większość akcji filmu, to na pozór normalna, amerykańska metropolia. Jednakże wystarczy trochę zboczyć z głównych ulic, aby znaleźć się w gąszczu złożonych powiązań między przestępcami i policją. Leo (Robert Prosky), lokalny przedstawiciel wszechwładnego, kryminalnego syndykatu może załatwić niemal wszystko o co poprosisz (od sprzętu do napadu przez klawą rezydencję po … dziecko), o ile grzecznie grasz w jego drużynie. Miejscowi przedstawiciele prawa i porządku zamiast zajmować się zamykaniem niebezpiecznych zbrodniarzy, wymuszają haracze od uczciwych przestępców (a gdy nie chcesz się dołożyć do policyjnego funduszu emerytalnego dostajesz kontrolny wpierdol). Ale przecież życie Franka to nie samo rozpruwanie sejfów. W filmie znalazło się również miejsce na dosyć niestandardowy, rzekłbym wyrachowany, pragmatyczny i biznesowy, wątek miłosny. Akurat w tym aspekcie, w przeciwieństwie do wielu innych produkcji, nie uświadczyłem lipy. Za wielkim plus filmu można uznać również znakomitą ścieżkę dźwiękową stworzona przez niemiecki zespół Tangerine Dream. Oczywiście będzie to zaleta główne dla osób pogrążonych w nostalgicznej tęsknocie za solidnym, elektronicznym brzmieniem z początku lat 80-tych ubiegłego stulecia. Niemniej, osobiście uważam, iż muzyka została wspaniale dobrana, przez co bardzo dobrze komponuje się z filmowymi wydarzeniami. Dlatego też kompletnie nie potrafię zrozumieć z jakiego powodu ścieżka dźwiękowa "Złodzieja" została nominowana w kategorii najgorsze OST w drugiej edycji Złotych Malin.
źródło: http://www.moviestillsdb.com
Jeśli chodzi o aktorstwo to "Złodzieja" mogę podsumować wyłącznie dwoma słowami: James Caan. Frank w jego wykonaniu wypada po prostu olśniewająco epicko – myślę, że jest to nawet lepsza rola niż Sonny Corleone z "Ojca Chrzestnego". W szczególności znakomicie wypadły monologi oraz momenty, w których były skazaniec z poważnego, chłodnego biznesmena przeistacza się nieokrzesanego chama epatującego roszczeniowo-arogancką postawą. Wyraz twarzy Franka wypowiadającego kwestię You talking to me or somebody else walk in this room? na zawsze wrył mi się głęboko w pamięć. Nie da się ukryć, że James Caan od samego początku chwycił film za jajca i nie wypuścił ich aż do napisów końcowych. A na drugim planie oprócz debiutującego na dużym ekranie w dosyć późnym wieku Roberta Prosky’ego znaleźli się m.in. James Belushi (Barry), Dennis Farina (Carl) oraz popularny piosenkarz country i aktor w jednej osobie, Willie Nelson (Okla). Warto również zwrócić uwagę na Tuesday Weld wcielającą się w Jessie.
źródło: http://www.moviestillsdb.com
Abstrahując już od znakomitego poziomu "Złodzieja" film Michaela Manna warto obejrzeć choćby dla wpływu, jaki wywarł na wiele późniejszych produkcji. Dodajmy do tego jeszcze epicką rolę Jamesa Caana, intrygującą historię, realizm złodziejskiego rzemiosła oraz doskonale dobraną ścieżkę dźwiękową. Czy można oczekiwać czegoś więcej?
źródło: http://www.moviestillsdb.com
Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz