sobota, 9 stycznia 2016

"Sicario"



Ponieważ całkiem niedawno ponownie schwytany został legendarny Joaquín "El Chapo" Guzmán Loera, stojący na czele potężnego kartelu z Sinaloa, nadarzyła się znakomita okazja, aby obejrzeć chwalone powszechnie "Sicario" (a przede wszystkim nawiązać do tego faktu w recenzji, dzięki czemu może wydawać się, że autor jest wyjątkowo na czasie w kwestii meksykańskiej wojny narkotykowej). Oczywiście powodów do obejrzenia filmu Denisa Villeneuve’a było o wiele więcej. Pozwólcie zatem, że wymienię choćby osobę reżysera, Emily Blunt oraz Benicio Del Toro, których bardzo lubię i szanuję, a także dosyć aktualną i interesującą tematykę. Tzw. meksykańska wojna narkotykowa trwa już niemal dekadę (jeśli za początek przyjmiemy 2006 rok), a zakończenia konfliktu jak nie było widać na początku, tak w dalszym ciągu nie ma. Jeśli macie ochotę zgłębić powyższą tematykę to oczywiście oprócz szeroko dostępnych źródeł internetowych polecam książkę El Narco autorstwa Ioana Grillo (Wydawnictwo REMI, Warszawa 2012) z niezwykle złożonym i całościowym podejściem do tematu.
źródło: http://www.impawards.com
Główną bohaterką "Sicario" (co oznacza tytuł dowiecie się na samym początku, więc nie ma za bardzo sensu tego opisywać w recenzji) jest Kate Macer (Emily Blunt), agentka FBI dowodząca jednostką taktyczną odbijającą zakładników. W czasie jednej z typowych akcji, wskutek przemyślanej zasadzki ginie dwóch policjantów, a ponadto okazuje się, że w ścianach szturmowanego budynku zamurowano kilkadziesiąt osób. Oczywiście odpowiedzialnością za tę makabryczną zbrodnię obarczony zostaje jeden z meksykańskich karteli, dysponujący biznesowym przedstawicielstwem w USA. Kate oraz jej partner Reggie (Daniel Kaluuya) zostają zwerbowani do międzyagencyjnego projektu, na czele którego stoi tajemniczy Matt Graver (Josh Brolin), wspierany przez jeszcze bardziej tajemniczego Alejandro (Benicio Del Toro).
źródło: http://www.sicariofilm.com/
Nie da się ukryć, że reżyser Denis Vileneuve oraz scenarzysta Taylor Sheridan (słynny Hale z "Sons of Anarchy") zrobili naprawdę dobrą robotę. "Sicario" nie jest bowiem produkcją łatwą w odbiorze. Oglądając film nie liczcie, że ktokolwiek wyjaśni Wam co się dzieje na ekranie – znajdziecie się w totalnej konfuzji, podobnie jak Kate, nieświadoma istnienia złożonych powiązań i działań dalekich od poszanowania jakiegokolwiek prawa. To z pewnością należy zaliczyć jako ogromny plus, ponieważ twórcom udało się znakomicie przedstawić obraz bezwzględnej wojny narkotykowej, w której nic do końca nie jest jasne – nawet dla agentki FBI, która ma przecież styczność z tematem na co dzień. Spójrzmy bowiem na jedną z najlepszych sekwencji filmu – dynamiczną wyprawę konwoju do Ciudad Juárez po wysoko postawioną figurę z jednego z meksykańskich karteli. Oprócz CIA, występującej w osobie Matta, w realizacji misji wzięły między innymi udział FBI (Kate), U.S. Marshals (weseli panowie w kowbojskich kapeluszach), U.S. Customs and Border Protection (przejazd przez granicę taki łatwy), zwykła meksykańska policja (czynnik wysoce korupcjogenny), Policía Federal, a za obstawę naszych bohaterów posłużyli nieumundurowani członkowie DELTA Force. Nie zapominajcie również o Alejandro, reprezentującym opcję określaną jako Medellín. Imponujące, nieprawdaż?
źródło: http://www.sicariofilm.com/
Samo przedstawienie Ciudad Juárez może robić ogromne wrażenie – bezkresna plątanina uliczek, prawdziwa miejska dżungla, w której na każdym kroku roi się od członków karteli narkotykowych oraz przekupnych, lokalnych policjantów, a nocą urządza się tzw. fajerwerki. Miejsce raczej średnio wygodne do życia, a przecież mieszka tam prawie półtora miliona ludzi! W kontekście wizualnego piękna warto również zwrócić uwagę na bezsprzecznie znakomite pustynne pejzaże – wielkie oklaski za te zdjęcia! Ponadto na plus należy zaliczyć poziom brutalności – krwawe strzelaniny, wieszanie ludzi na wiaduktach, tortury rodem z Guantanamo czy zamurowywanie ciał w ścianach budynków (zawsze zastanawiałem się po co?) są na porządku dziennym – aczkolwiek muszę przyznać, że nie są to rzeczy, o których nie słyszałbym już wcześniej. Jednakże prawdziwe wrażenie wywarła na mnie scena kolacji brutalnie przerwana przez Alejandro – takich rzeczy nie ogląda się na co dzień w Hollywood, więc daję dodatkową gwiazdkę za odwagę.
źródło: http://www.sicariofilm.com/
Jeśli natomiast miałbym poprawić parę rzeczy, to z pewnością zacząłbym od konstrukcji głównej bohaterki. Moim zdaniem doszło tutaj troszkę do małej konfuzji. O wiele lepiej przyjąłbym Kate z jej idealistycznym zacięciem, gdyby była zwyczajną funkcjonariuszką FBI, a nie, jak się zresztą wspomina w "Sicario", od samego początku kariery zajmowała się wyważaniem drzwi, by w końcu stanąć na czele jednostki taktycznej odbijającej zakładników z rąk porywaczy. Osobiście nie spodziewam się po takich ludziach moralnych wątpliwości, lecz niemal ślepego posłuszeństwa i wykonywania rozkazów bez ich kwestionowania (przy czym nie uznaję tego za jakiś przytyk). Druga rzecz to wyciskający pot z dupy wątek meksykańskiego policjanta Silvio (Maximiliano Hernández) i jego kochającego grać w piłkę synka. Rozumiem, że w tej wojnie biorą udział głównie zwykli ludzie, ale naprawdę średnio interesuje mnie co jedzą na śniadanie.
źródło: http://www.sicariofilm.com/
O głównej bohaterce napisałem już kilka słów, ale muszę przyznać, że Emily Blunt dosyć dobrze odegrała emocje targające Kate. Nie jest to może oscarowa kreacja, aczkolwiek nie mam większych uwag (może oprócz tego, że tym razem nie wygląda zjawiskowo). Josh Brolin kontynuuje dobrą passę z "Inherent Vice", tworząc całkiem sympatyczną postać. Jednak nie jestem w stanie oprzeć się wrażeniu, że Matt to taki trochę Lebowski świata służb specjalnych: wiecznie wyluzowany, zblatowany z kim trzeba, noszący wyjątkowo obskurne obuwie oraz nie przejmujący się praktycznie niczym – Jeff Bridges zawsze na propsie! Abstrahując od tych solidnych kreacji to moim zdaniem największe brawa należą się Benicio Del Toro. Alejandro to po pierwsze znakomicie napisana postać, a po drugie świetnie zagrana – małomówność bohatera wymiernie wzmaga aurę tajemniczości. Wielkie brawa! Z wkurwiających postaci wyróżnia się natomiast Daniel Kaluuya – praworządny i sprawiedliwy, jak przystało na prawnika w szeregach FBI.
źródło: http://www.sicariofilm.com/
"Sicario" to naprawdę solidne kino, epatujące momentami wyjątkową brutalnością, aczkolwiek doskonale ukazujące złożoną sieć powiązań napędzających meksykańską wojnę narkotykową oraz wcielanie w życie zasady, iż cel uświęca środki. Co prawda można było o wiele lepiej skonstruować główną bohaterkę, ale jest to szczegół, który nie przeszkadza aż tak bardzo w cieszeniu się filmem. Polecam bardzo bardzo!
źródło: http://www.sicariofilm.com/
Ocena: 8/10 (byłaby mocarna siódemka, ale jedna dodatkowa gwiazdka za scenę rodzinnej kolacji z Alejandro)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz