Jeśli ktokolwiek mówił o "Wilku z Wall Street" to wyłącznie dobrze. Co więcej, z wielu źródeł dochodziły
wyłącznie zachwyty nad najnowszym dziełem Martina Scorsese. Były to jeszcze
czasy przed tegorocznym rozdaniem Oscarów, więc po cichu liczyłem, że może wreszcie
Akademia doceni geniusz Leonardo DiCaprio i obdarzy go upragnionym
wyróżnieniem. Moim zdaniem równie dobrze mógłby dostać Oscara za rolę w "Wielkim Gatsbym", ale jak wiemy historia potoczyła się innym torem. Po raz
kolejny nie udało mi się załapać na kinową projekcję "Wilka z Wall Street",
toteż dopiero teraz nadrabiam zaległości.
źródło: http://www.impawards.com |
Oczywiście historia przedstawiona
w filmie Scorsese jest based on true
story. Jordan Belfort (Leonardo DiCaprio) rozpoczął pracę na Wall Street
jako szeregowy pracownik do wybierania numerów. Po jakimś czasie udało się mu
zdobyć licencję maklera, aczkolwiek niefortunnie wypadł akurat 19 października
1987 roku, który przeszedł do historii jako Czarny Poniedziałek (gwałtowny
spadek Dow Jones Industrial Average pociągnął za sobą indeksy giełdowe na całym
świecie). Jak łatwo się domyślić krach na giełdzie bardzo niekorzystnie wpłynął
na karierę pana Belforta. Jednakże po utracie pracy na Wall Street nasz bohater
nie załamał się i zajął się akcjami o małej wartości, by z czasem rozpocząć
budowę własnej firmy.
źródło: http://www.thewolfofwallstreet.com |
Pod względem fabularnym "The Wolf
of Wall Street" to oczywiście typowa historia o człowieku, który z niczego
buduje fortunę, by następnie zaliczyć spektakularną glebę. Widzieliśmy już
setki tego rodzaju opowieści. Niemniej ani przez chwilę nie czułem się znużony
filmem Martina Scorsese. Reżyser podszedł do tematu bardzo lekko, przez co
momentami jest naprawdę zabawnie. Rytuały pracowników Stratton Oakmont to
najprawdziwsza groteska. Nie wspominam tutaj o koksie, tabsach i orgiach (jest
nawet jedna homoseksualna), które po prostu wypełniają ekran, ale choćby o
rzucaniu karłami do tarczy czy też motywacyjnych przemowach Belforta. Pod
względem narkotyków w "Wilku z Wall Street" początkowo króluje oczywiście
kokaina, ale z czasem pole position
zyskuje metakwalon (methaqualone), sprzedawany w USA pod nazwą Quaalude oraz
Lemmon. Oryginalnie stosowany jako środek nasenny, bardzo szybko dał się poznać
jako narkotyk o działaniu zbliżonym do barbituranów. Niestety w Polsce
metakwalon został wykreślony z listy leków, ale w niektórych państwach
europejskich jest stosowany w dalszym ciągu, a największą popularnością cieszy
się ponoć w RPA. Sceny zażywania Quaalude to jedne z najlepszych sekwencji w
filmie. W szczególności polecam moment, w którym Jordan i Donnie przyjmują
dawkę legendarnej, najlepszej wyprodukowanej serii metakwalonu (Lemmon 714) w
dziejach. Moim zdaniem DiCaprio powinien dostać Oscara za samą scenę pełzania do
samochodu. Tak doskonałych faz nie widziałem od czasów "Fear and Loathing in
Las Vegas".
Mark Hanna - najlepsza postać w filmie. źródło: http://www.thewolfofwallstreet.com |
Jednakże "Wilk z Wall Street" nie
traktuje wyłącznie o prochach, dziwkach i hajsie, chociaż wypełniają one film
po brzegi. Mechanizmy, dzięki którym Belfort odniósł sukces, zostały ukazane
dosyć pobieżnie i z przymrużeniem oka, aczkolwiek twórcy zrobili to z pełną
świadomością. Bodajże dwakroć Belfort zwraca się bezpośrednio do widzów
próbując wyjaśnić jak to wszystko działa, ale w końcu stwierdza, że i tak tego
nie zrozumieją. I słusznie bardzo, ponieważ mieliśmy już znacznie poważniejsze
pod tym względem "Margin Call". Niemniej na ekranie wspomina się o tym, że
prawdziwym zagrożeniem dla rynku finansowego nie jest bogacenie się na
przewałach w handlu tanimi akcjami, ale skomplikowane instrumenty takie jak
choćby obligacje zabezpieczone długiem (CDO). Do czego doprowadziły mogliśmy
się przekonać w czasie ostatniego kryzysu. Niemniej w filmie dominuje konwencja
humorystyczna. Z pewnością warto zwrócić uwagę na monolog Donniego na temat
rozwiązywania problemów niedorozwiniętych dzieci, dyskusję zarządu Stratton
Oakmont o karłach czy też wytyczne odnośnie częstotliwości codziennej
masturbacji.
źródło: http://www.thewolfofwallstreet.com |
Aktorstwo w "Wilku z Wall Street"
jest po prostu wyśmienite. Leonardo DiCaprio zanotował kolejny świetny występ.
Najbardziej przypadł mi do gustu w scenach zażywania koksu i metakwalonu.
Podobno sam oryginalny Jordan Belfort instruował aktora jak należy się
zachowywać po przyjęciu narkotyków. Godnie zaprezentował się również Jonah
Hill. Donnie w jego wykonaniu jest po prostu znakomity. W zasadzie wśród całej
obsady nie mam kogo napiętnować za występ. Nawet Kyle Chandler (Denham), który
zwykle wypada raczej czerstwo, tutaj wcale mnie nie mierził. Na największe
oklaski zasłużył natomiast pojawiający się jedynie w krótkim epizodzie Matthew
McConaughey. Śmiem twierdzić, że Mark Hanna to najlepsza postać w całym filmie,
a walenie się w klatę przy jednoczesnym intonowaniu pieśni przejdzie do
legendy.
Donnie - Człowiek Metakwalon źródło: http://www.thewolfofwallstreet.com |
"Wolf of Wall Street" to
znakomita rozrywka na najwyższym poziomie. Naprawdę warto poświęcić trzy
godziny z życia by zapoznać się z tym niezwykle udanym dziełem Martina
Scorsese. Tutaj każdy znajdzie coś dla siebie: niektórzy zwiększą częstotliwość
codziennej masturbacji zgodnie z wytycznymi Marka Hanny, inni będą próbowali
posiąść metakwalon, aby ujebać się jak Jordan i Donnie, a jeszcze inni
codziennie przed rozpoczęciem nisko płatnej i bezsensownej pracy zaczną walić
się w klatę dla lepszej motywacji. Jeden z najlepszych filmów roku 2013.
źródło: http://www.thewolfofwallstreet.com |
Ocena: 9/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz