środa, 9 kwietnia 2014

"The Wolf of Wall Street"



Jeśli ktokolwiek mówił o "Wilku z Wall Street" to wyłącznie dobrze. Co więcej, z wielu źródeł dochodziły wyłącznie zachwyty nad najnowszym dziełem Martina Scorsese. Były to jeszcze czasy przed tegorocznym rozdaniem Oscarów, więc po cichu liczyłem, że może wreszcie Akademia doceni geniusz Leonardo DiCaprio i obdarzy go upragnionym wyróżnieniem. Moim zdaniem równie dobrze mógłby dostać Oscara za rolę w "Wielkim Gatsbym", ale jak wiemy historia potoczyła się innym torem. Po raz kolejny nie udało mi się załapać na kinową projekcję "Wilka z Wall Street", toteż dopiero teraz nadrabiam zaległości.
źródło: http://www.impawards.com
Oczywiście historia przedstawiona w filmie Scorsese jest based on true story. Jordan Belfort (Leonardo DiCaprio) rozpoczął pracę na Wall Street jako szeregowy pracownik do wybierania numerów. Po jakimś czasie udało się mu zdobyć licencję maklera, aczkolwiek niefortunnie wypadł akurat 19 października 1987 roku, który przeszedł do historii jako Czarny Poniedziałek (gwałtowny spadek Dow Jones Industrial Average pociągnął za sobą indeksy giełdowe na całym świecie). Jak łatwo się domyślić krach na giełdzie bardzo niekorzystnie wpłynął na karierę pana Belforta. Jednakże po utracie pracy na Wall Street nasz bohater nie załamał się i zajął się akcjami o małej wartości, by z czasem rozpocząć budowę własnej firmy.
źródło: http://www.thewolfofwallstreet.com
Pod względem fabularnym "The Wolf of Wall Street" to oczywiście typowa historia o człowieku, który z niczego buduje fortunę, by następnie zaliczyć spektakularną glebę. Widzieliśmy już setki tego rodzaju opowieści. Niemniej ani przez chwilę nie czułem się znużony filmem Martina Scorsese. Reżyser podszedł do tematu bardzo lekko, przez co momentami jest naprawdę zabawnie. Rytuały pracowników Stratton Oakmont to najprawdziwsza groteska. Nie wspominam tutaj o koksie, tabsach i orgiach (jest nawet jedna homoseksualna), które po prostu wypełniają ekran, ale choćby o rzucaniu karłami do tarczy czy też motywacyjnych przemowach Belforta. Pod względem narkotyków w "Wilku z Wall Street" początkowo króluje oczywiście kokaina, ale z czasem pole position zyskuje metakwalon (methaqualone), sprzedawany w USA pod nazwą Quaalude oraz Lemmon. Oryginalnie stosowany jako środek nasenny, bardzo szybko dał się poznać jako narkotyk o działaniu zbliżonym do barbituranów. Niestety w Polsce metakwalon został wykreślony z listy leków, ale w niektórych państwach europejskich jest stosowany w dalszym ciągu, a największą popularnością cieszy się ponoć w RPA. Sceny zażywania Quaalude to jedne z najlepszych sekwencji w filmie. W szczególności polecam moment, w którym Jordan i Donnie przyjmują dawkę legendarnej, najlepszej wyprodukowanej serii metakwalonu (Lemmon 714) w dziejach. Moim zdaniem DiCaprio powinien dostać Oscara za samą scenę pełzania do samochodu. Tak doskonałych faz nie widziałem od czasów "Fear and Loathing in Las Vegas".
Mark Hanna - najlepsza postać w filmie.
źródło: http://www.thewolfofwallstreet.com
Jednakże "Wilk z Wall Street" nie traktuje wyłącznie o prochach, dziwkach i hajsie, chociaż wypełniają one film po brzegi. Mechanizmy, dzięki którym Belfort odniósł sukces, zostały ukazane dosyć pobieżnie i z przymrużeniem oka, aczkolwiek twórcy zrobili to z pełną świadomością. Bodajże dwakroć Belfort zwraca się bezpośrednio do widzów próbując wyjaśnić jak to wszystko działa, ale w końcu stwierdza, że i tak tego nie zrozumieją. I słusznie bardzo, ponieważ mieliśmy już znacznie poważniejsze pod tym względem "Margin Call". Niemniej na ekranie wspomina się o tym, że prawdziwym zagrożeniem dla rynku finansowego nie jest bogacenie się na przewałach w handlu tanimi akcjami, ale skomplikowane instrumenty takie jak choćby obligacje zabezpieczone długiem (CDO). Do czego doprowadziły mogliśmy się przekonać w czasie ostatniego kryzysu. Niemniej w filmie dominuje konwencja humorystyczna. Z pewnością warto zwrócić uwagę na monolog Donniego na temat rozwiązywania problemów niedorozwiniętych dzieci, dyskusję zarządu Stratton Oakmont o karłach czy też wytyczne odnośnie częstotliwości codziennej masturbacji.
źródło: http://www.thewolfofwallstreet.com
Aktorstwo w "Wilku z Wall Street" jest po prostu wyśmienite. Leonardo DiCaprio zanotował kolejny świetny występ. Najbardziej przypadł mi do gustu w scenach zażywania koksu i metakwalonu. Podobno sam oryginalny Jordan Belfort instruował aktora jak należy się zachowywać po przyjęciu narkotyków. Godnie zaprezentował się również Jonah Hill. Donnie w jego wykonaniu jest po prostu znakomity. W zasadzie wśród całej obsady nie mam kogo napiętnować za występ. Nawet Kyle Chandler (Denham), który zwykle wypada raczej czerstwo, tutaj wcale mnie nie mierził. Na największe oklaski zasłużył natomiast pojawiający się jedynie w krótkim epizodzie Matthew McConaughey. Śmiem twierdzić, że Mark Hanna to najlepsza postać w całym filmie, a walenie się w klatę przy jednoczesnym intonowaniu pieśni przejdzie do legendy.
Donnie - Człowiek Metakwalon
źródło: http://www.thewolfofwallstreet.com
"Wolf of Wall Street" to znakomita rozrywka na najwyższym poziomie. Naprawdę warto poświęcić trzy godziny z życia by zapoznać się z tym niezwykle udanym dziełem Martina Scorsese. Tutaj każdy znajdzie coś dla siebie: niektórzy zwiększą częstotliwość codziennej masturbacji zgodnie z wytycznymi Marka Hanny, inni będą próbowali posiąść metakwalon, aby ujebać się jak Jordan i Donnie, a jeszcze inni codziennie przed rozpoczęciem nisko płatnej i bezsensownej pracy zaczną walić się w klatę dla lepszej motywacji. Jeden z najlepszych filmów roku 2013.
źródło: http://www.thewolfofwallstreet.com
Ocena: 9/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz