Kontynuując udział w zimowej
edycji Sztuki za 6-stkę postanowiłem
wybrać się na kolejną tegoroczną polską produkcję o dużym potencjale. "Jeziorak", wyreżyserowany przez Michała Otłowskiego na podstawie jego własnego
scenariusza, zapowiadał się co najmniej ciekawie, a zważywszy, że moja ostatnia
passa filmowych wyborów kończyła się przeważnie ocenami 8/10 (przy czym należy
podkreślić, że nadrabiałem zaległości ze Stanleya Kubricka) liczyłem na
podtrzymanie hossy. Reżyser i scenarzysta w jednej osobie to dla mnie
oczywiście kompletny no name, ale
skoro debiutanckie "Hardkor Disko" Krzysztofa Skoniecznego wypadło tak
znakomicie to czemu Michałowi Otłowskiego miałoby się nie udać? Niemniej
zadanie było niełatwe, ponieważ "Jeziorak" zapowiadano jako kryminał. Nie dość,
że w filmowej Polszy nie jest to najbardziej popularny gatunek (co dziwi
niezmiernie, jeśli spojrzeć na najbardziej poczytne powieści), to na dodatek w
USA oraz Skandynawii powstają liczne produkcje co najmniej solidne (jak na
przykład "The Girl with the Dragon Tattoo"), a momentami ocierające się nawet o
mistrzostwo (wspomnijmy choćby casus "True Detective"). Moim zdaniem zaskoczyć
świadomego widza w tej kategorii jest zatem niezwykle ciężko, więc doceniam
odwagę reżysera i scenarzysty.
źródło: http://www.filmweb.pl |
Jak wyraźnie wskazuje tytuł akcja
filmu została osadzona w obrębie Pojezierza Iławskiego. Śmiało można postawić
pytanie czyż nie zrobiono tego celowo jako ukłon ku skandynawskim krajobrazom? Podkomisarz
Iza Dereń (Jowita Budnik) z komendy powiatowej w jakimś zadupnym miasteczku,
którego nazwę zaraz zapomniałem, zajmuje się sprawą zabójstwa wyłowionej z
jeziora prostytutki. Czas na trudne dochodzenie nie jest najlepszy, ponieważ
nasza bohaterka jest w zaawansowanej ciąży, a ojciec dziecka i jego partner
zaginęli przed dwoma dniami w wysoce tajemniczych okolicznościach. Aby
przyspieszyć tok śledztwa komendant Wolski (Mariusz Bonaszewski) przydziela do
sprawy rookie’ego, aspiranta Marca
(Sebastian Fabijański). Wbrew pierwszym wrażeniom chłopak okazuje się
utalentowanym śledczym, a z pozoru niepowiązane sprawy zaczynają się stopniowo
układać w dramatyczną całość.
źródło: http://www.filmweb.pl |
Nawet średnio ogarnięty widz
powinien zauważyć, że "Jeziorak" jawnie i wyjątkowo mocno inspiruje się
skandynawskimi kryminałami oraz ich amerykańskimi ekranizacjami. Można rzecz,
że z tego powodu film Michała Otłowskiego pod wieloma względami jest po prostu
oderwany od polskiej, pszenno-buraczanej rzeczywistości. Zacznijmy od
krajobrazów, które są oczywiście niezaprzeczalnie rodzime (choć mniejszość niemiecka może mieć inne zdanie), niemniej jak już
wspomniałem powyżej, kojarzą mi się raczej ze Skandynawią. Warto dodać, że w
filmie nie ma ani krzty słońca. Widzieliście kiedykolwiek produkcję poświęconą
polskiej policji, w której nie pije się w ogóle wódki? Oczywiście, ktoś może
podnieść słuszny zarzut, że główna bohaterka jest brzemienna bardzo, ale nie
dotyczy to przecież jej kolegów z komisariatu! Dodam również, że poziom
bluzgania wydaje się niezwykle niski, rzekłbym nawet śladowy. Ponadto cała
intryga jest niezwykle linearna i idzie niemal jak po sznurku. W "Jezioraku"
nie ma miejsca na błędne tropy, spektakularne wtopy czy ślepe uliczki –
podkomisarz Dereń od niemal każdej napotkanej postaci wydobywa kluczowe informacje,
które posuwają śledztwo naprzód. Odpowiedzcie sobie zatem na proste pytanie:
czy dysponując wiedzą o setkach śledztw umorzonych z braku dowodów czy też dochodzeń
ciągnących po kilka lat bez wyraźnego efektu jesteście w stanie uwierzyć w
prawdziwość "Jezioraka"?
źródło: http://www.filmweb.pl |
Skandynawsko-amerykańskie
odchylenie przejawia się również w sztampowości produkcji Michała Otłowskiego.
W filmie pojawia się jedna z najczęściej wykorzystywanych klisz: chociaż
lokalna policja jest do cna pogrążona w korupcji, to istnieją przecież
nieskalani nią agencji federalni, po prostu nieprzekupni ludzie spoza układu. W "Jezioraku" rolę nietykalnych pełni
ekipa z komendy wojewódzkiej, dowodzona przez zimnego Vogta (Michał Żurawski).
Swoją drogą w pracy policji zdecydowanie brakuje realizmu. Oczywiście nie
mówimy tutaj o poziomie z bling
blingowych produkcji TVN, ale twórcy troszkę przegięli. Naprawdę chcecie
bym uwierzył, że jakaś zadupna powiatowa komenda ma taki sprzęt i porusza się
po okolicy takimi autami? No cóż, może czasy się zmieniły, a mi brakuje wiary? Do
innych bardzo typowych rozwiązań należy dodać także prostytutki za wschodniej
granicy oraz lokalne układy biznesowo-policyjne. Mam również ogromne pretensje
za jedno z rozwiązań fabularnych (można to uznać za spoiler). Zwróćcie uwagę na
scenę podpalenia samochodu: potrafię zrozumieć, że pasażerowie z przodu dostali
gazem po oczach i byli oszołomieni, ale dlaczego człowiek siedzący z tyłu
postanowił nie wysiadać z auta i zginąć w eksplozji (która swoją drogą
nastąpiła błyskawicznie)? Równie sensownie wypadli profesjonalni asasyni
bezsensownie ostrzeliwujący domek letniskowy. Cóż za absurdalnie niepolska
scena!
źródło: http://www.filmweb.pl |
Z pewnością wielkim plusem "Jezioraka" jest obsada. Do głównych ról zaangażowano bowiem aktorów, których
twarze (przynajmniej z mojej perspektywy) nie są totalnie opatrzone. Jowita
Budnik na ekranie prezentuje się naprawdę solidnie i kupuję postać podkomisarz
Dereń w jej wykonaniu. Oczywiście policjantka jest może trochę zbyt doskonała
doskonała, ale to już raczej wynika z ułomności scenariusza. Poprawnie wypadł
natomiast Sebastian Fabijański, aczkolwiek nie jest to kreacja wyróżniająca się
na tle setek innych sidekicków.
Oklaski z pewnością powinni natomiast otrzymać Mariusz Bonaszewski za dobrą
rolę komendanta Wolskiego, Michał Żurawski wcielający się w bezwzględnego Vogta
oraz Łukasz Simlat za małomównego Bryla. Na drugim planie przewija się
natomiast wiele znanych twarzy – m.in.: Przemysław Bluszcz, Lech Dyblik czy
choćby Stanisław Brudny. Totalnym niewypałem okazało się natomiast
zaangażowanie Agaty Buzek, o którym dowiadujemy się już w trakcie napisów
początkowych (ze specjalnym udziałem).
Dlaczegóż, pytałem rozpaczliwie oglądając jej ekranowe wygibasy. Córka znanego
polityka jest w "Jezioraku" potrzebna jak przysłowiowej kurwie deszcz. Czyż
hajs zgadzał się za bardzo?
źródło: http://www.filmweb.pl |
Brak pierwiastka polskości
sprawia, że "Jeziorak" staje się produkcją uniwersalną, która mogłaby rozgrywać
się w dowolnym miejscu w Skandynawii, Nowej Fundlandii czy choćby w mniej popularnych zakątkach Missouri (szczególnie bimbrownia kojarzy się z fabrykami metamfetaminy z "Winter’s Bone"). Chociaż w recenzji pojawiły się niemal same hejty, to muszę
przyznać, że film jest nakręcony bardzo solidnie i pod względem realizycyjnym
nie ma się do czego przyczepić. Co więcej kilka ujęć jest naprawdę niezwykle
klimatycznych. Czy warto zatem obejrzeć "Jezioraka"? Tak jak wielokrotnie powtarzałem
każda projekcja w jakiś sposób wpływa na nasze życie, każdy seans poszerza naszą
wiedzę. Zobaczcie zatem jak w pszenno-buraczanej Polszy nakręcono film
pozbawiony pierwiastka polskości na modłę skandynawsko-amerykańską. Pod wieloma
względami ciekawe doświadczenie, chociaż ocena relatywnie niska.
źródło: http://www.filmweb.pl |
Ocena: 5/10.